Rozdział II

56 5 2
                                    

Obudziłam się z krzykiem. Do mojego łóżka podbiegła Ginny. Był środek nocy, a mi udało się obudzić wszystkie moje współlokatorki. Teraz patrzyły na mnie ze strachem i zmartwieniem.
-To tylko zły sen, spokojnie.- Ginny próbowała mnie pocieszyć. Ja jednak nie chciałam jej słuchać.
-Znajdźcie jak najszybciej profesor McGonagall i powiedzcie, że musi w ekspresowym tempie obudzić profesora Dumbledore'a. 
-O czym ty mówisz? To naprawdę był tylko sen, nie martw się i idź spać. Proszę.- Ginny patrzyła na mnie z troską. 
-Ginny, nie żartuję. Musicie jak najszybciej stąd wyjść!- Krzyknęłam. Nie musiałam powtarzać tego kolejny raz. Gryfonki poderwały się z łóżek i po chwili żadnej nie było. No, prawie. Obok mnie wciąż siedziała moja rudowłosa przyjaciółka.- Proszę cię, wyjdź przynajmniej z tego pomieszczenia. Idź za pozostałymi i poinformuj obrazy o niebezpieczeństwie. Niech przekażą to dalej, żeby dyrektor dowiedział się o tym zanim dotrą do niego dziewczyny. Nie możemy tak długo zwlekać.- Mówiąc to, wypchałam Ginny z naszej sypialni. W momencie, w którym zatrzasnęły się drzwi, oślepiło mnie jasnozielone światło. Wyciągnęłam różdżkę i wyczarowałam tarczę, która ochroni mnie chociaż na chwilę. 
-Gdzie reszta tych mieszańców krwi?- Usłyszałam za plecami szyderczy głos. Bałam się odwrócić i spojrzeć na przeciwnika.- Nie mów, że to ty kazałaś im uciec. Mimo tego i tak zabijemy twoje koleżanki. Nie są daleko.- Zacisnęłam dłoń na różdżce dużo mocniej, ale w momencie, w którym chciałam rzucić zaklęcie rozbrajające, Śmierciożerca jedną ręką skrępował mi ręce, drugą zaś położył na moim ramieniu. Jego uścisk był zbyt silny, zaczęłam odczuwać ból.
-Nawet nie próbuj krzyczeć, bo pożałujesz. Co prawda, miałem dostarczyć cię żywą, ale jeżeli powiesz choć jedno słowo, zginiesz.- Mówiąc to, mężczyzna objął mnie mocniej. Moją twarz wykrzywił grymas obrzydzenia, dotykał mnie paskudny sługa Voldemorta.
-Czarny Pan chce cię żywą, szlamo. Jeśli będziesz wypełniać jego polecenia, kto wie, może pożyjesz trochę dłużej niż dzień.- Po tych słowach do komnaty wbiegł profesor Dumbledore i profesor McGonagall z wyciągniętymi różdżkami. Śmierciożerca dotknął mojego policzka i... zniknął. 
-Niemożliwe... Jakim cudem udało mu się przedostać do zamku, skoro chroni go tyle zaklęć?- Opiekunka Gryfonów była przerażona. Podbiegła do mnie i spytała, czy nic mi się nie stało.
-Najwidoczniej pomógł mu ktoś z wewnątrz szkoły. Z pewnością, jest wśród nas jakiś zdrajca.- Dyrektor szkoły zerknął na mnie znad swoich okularów połówek. - Minerwo, proszę, zajmij się panną Granger, a gdy trochę opadną emocje, przyprowadź ją do mojego gabinetu. Muszę z nią porozmawiać.
-Dobrze, Albusie, ale nie spodziewaj jej się przed śniadaniem. Powinniśmy także umocnić zaklęcia, zanim uczniowie znów położą się spać.
-Bez obaw, Minerwo. Za chwilę się tym zajmiemy. Wysłałem jednego z Gryfonów po profesora Snape'a, zaraz powinni tu być.
-Wysłałeś mojego ucznia do... niego?- Profesor McGonagall nie kryła oburzenia.
-Nie martw się, dzisiejszej nocy nie pozwolę na dawanie punktów ujemnych Twojemu domowi.
Po kilku minutach nauczyciele Hogwartu spotkali się na korytarzu. 
-Severusie, domyślasz się, kto mógł w tym pomóc?- Dumbledore chciał się czegoś dowiedzieć.
-Może powinniście spytać nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, a nie mnie.- Snape z pewnością nie lubił nadętej Umbridge. 
~Ranek~
-Więc mówisz, Hermiono, że obudziłaś się w nocy i kazałaś pozostałym dziewczętom uciec? To, co się stało jest bardzo dziwne. Dlaczego słudzy Voldemorta nie zakradli się do komnat chłopców? Przecież tam był Harry.- Profesor Dumbledore prowadził ze mną rozmowę.
-Myślę, że to właśnie on jest w niebezpieczeństwie, a nie ja. Mnie chcą wykorzystać, żeby próbował mnie uratować. Niech pan do tego nie dopuści, nawet, jeżeli coś mi się stanie.- Powiedziałam.

Niekoniecznie Granger///ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz