Meds [03]

161 8 2
                                    

Kiedy otworzyła oczy miejsce obok niej było puste i zimne. Ron musiał wyjść już do pracy, pomyślała podnosząc się do pozycji siedzącej. Odgarnęła włosy z twarzy i rozejrzała się po pokoju, w którym się znajdowała. Bez wątpienia była w jednym z pomieszczeń mieszczących się na poddaszu Nory. Oprócz dwuosobowego łóżka znajdowało się tu pełno innych mebli mających upchnąć stosy rzeczy piętrzące się w każdym kącie. O dziwo było tam schludnie. Jej wzrok przykuł na dłużej przedmiot stojący w kącie. Było to coś na wzór wózka inwalidzkiego, ale magicznie ulepszonego. Już sięgała po różdżkę, żeby przysunąć go do siebie kiedy do pokoju weszła Molly.

- Dzień dobry! - zaświergotała radośnie. - Jak się spało?

Molly podeszła do okien i bezlitośnie odsłoniła zasłony. W pokoju zrobiło się, aż biało z nadmiaru kumulującego się w nim światła. Jej oczy zaczęły łzawić, a głowa niemiłosiernie boleć.

- Dobrze - wydukała łapiąc się za skroń. - Mogłabyś...

- Kochaniutka! - przerwała jej i łapiąc tackę podeszła do niej. - Magomedyk ci powtarzał - leki musisz brać codziennie przed snem. A tu co leży? A leży wczorajsza dawka.

Głos Molly był donośny, a to, że siedziała obok niej tylko pogarszało sytuacje. W tej chwili prosiła w duchu, żeby ta skrzecząca baba wyniosła się z tego pieprzonego pokoju ze swoimi proszkami. Nie pamiętała wielu wydarzeń, które działy się w jej życiu, ale fakt, że jakiś magomedyk przepisał jej dziwnie wyglądające proszki była w stanie sobie wyryć zaraz obok napisu "Szlama".

- Ale - zaczęła. - ja nie...

- Żadnego ale! - jej głosu stał się w jednej sekundzie chłodny i władczy. - No już! Połykaj.

Otworzyła jej usta i wcisnęła dwie tabletki. Prawie się nie udławiła próbując połknąć wodę wlewaną jej do gardła siłą. Nie podobało jej się to i gdyby mogła zepchnęłaby tą kwokę z łóżka zrobiłaby to.

- Ginny zaraz przyjdzie - rzuciła wychodząc z pokoju.

Gdy pani Weasley wyszła z pokoju brunetka przywołała wózek i weszła na niego. Szybko pojechała do łazienki, która była połączona ze sypialnią. W ekspresowym tempie pozbyła się zawartości swojego żołądka. Nie da sobie wciskać jakiś proszków.

- Co ty najlepszego robisz?

W drzwiach pojawiła się przerażona Ginny.

- Twoja ma... mama... Le... Leki - Wyszeptała pomiędzy kolejnymi torsjami.

Ginny stała przez chwilę obserwując sytuację, a potem wybiegła z łazienki jak oparzona. Druga z dziewczyn oparta o ubikacje dalej zwracała zawartość swojego żołądka. Skończyła po jakiś dziesięciu minutach. Była pewna, że choć żołądek ma już pusty część leków się wchłonęła. Wsparła się na umywalce i nieporadnie odkręciła kran. Nabrawszy ręką wody wypłukała sobie usta. Po chwili straciła całe siły i zleciała na podłogę. Miała dosyć i była słaba. Na tyle słaba, żeby przez widok swoich własnych nóg się załamać. Nienawidziła ich i teraz sobie o tym doskonale przypomniała. Nie dość, że była szlamą to podczas wojny została niepełnosprawna. Silna odrzutu była tak duża, że gdy brunetka wpadła na ścianę jej kręgosłup pękł wraz z rdzeniem. Niestety nic na to się nie dało poradzić. Nawet magia nie miała nic do gadania. Z dnia na dzień utraciła zdolność chodzenia. Utraciła też dumę. Została szlamowatą, niepełnosprawną czarownicą, która nie może wychodzić nawet z domu. W świecie magii nie było czegoś takiego jak niepełnosprawność. Z reguły dało się ją magicznie wyleczyć, a jeśli nie to zostawało się wyrzutkiem. W końcu coś takie godziło w potęgę magii i każdego szanującego się czarodzieja.

