Rozdział 3

797 45 5
                                    

Pozostawiona sama sobie leżałam na łóżku ponownie poddając się depresyjnym myślą.
~ Po co ja w ogóle istnieje, jedyne co umiem to niszczyć i wpadać w kłopoty. Cud że jeszcze nikogo nie zabiłam, chociaż pewnie kiedyś i tak to zrobię! Sama nie kontroluje siebie, swoich zdolności. Nie umiem zaprzestać prostej destrukcji, postawić ultimatum. Jestem beznadziejna, zagrażam wszytkim do okoła, może nawet na tej plan...~
Drzwi otworzyły się z hukiem, stanął w nich dorosły mężczyzna z cygarem w ustach. Na biały podkoszulek ; spod którego widać było wypracowane mięśnie ; narzuconą miał koszulę w krate, nogi zasłaniały najprostsze wycióuchane dżinsy (jeansy, jak kto woli - dop.aut.)
- Ktoś na Ciebie czeka u Charles'a- warknął i od razu zawrócił. Pozostawił po sobie jedynie mulący zapach dymu, to szkoła więc czego jara?! Zeszłam pośpiesznie z pościeli odkładając uprzednio poduszkę poczym wyszłam z pomieszczenia, a co do przerwanych rozmyślań to do nich wrócę jak wrócę. Nie mając pojęcia gdzie jest ten gabinet rozejrzałam się za mężczyzną, na ścianie minął mi spory cień. Od razu ruszyłam w tamtym kierunku, a kiedy wyszłam za zakrętu zobaczyłam go. Podbiegłam i lekko pacnęłam w ramię.
- Uh, przepraszam, gdzie jest ten gabinet?- zadałam pytanie zanim zdążył wypowiedzieć cokolwiek. Został jedynie przez chwilę z otwartymi ustami.
- Chodz ze mną, i tak tam szłem - chrząknął i poszliśmy przed siebie. Po drodze mineliśmy kilka osób ustępujących nam drogi.
- Jesteś tutaj nauczycielem?
- Można by tak powiedzieć, to tutaj - staneliśmy przed niczym wyróżniającymi się drzwiami. Lekko zapukałam, a w odpowiedzi dostałam ciche, jednak stanowcze ,, proszę". Lekko uchyliłam drewniane wrota i wślizgnęłam się przez szparę. Pokojem okazał się duży gabinet z jasnymi ścianami dwoma okanami oraz biurkiem z ciemnego drewna na środku. Po dalszej stronie siedział ten łysy facet, po drugiej, bliższej moja mama która się do mnie uśmiechnęła. Wstała z krzesła zdejmując z kolan torebkę, kładąc ją przy metalowych nogach siedziska i podeszła do mnie. Zamknęła mnie w szczelnym, niedźwiedzim uścisku dusząc mnie.
- Ma-amo du-chsisz - wykrztusiłam oddychając ją lekko jednak nadal przytulając rodzicielkę.
- Madison, takich rzeczy się nie robi...
- Wiem, wiem al...
- Nie ważne kto zaczął, ważne kto kto jak skończył. Ciesze się że jesteś cała i zdrowa - wyczułam jej uśmiech, pogładziła mnie delikatnie ręką po głowie po czym całkowicie odsunęła od siebie. Stałam na długość jej ramion które spoczywały na moich barkach. Wytarła łzę czającą się w oku i spowrotem zajęła swoje miejsce.
- Dziękuję za przybycie, chciałbym omówić kilka spraw z panią i pani córką - dyrektor uśmiechnął się ciepło i wskazał mi dłonią na miejsce obok mamci. Zasiadłam na tym krzesełku próbując zachować spokój i pewność siebie jednak kiedy wszyscy patrzyli na mnie wzrokiem mówiącym -,, jeden błąd, a zginiesz" nie było łatwo. Chociaż pewnie trochę przesadziłam, jednak ja miałam takie odczucie.
- W sprawie z ostatnich kilku dni młoda pani Hawkins pozostanie pod opieką Logana przebywając na terenie naszej placówki uczęszczając na zajęcia. - no chyba nie, nie jestem jakimś zbiegiem czy samobójcą że potrzebuje nadzoru, jeszcze kiedy kuratorem ma być ten facet popierający się właśnie o framugę drzwi nadal paląc! Założyłam nogę na nogę wybijając wściekłe spojrzenie w mężczyznę na wózku.
- Niestety jest to konieczne, nic nie poradzę. Na czas nauki zamieszkasz w tym pokoju z którego tu przyszłaś, bagaże już zostały zaniesione - uśmiechnęł się znowu poprosił mnie i mamę do wyjścia z pokoju. Zaprowadziłam ją do mojego tymczasowego mieszkania gdzie rozmawiałyśmy o przyszłości. Posiadamy wspólne plany co do miejsc które chcemy zobaczyć, chwil których pragniemy doświadczyć oraz momentów które musimy przeżyć. Rozmowa w zadziwiający sposób sprawiła iż zapomniałam o wcześniejszej wymianie zdań, a raczej monologu. Jednak ten moment radości nie trwał wiecznie. Poczułam jak opuszczają mnie siły, zerknęłam na koszulkę, w zastraszającym tepię zabarwiała się na czerwono. Jestem taka głupia! Moja matka zaczęła patrzeć na mnie, wybiegła czym prędzej na korytarz. Słyszałam z stamtąd krzyki i próbowałam tam pójść. Zagryzłam wargę poczym podniosłam się. W ustach poczułam krew, krzyki dobiegły do mnie jak zza mgły. Zrobiłam chwiejny krok do przodu, potem drugi. Moja noga załamała się pod ciężarem, czułam krew spływającą po niższych partiach ciała, kostkach, drobne kałuże zostały na podłodze. Do pomieszczenia wpadła ruda kobieta, Logan oraz jakaś czarno włosa z białym kosmykiem w grzywce oraz ktoś jeszcze który przytrzymał mnie w górze. Nie widziałam jego twarzy, jedynie jakieś plamy przed oczami. Poczułam dotknięcie w czoło, siły zaczęły mi wracać. Kształty odzyskały ostrość, podłoga zatrzęsła się pod ciężarem osoby która upadła na kolana i wydawała dogorywającym jęk. Zamrugałam kilka razy i stanęłam chwiejnie o własnych siłach. Wzrok wyostrzył mi się, mój kurator wstawał z klęczek. Rudowłosa opierała się o biurko, dziewczyna o dziwnych włosach nasuwała rękawiczki. Zwiesiłam głowę i skurczyłam w sobie.
- Czemu chodziłaś cały ten czas?!
- Bo zapomniałam o ranie...
- Jakim cudem?! Dzisiaj się obudziłaś, ledwo przeżyłaś z powodu utraty krwi i zapomniałaś?!

Where Blood Flows From The EyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz