XVIII.

890 107 11
                                    

Zamarłam. Nie wiedziałam, co robić. Gdzie uciekać. W kilka sekund doskoczyło do mnie dwóch strażników i złapało mnie za ramiona. Nie udało mi się wyrwać.
Podszedł do mnie dowódca.
- No, widzę, że komuś nie brakuje sprytu - popatrzył mi się w oczy i bez cienia skrępowania zaczął mnie obmacywać.
Wrzasnęłam i kopnęłam go. Musiało boleć, bo zgiął się w pół.
- Stój spokojnie dziewczyno. Kanclerz chce Cię widzieć.
- Wal się. - W oczach miałam nienawiść.
- Zabierzcie ją i powiedzcie, żeby przygotowali się do operacji.
W głowie zaraz miałam straszny scenariusz. Starałam się go odgonić, ale mi się nie udało. Przełknęłam ślinę. Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo przerażona jestem. Nigdy mnie tak nie złamie. Nie okaże strachu. Nie będę błagać o litość.
Wyszliśmy z pomieszczenia i ruszyliśmy krętym korytarzem. Prawo, lewo, prosto, okrągłe pomieszczenie, jakieś czytniki, znowu prosto, lewo. Po kilku zakrętach się pogubiłam, a droga nie miała końca. Z pewnością będę miała siniaki na ramionach po tak brutalnym traktowaniu. Myślałam właśnie nad tym, jak by się tu wyrwać , gdy stanęliśmy przed jakimiś białymi drzwiami. Wyglądały trochę jak szpitalne. Jeden z żołnierzy przesunął kartę i drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem.
W tym samym momencie ze środka wyszło dwóch ludzi w szpitalnych uniformach. Jeden mężczyzna w średnim wieku. Pod każdym względem przeciętny. Druga była kobieta. Miała proste blond włosy i pociągłą, zimną twarz. Nie była ani za gruba ani za chuda. Oboje trzymali kogoś, kto ledwie umiał stać.
Kiedy chłopak podniósł głowę, myślałam, że zemdleję.
Ash...
Wyglądał jakby przebiegł maraton, później bił się z niedźwiedziem i przegrał, a na koniec ktoś kazał mu się tarzać w szkle. Wszędzie miał krew. Oko miał podbite, a włosy w całkowitym nieładnie.
Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy.
- Co wyście mu zrobili? - próbowałam się na nich rzucić, ale strażnicy skutecznie mi to uniemożliwili.
Zawyłam z rozpaczy.
- Niki - szepnął Ash, a mi serce rozpadło się na kawałeczki.
Później wymienili się nami, jakbyśmy byli towarem, a oni kupcami na średniowiecznym targu.
Miałam ochotę wydrapać im oczy.
Delikatnie musnęłam dłoń chłopaka, a on cicho westchnął, a późnej głowa bezwładnie mu opadła.
Weszłam do pomieszczenia, ostatni raz rzucając spojrzenie na Asha.
***
- Stój spokojnie.
- Nie.
- Coś ci się stanie, jeśli nie będziesz nas słuchać.
- Czy tak, czy tak coś mi się stanie, a ja nie zamierzam was słuchać. Nigdy - Posłałam im mordercze spojrzenie.
Kobieta podeszła do mnie i zmierzyła mnie zimnym wzrokiem. Miała stalowe spojrzenie, ale jeśli chciała mnie przestraszyć, to jej się nie udało.
Wyciągnęła coś z kieszeni i spytała się mnie.
- Wiesz co to jest?
Spojrzałam na przedmiot, który trzymała. Wyglądał jak pistolet. Przyczepiona była do niego mała fiolka z czarną substancja.
- Pistolet ze środkiem usypiającym?
- Blisko, ale nie. To jest środek powodujący strach. - pierwszy raz delikatnie się uśmiechnęła. Ale nie był to ciepły uśmiech. - Kiedy wstrzyknie się go do żył, można tak manipulować człowiekiem, że zrobi wszystko, byle tylko nie czuć strachu lub bólu - ponownie się uśmiechnęła.
- Czego chcesz?
- Badań.
- Badań?
Chwyciła moją lewą dłoń. Blizna po ugryzieniu była już prawie nie widoczna, ale kobieta złapała w miejscu, gdzie na pewno ją poczuła.
- Co to jest? - zapytała. W jej oczach coś mignęło. Strach?
- Blizna, a nie widać?
- Po czym?
- Po co chcesz to wiedzieć?
- Mów, albo chłopak nie dożyje jutra.
Wzruszyłam ramionami i powiedziałam.
- Zombie.
W następnej chwili poczułam tylko igłę w swojej ręce i osunęłam się w ciemność.

Nie do końca umarli IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz