6. Pierwszy dzień i konkurentka na horyzoncie

4.1K 541 180
                                    

Chanyeol

— Cholera! — krzyknąłem, zrywając się z łóżka chwilę po tym, jak spojrzałem na telefon i zdałem sobie sprawę, że nie nastawiłem budzika i już od dobrych dwudziestu minut powinienem być w pracy.

— Czego drzesz ryja, kasztanie...? — zapytał zaspany Kai, nawet nie otwierając oczu. To niesprawiedliwe, też chciałbym jeszcze spać.

— Spóźnię się w pierwszy dzień! Znaczy... nie spóźnię, bo już to zrobiłem! Ja jebię, Kai, przecież on pomyśli, że nie traktuję pracy poważnie i mnie zwolni! Kurwa, po co to życie?!

— Przestań piszczeć — odpowiedział mój zaspany przyjaciel i otworzył jedno oko, podczas gdy ja byłem w trakcie zakładania na siebie wszystkich elementów garderoby na raz. — Mówiłeś, że jest miły, nie zwolni cię, debilu. Zluzuj majty.

— Nie wiem! Jezu, pomyśli, że jestem nieodpowiedzialny! Myślałem, że uda mi się to ukryć nieco dłużej! — Doskonale wiedziałem, że dramatyzuję, ale byłem zbyt przerażony nachodzącymi mnie przykrymi scenariuszami tego, co mogło nastąpić po zjawieniu się przeze mnie w firmie. Na przykład Baekhyun może mnie znienawidzić, zwolnić, zabić... i nigdy się we mnie nie zakochać, bo nienawidzi niepunktualnych ludzi. Nie wiem, różnie mogłoby być.

Ogarnięcie się zajęło mi dosłownie dwie minuty i po tym czasie już biegłem w stronę wieżowca znajdującego się niedaleko. Dotarłem po pięciu minutach naprawdę szybkiego biegu. Opłacało się przez tyle lat grać w koszykówkę i wyrobić sobie niezłą kondycję.

Wbiegłem do biurowca, starając się nie wypluć przy okazji płuc z powodu takiego wysiłku. No błagam, przebiegłem prawie dwa kilometry w pięć minut.

Poczekałem zniecierpliwiony na windę wraz z kilkoma innymi elegancko ubranymi osobami i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że ubrałem się, jakbym szedł po prostu z kumplami na miasto, zamiast do pracy na stanowisku asystenta. Cóż, było już za późno, aby cokolwiek z tym faktem zrobić, więc po prostu ignorowałem zaciekawione spojrzenia i żułem gumę.
Gdy winda przyjechała, wsiadłem razem z resztą do środka i wariowałem ze złości za każdym razem, gdy ta zatrzymywała się na kolejnych piętrach, aby wypuścić poszczególne osoby. W końcu po długich minutach dotarłem na najwyższe i przebiegłem długi korytarz. Gdy mijałem ostatni zakręt, zderzyłem się z czymś małym, co przy okazji wylądowało na podłodze. Zajebiście.

— Przepraszam! — krzyknąłem zrozpaczony, widząc, że ów mała rzecz, na którą wpadłem to właściwie nie rzecz, ale obiekt moich kilkuletnich westchnień. — Nie widziałem cię!

— Dzięki za przypomnienie mi, jak niski jestem... — odpowiedział niezbyt zadowolony Baekhyun, chwytając dłoń, którą mu podałem, aby mógł wstać. — Ślepy jesteś, wielkoludzie?

— Biegłem... naprawdę nie chciałem...

— Dobra, spokojnie. Nic się nie stało. — Masował cały czas łokieć, ale gestem dłoni zapewnił mnie, że wszystko w porządku. — Dlaczego się spóźniłeś?

— Był wypadek i pomagałem jakiejś staru—

— Zaspałeś, prawda? — Przerwał mi, zakładając rękę na rękę. Jego czarna marynarka opięła się delikatnie na jego ramionach. Wyglądał dość groźnie. Dlaczego to mi się podoba?

— Przepraszam...

Westchnął i pokręcił głową, a ja zwróciłem uwagę na to, że starał się nie patrzeć w moje oczy. Chyba naprawdę był zły...

— Wiedziałem. Następnym razem wyciągnę konsekwencje, wiesz o tym? Bez taryfy ulgowej, Chan. — Uśmiechnął się lekko, jednak jego poważny wzrok nie spoczął nawet na chwilę na mojej twarzy. Ciągle patrzył na korytarz znajdujący się po prawej stronie. Halo, jestem bardziej interesujący od tego kawałka ściany...

𝐭𝐮 𝐢 𝐭𝐞𝐫𝐚𝐳 | 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz