- Ej! Ale nie zostawiajcie mnie tutaj! - zrozpaczony wołałem za Kapelusznikiem, który był już parę metrów dalej.
Próbowałem się wyszarpać, jednak te łańcuchy co raz mocniej uwierały moje nadgarstki.
- Tutaj panie Pines nasze drogi się rozstają! - krzyknął, nawet się do mnie nie odwracając.
- Ale jak to?! Przecież to pustynia jest! Tu do cholery jasnej nic nie ma! - w końcu się poddałem i oparłem plecami o korę martwego już drzewa, do którego byłem przywiązany.
Przecież ja nawet nie wiedziałem gdzie jestem! Rzekomo tak wyglądał kolejny wymiar, do którego zawędrowaliśmy. Ile to już minęło? Nie miałem pojęcia... Zaliczyłem wszystko: próby ucieczek, nocki w klatce za nieposłuszeństwo, napady histerii, liczne wypadki i serię upokorzeń, ze względu na swoją słabą fizyczną wytrzymałość. Nawet głupiego pudła z hula hop i obręczami nie umiałem przenieść! A było chodzić na siłownię... Chociaż i tak pewnie bym nie mógł nawet, gdybym chciał. Faktycznie byłem beznadziejny, jak to mówił Kapelusznik- pod każdym względem. Tyle dobrze, że w dużej mierze oszczędzili mi noszenia łańcuchów.
Siwa cały czas trzymał mnie blisko siebie. Gdyby nie fakt, że to demon, byłbym w stanie uznać gostka za miłą osobę. Jednak wszystko, co "dobre" kiedyś się kończy.
Choć u mnie nie było rzeczy dobrych... Tęskniłem za siostrą, za rodziną... Nawet za tym durnym drzewem w ogródku i płotem. A co do Mabel, to nawet nie wiedziałem, czy żyje, lub nie... Chciałem uciec, mimo że nie więzili mnie tam za bardzo.
Traktowano mnie luźno... Najczęściej byłem powietrzem dla grupy cyrkowców, którzy dzień w dzień zajmowali się swoimi interesami.
W tym wymiarze panował taki upał, że myślałem, że zaraz zostanie ze mnie popiół lub mokra plamka pod uschniętym drzewem. Wszędzie piasek, węże i skorpiony. Czego chcieć więcej?
Z niedowierzaniem patrzyłem na całą ekipę, w tym na demona, który szczerzył się wrednie. Że oni się w tych ciuchach nie gotowali to... to był szczyt! Chłopak jeszcze podszedł do mnie z rulonem papieru, który zawiązał u łańcucha, tak żebym też i nie sięgał... Co za wrednota... Ale czego ja się miałem spodziewać?
- Dlaczego zostawiacie mnie na pustyni?! - ponowiłem pytanie, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
- To nie jest pustynia - mruknął i przykucnął na przeciwko. Ręką delikatnie zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy. - Ten wymiar, jak każdy inny, rządzi się swoimi prawami...
- Jak nie pustynia?! - pisnąłem, przerywając wykład temu debilowi.
- "Rzeczywistość to iluzja."*** Pamiętaj panie Pines - to, że ludzie czegoś nie widzą, nie oznacza, że tego nie ma - poczochrał mi włosy. - Narka.
Zatkało mnie... Co to w ogóle za stwierdzenie? I co to miało do mojej obecnej sytuacji? Do moich uszu doleciała jedna ze skocznych ballad, którą odśpiewywała cała grupa.
- Hej! Hej! - darłem się, jednak po chwili zupełnie zniknęli mi z oczu.
Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Tyłek zaczął mnie boleć. Nawet jakiś skorpion przez moment się mną zainteresował, a ja darłem się, jak baba, gdy ten od tak spacerował sobie po moich nogach. Po pewnym czasie moje gardło można było porównać do tego piasku wokół.
- Ty jesteś Heniek! Skorpion Heniek! Pasuje ci? - mówiłem do zwierzaka zachrypniętym już głosem. Do czego to doszło? Żebym gadał ze skorpionem? Choć... To nie takie dziwne... Ludzie lubią gadać ze zwierzętami, takimi jak pieski i kotki, więc czemu ja bym miał nie gadać sobie do skorpiona? - Fajnie, że się ze mną zgadzasz, Heniek... Jako, że prawdopodobnie tu umrę to... To wiedz, że byłeś w ostatnim momencie mego popieprzonego życia moim jedynym przyjacielem... - mógłbym przysiąc, że nawet w "oczach" tego skorpiona wyglądałem, jak idiota. - Ej! Ale no nie odchodź! Wracaj! Pokażę ci coś! Widzisz tego trójkątnego idiotę obok?!
- Bardzo śmieszne, Sosenko.
- Wracaj tu ty skorupiaku jeden! Przecież taki Latający Nachos to dopiero jazda!
Tym sposobem Heniek mnie opuścił... Przymknąłem oczy, zdając sobie powoli sprawę, że ten war sprawiał, że tylko bardziej mi odwalało. Jaki latający Nachos? Takie cośki to były na Dziwnogedonie... Gdybym był w filmie na domiar złego pewnie by przeszła jakaś burza piaskowa lub coś w ten deseń żeby idealnie uwieńczyć tą moją złą passę. Ale to nie nastąpiło. Poczułem delikatny dotyk na ramieniu.
- Sosenko!
Uchyliłem powieki i zlustrowałem tego kogoś znudzonym wzrokiem. Obok mnie siedział jakiś chłopak. Miałem dziwne poczucie deja vu. Ten wysoki cylinder lewitujący nad jego głową i czarna muszka u szyi wydawały mi się dziwnie znajome. Choć nie pasowała mi tutaj opaska na prawym oku, którą dodatkowo osłaniała blond grzywka. Ubrany był dosyć dziwnie? Z pewnością... Zaskakujący była ta mieniąca się różnymi odcieniami żółci i złota koszula oraz czarne rękawice na dłoniach. Doznałem olśnienia.
- Bill? - poczułem jak z moich nadgarstków znikają łańcuchy.
- We własnej osobie - podkreślił.
Do moich uszu doleciał jego dziwny śmiech. W akcie desperacji cofnąłem się. Moje serce biło ze sto razy na minutę. Nieważne, że rozgrzany piasek parzył moje dłonie.
- Czego ode mnie chcesz?- warknąłem.
Bill niespodziewanie znalazł się za mną i dotknął mojego ramienia. Zakręciło mi się w głowie i poczułem mdłości. W ułamek sekundy znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu. Rozejrzałem się dookoła. Co mnie zaskoczyło? Tam gdzie spodziewałem się chaosu i zamieszania panowała jakaś taka dziwna harmonia. Z pewnego urwiska, które było czymś w rodzaju granicy lasu widziałem coś na kształt ogromnego miasta, które wydawało się nie kończyć. Nad tym wszystkim górowała piramida, taka jak przy Dziwnogeddonie.
Patrzyłem na małych, z mojego punktu widzenia mieszkańców, którymi były różne stwory, człekopodobne istoty. Byłem zdezorientowany. Spojrzałem na demona obok, który patrzył na to wszystko z dziwnym błyskiem w złotym ślepiu. Coś mi tu nie pasowało. Mój obłąkany móżdżek alarmował. Przecież to kłamca i oszust!
Zbity z tropu kompletnie nie wiedziałem, co mam robić. Z pewnej strony ta harmonia tego miejsca uspokajała moje skołatane myśli, zaś z drugiej towarzyszył mi niepokój. Nerwowo zagryzłem wargę. Bałem się tego trójkątnego idioty. Z pewnej strony nie powinienem. W końcu demony żerują na takim czymś i żywią się ludzkim strachem. Blondyn usiadł obok mnie.
- Już ci tłumaczę, Sosenko... - zaczął, obejmując mnie ramieniem.
- Nie nazywaj mnie tak! - warknąłem i wyrwałem mu się. - Nie chcę tego słuchać!
Wstałem z miejsca i ruszyłem wkurzony w stronę lasu.
- Zabłądzisz! - doszedł do mnie głos Billa.
Zignorowałem go. Szedłem przez las rozwścieczony. Po drodze łamałem niewinne gałęzie. Słońce już powoli zachodziło. Z wściekłości kopnąłem w pierwsze lepsze drzewo, z którego aż poleciały jakieś orzechy, a ja pisnąłem, łapiąc się za obolałą stopę. To wszystko wina tego cholernego demona!
-Hej! Trochę szacunku dla starszych dzieciaku!- przerażony spojrzałem na drzewo, na którym pojawiła się jakaś twarz- Co takie chuchro, jak ty tutaj robi?
Szkarłatny wzrok przewiercał mnie na wylot. Łapa ze splecionych gałęzi pięła się w moją stronę. Zacząłem biec przed siebie. Cholera! Zaczęło się ściemniać... Las sprawiał wrażenie jakiegoś takiego bardziej gęstego? Miałem wrażenie, że on żył, ale tak bardzo, bardzo dosłownie.
Gałęzie szarpały mój strój, który otrzymałem od Kapelusznika, żeby nie odstawać od grupy. Były to czarne szorty i błękitną, błyszczącą koszulkę. W szarych trampkach prawdopodobnie była piaskownica, jednak to nie było istotne. Zimny wiatr wywołał u mnie ciarki, tak samo jak śmiechy i szepty drzew, które wyciągały w moją stronę swoje łapy.
- Co ty tu robisz?
- Kto to jest?
- Człowiek?
- Czemu on żyje?
- Setki lat tutaj nie widziałem ludzi, a ty?
Tym podobne zdania docierały do moich uszu. Potykałem się o wystające gałęzie. Na moich ramionach pojawiały się świeże zadrapania.
Powoli brakowało mi tchu, a i tak dalej biegłem, mimo że nie wiedziałem, gdzie jestem. W pewnej chwili upadłem, zdzierając sobie kolana. Te szalone drzewa były co raz bliżej. Otoczyli mnie. Obróciłem się na plecy. Nie byłem w stanie się uspokoić. Zamknąłem oczy, czekając na nie wiadomo co. Szepty i głosy ustały. Zmarszczyłem czoło, dalej oczekując na "coś", ale to "coś" nie chciało nadejść. Poczułem ciężar na biodrach.
- A nie mówiłem Sosenko, że się zgubisz?
Otworzyłem oczy i prawie krzyknąłem, jednak Bill był szybszy i zatkał mi jakąś szmatką buzię. Rozejrzałem się wokół. Las wyglądał teraz zupełnie normalnie, mimo że było ciemno.
- Cicho Dipper. W tym lesie nie należy krzyczeć. Nie martw się, wyjmę ci to, ale najpierw się uspokój, ok?
On sobie żarty robił? Jak ja miałem się uspokoić? To chyba było nierealne! Nienawistnym wzrokiem patrzyłem na blondyna.
- Spokojnie. Złość piękności szkodzi - posłał mi złośliwy uśmieszek. - No, ale do rzeczy! Ty się uspokoisz, a ja ci wyjaśnię wszyściutko! Pasi? - niepewnie skinąłem głową, mimo że zdawałem sobie sprawę, że najpewniej nie mam tu nic do gadania. - A więc, moja droga Sosenko, okazuje się, że jesteśmy w pewnej części od siebie zależni. Zdaję sobie doskonale sprawę, że od razu nie dostosujesz się do moich warunków, więc dam ci na to czas. A teraz wstajemy! Nie jest wskazane, żebyś od tak się włóczył po tym lesie.
Z moich ust została wyciągnięta ta cała szmatka. Bill zszedł z moich bioder i machnął ręką w moją stronę. Tym sposobem zostałem postawiony na nogi "wbrew" własnej woli. Demon ściągnął czarną, trójkątną opaskę z prawego oka. Z podziwem przyglądałem się prostej, jak u kota źrenicy i złotej tęczówce.
- Podaj mi rękę, chyba że masz ochotę iść na pieszo?
Nieufnie spojrzałem na wystawioną w moją stronę dłoń. Wziąłem wdech i wydech i niepewnie podałem mu swoją. Czułem się, jakbym na nowo zawierał z nim układ, jednak tak nie było. Blondyn splótł nasze palce i przyciągnął mnie bliżej siebie. Z łatwością podniósł mnie, niczym pannę młodą, na co prychnąłem zirytowany.
- Radzę ci się trzymać mocno - oświadczył, a ja zbladłem cały.
Poczułem silne szarpnięcie i aż sam przytrzymałem się jego koszuli, gdy ten szeptał jakieś dziwne słowa w nieznanym mi języku. Teraz jego kocie oko błyszczało, a nas otoczył ten słynny błękitny ogień.
Dalej miałem fobię. Co było gorsze? Być w ramionach tego potwora, czy zostać upieczonym żywcem?
Zrozpaczony zamknąłem oczy i wtuliłem twarz w jego koszulę. Mówi się trudno... żyje się dalej. Do moich uszu doleciał świst wiatru połączony z tym jego demonicznym śmiechem. Momentalnie zostałem na czymś posadzony.
- Już jesteśmy!
Rozejrzałem się. Byłe w dziwnym pomieszczeniu. Dwa fotele, między nimi stolik. W kominku palił się ogień. Najbardziej w oczy jednak rzucał się obraz z wizerunkiem Ciphera - króla świata. Musiałem przyznać - było tam całkiem przytulnie. Te ciepłe barwy, kolory... Kto jak kto, ale on akurat niezły miał gust.
- A więc witaj Sosenko w moich "skromnych" progach - przede mną od tak pojawił się Bill.
Demon machnął ręką, a przede mną znalazł się stolik wraz z jakimiś przekąskami. W tym momencie mój żołądek się odezwał... czemu mój organizm działał przeciwko mnie? I dlaczego to jedzonko wyglądało tak apetycznie, a zarazem okropnie?
Demon teraz unosił się jakieś pół metra nad ziemią. Można powiedzieć, że siedział w powietrzu po turecku.
- Nie martw się, nie jest zatrute - wyciągnąłem dłoń po coś co wyglądało, jabłko, ale nim nie było. W końcu było całe fioletowe....- Ostatecznie zrezygnowałem. Jeszcze bym się otruł, albo coś. - Nie no jedz, jedz. Nie chcę żebyś mi tu umarł z głodu.
- Dlaczego nie jesteś trójkątem? - spytałem prosto z mostu, chwytając do ręki nachosa.
Bill ewidentnie nie był zachwycony tym pytaniem. A może faktem, że zjadłem trójkątne coś? Trudno powiedzieć.
- Mogę nim być na krótką chwilę -mruknął cicho. - Widzisz... Taki efekt uboczny tego, że mnie pokonaliście... - jego oczy błysnęły na ułamek sekundy czerwienią. Od razu straciłem apetyt. Spojrzałem w stronę tańczącego w kominku ognia. Nieszczególnie chciałem się odzywać, ale ważne było też żeby go nie wkurzyć swoim milczeniem. W sumie wszystko było możliwe...
- Powinieneś nie żyć...- wyszeptałem.
- Jednak realia są inne. Ale! Nie myśl, że mnie tamten "poślizg" w waszym wymiarze czegoś nie nauczył. Wbrew waszym przekonaniom cały czas się uczę.- zdziwiony uniosłem brew, a demon zbliżył się. Stolik zniknął, a Bill pochylił się nade mną.- Wiem, co cię męczy, Sosenko.- palcem wskazującym przejechał po mojej bliźnie na czole, przy okazji odsłaniając moją grzywkę.- Co więcej, mogę ci pomóc. Mogę pomóc tobie, nawet twojej siostrze.
- Kłamiesz! - wysyczałem.
- A skąd! Po prostu wiem, jak pozbyć się twojego problemu...
- Nikt mi nie może pomóc... - mruknąłem.
Przecież wszyscy mi to mówili... Jedynym co podtrzymywało mnie przy zdrowych zmysłach były tamte leki, które nawet i Kapelusznik mi dawał w przypadku ataku. Problem tkwił w tym, że... Że ja już nie miałem szans, aby się z tego wydostać. Nie pomagały terapie, nie pomagała hipnoza. Nic nie pomagało, a ja już dawno temu przestałem się łudzić, że będę tym zajebistym Dipperem sprzed lat, który walczył z potworami, miał duży potencjał i inteligencję oraz talent do rozwiązywania zagadek.
- Nie doceniasz mnie, Dipper. Ja to nie ci idioci w białych kitlach, którzy myślą, że wiedzą wszystko. Jestem demonem umysłu. Znam umysł ludzki, jak własną kieszeń. Myślisz, że problemem dla mnie jest pozbyć się jakiejś tam "choroby"?
- Nie ufam ci Bill! Nie oszukasz mnie, nie tym razem - stwierdziłem, a demon cofnął się o parę kroków. - Jaki jest haczyk?
Demon uniósł się w powietrzu, podlatując do obrazu, przedstawiającego go jako "króla świata".
- Haczyk? Nie ma żadnego. Chcę tylko zabrać to, co należy do mnie... Swoją drogą powinienem to na coś zmienić... - przejechał dłonią po obrazie, a ten natychmiast zmienił się na złotą piramidę Iluminatów z okiem opatrzności nad nią. Na twarzy blondyna pojawił się tajemniczy uśmiech- I od razu lepiej. No kto by pomyślał, że pewien idiota, który widział jakieś 200 lat temu mój cień w swoim ogrodzie stwierdzi, że to jakiś znak z "nieba". Krótka historyjka, którą opowiada się dzieciom na dobranoc w tym wymiarze...
- Co chcesz zabrać?- spytałem, nie chcąc słyszeć dalszych opowieści Cipher'a.
- Cóż... jakby ci to powiedzieć Sosenko... Na pewno pamiętasz nasz mały układzik sprzed... prawie, że sześciu lat licząc w czasie ziemskim.
- Jakże bym śmiał zapomnieć - stwierdziłem ponuro, przypominając sobie co ten diabeł wyczyniał, będąc w moim ciele.
- Dalej chowasz urazę o to? - spytał, znowu stając na podłodze.
- Oczywiście, że nie. Poza faktem, że jak teraz sam przyznałeś, "coś" zostawiłeś, a ja mam blizny na rękach od tamtych widelców. Ach... I jeszcze poza faktem, że chciałeś skrzywdzić i mnie i moją rodzinę.
- E, tam! Skrzywdzić? Nie myl pojęć. Po prostu chciałem zabrać wam ten Dziennik. Ale ten problemik akurat zdążyłem rozwiązać. Teraz chcę tylko zabrać to, co zostawiłem w twoim umyśle, gdy wszedłem do twojego ciała. Proste? Jedyny warunek to to, że musisz mi na to pozwolić.
- Ja nic nie muszę... - mruknąłem.
- Czyli wolisz ciągle uchodzić za nienormalnego? Dobra... - demon już miał opuścić pomieszczenie.
- Czekaj! - praktycznie rzuciłem się w jego stronę, jednak zatrzymałem się w pół kroku.
- Słucham?
Przełknąłem nerwowo ślinę.
- J-ja... Co jeśli się zgodzę? - demon obrócił się w moją stronę
- Nic.
- Jak nic?
- Po prostu zrobię, to co mam zrobić. To co wybierasz, Sosenko? Deal?
____________________________________________***- "Rzeczywistość to iluzja, wszechświat to hologram, kupuj złoto!" oto całość tego zacnego motta Billa :3
Well... Mam nadzieję, że ten Bill wyszedł mi taki w miarę kanoniczny. W sumie to staram się osiągnąć mniej więcej taki ładny efekt. Osobiście myślę, że nie jest źle. Jednak to, czy mi taki wyszedł pozostawiam waszej ocenie ;D
Myślicie, że Dipper ulegnie? :D
Chciałam poinformować też, że jako iż opracowałam całą fabułę do końca to pewne plany odnośnie spotkania Billa i Dippera się zmieniły. Mam już konkrety, a przyznaję, że nie zawsze udaje mi się takie konkrety opracować przy książkach. Jednak tutaj raczej wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Cokolwiek mówiłam na temat fabuły lub też tortur (co czynił także i Siwa w rozdziałach, strasząc Dippera) troszkę się zmieniło. Albo też i sporo się zmieniło.
~ShadowOfMarionette
CZYTASZ
Book Of Circus
FanfictionDwa demony, o zupełnie różnych charakterach. Dwaj bracia. Jeden to Duch Chaosu, drugi Oaza Spokoju. A pomiędzy nimi walka. Walka o przeciętnego, zagubionego w swoich uczuciach chłopaka i o świat. __________________________ Książka, w której ciągle...