- Herm...

Ginny znowu pojawiła się w drzwiach i podeszła powoli do przyjaciółki.

- Lwico... - wyszeptała przytulając ją do siebie. - Wykąpie cię, dobrze?

Brunetka pokiwała głową, a Ruda pomogła najpierw jej usiąść na ubikacji, potem się rozebrać, a na końcu wejść do wanny. Cały czas obserwowała przyjaciółkę. Ona tak jak każdy z nich bardzo się zmienił. Nie było już radosnych ogników w jej oczach, a burzę włosów zastąpiły zniszczone i połamane ciemne, wręcz kruczoczarne pasma, a jej skóra była biała jak szpitalne ściany. Wyglądała jak śmierć. Jej charakter też uległ zamianie. Jej waleczność i zaciętość pozostały tylko w środku. Mogła kipieć ze złości, ale na zewnątrz pozostawała dalej potulna. Pozostawała jeszcze kwestia niepełnosprawności, która także ją mocno podłamała.

- Hermiono - Ginny zwróciła się do niej każąc jej spojrzeć na siebie. - Przypomniałaś sobie o czymś, prawda?

- Ja... - wymamrotała niepewnie. - Tak, przypomniałam. Widziałam bitwę o Hogwart, a jej przebieg znacznie odbiegał od tego co pamiętałam dotychczas. Ci źli byli dobrymi, którzy chronili nas i wspierali. A ja i Harry chro...

Nagle poczuła się niepewnie. A co jeśli Ginny powie to wszystko innym? Co jeśli odbiorą jej te wspomnienia? Co jeśli zrobią jej krzywdę i pozbędą się jej, bo pamięta?

- Nie bój się - wyszeptała łapiąc ją za dłoń. - Harry też pamięta, a mi wystarczy uczucie, że wszystko jest kłamstwem. Boję się, że przez to co podała ci moja matka zapomnisz o tym co dopiero sobie przypomniałaś. Przyniosłam więc coś dla ciebie.

Włożyła jej ostrożnie w dłoń flakonik i różdżkę.

- Włóż tu te wspomnienia. Harry schowa je razem ze swoimi w miejscu gdzie będą bezpieczne. Obiecuje ci. - mówiąc to, Ginny, głęboko spojrzała w jej oczy - Jak podejmiesz decyzję zawołaj mnie.

Uśmiechnęła się lekko i wyszła po cichu z łazienki. Hermiona była zaskoczona. Ginny nie ufa własnej rodzinie. Ja też powinnam być jeszcze bardziej ostrożna, pomyślała bawiąc się różdżką.

Popołudniu wszyscy zebrali się w salonie podczas obiadu. Była Gryfonka bawiła się z małą Rose, państwo Weasley przygotowywali stół, a Ginny zniknęła w pokoju ukryć wspomnienia przyjaciółki. Koło trzeciej w domu pojawił się Harry i Ron oraz ich przyjaciele - Neville i Luna, a wszyscy usiedli do stołu.

- Rose jest prześliczna - Luna zagadnęła zabawiając Małą przy stole. - Cali rodzice. Najcudowniejsze ma oczy. Są jak niebo nocą. Takie czarne i pełne głębi, a zarazem takie znajome.

Rose się zaśmiała łapiąc Lunę za dłoń i wesoło nią wymachiwała. Państwo Weasley i Ron zamarli, a Harry i Ginny spojrzeli po sobie.

- Zabawna mieszkanka zieleni i brązu - Luna skwitowała łaskocząc dziewczynkę. - Udała wam się córeczka.

- Dziękujemy - głos zabrał Harry rozluźniając krawat. - A kiedy będę mógł zostać ojcem chrzestnym waszych dzieci?

- Mamy nadzieję, że za niedługo - odparł wymijająco Neville. - Herm, a ty przekonałaś Rona do adopcji?

- Adopcja... - powtórzyła głucho. - Nie chcę nowego dziecka...

*****

Oklaski! Napisanie następnego rozdziału zabrało mi mniej niż rok xD

Pozdrawiam i zapraszam na moje inne projekty :D

StephanieLexy98 aka GlasgowSmile

Ps: Dedykacja dla osoby, która pisze cudowne rzeczy, które tak bardzo kocham <3 No i za bycie Polsatem :* Zapraszam do EsmeraldaLavoie ;)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 21, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bloodstream |HP|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz