XVI.

1K 111 14
                                    

Stałam na dachu i patrzyłam w dół. Za chwilę będzie wschód, pomyślałam, patrząc na niebo. Poczułam czyjeś ręce obejmujące mnie w tali i zamknęłam oczy. Uśmiechnęłam się.
- Hej - powiedział Ash, stając naprzeciwko mnie.
- Hej - odpowiedziałam, patrząc na niego, ciągle się uśmiechając.
- W porządku?
- Tak - odparłam z lekkim westchnieniem.
- Przecież widzę, że nie - roześmiał się. Uwielbiałam jego śmiech, a ostatnimi czasy rzadko go słyszałam.
- Myślałam...- przerwał mi.
- Za dużo myślisz.
Znowu westchnęłam. Być może miał rację, ale to naprawdę była ważna sprawa.
- Okey, mów - odezwał się po kilku sekundach ciszy.
- Więc myślałam o szczepionce.
- Czemu akurat o niej? Przecież wiesz, że nie ma nadziei dla przemienionych.
- No właśnie o to mi chodzi - wierzyłam w to, co chciałam zaraz mu powiedzieć - tego nie wiemy na pewno. A co jeśli jest nadzieja? Jeśli jednak istnieje szczepionka. Co wtedy Ash?
Przeczesał ręką włosy.
- Nie wiem - przyznał.
- Musimy spróbować przynajmniej się czegoś dowiedzieć.
- Jak chcesz to zrobić?
- Już myślałam, że nie zapytasz - odparłam z szelmowskim uśmiechem - Chodź za mną.
***
- Zack! - krzyknęłam w głąb mieszkania - Zack, gdzie jesteś?
- Tutaj! - usłyszałam stłumiony głos, a później dźwięk upuszczanego metalu.
Pobiegłam w tamtą stronę. Zack stał przy piecu i coś majstrował.
- O co chodzi?
- Kiedy Ash ma kolejna wartę?
- Czekaj, zaraz sprawdzę - poczekałam w pomieszczeniu, aż wróci mój brat. Nerwowo stukałam nogą w podłogę i próbowałam nie wyglądać na podekscytowaną.
- Dzisiaj wieczorem razem z Wiktorią.
- Weźmiesz jego? - zrobiłam błagalną minę. Musi mi w czymś pomoc.
Brat popatrzył się na mnie dziwnie.
- Czy to ma coś wspólnego z sypialnią?
- Co? - zrobiłam zdziwioną minę, a później zorientowałam się o co mu chodzi i zarumieniłam się. - Oczywiście, że nie! - dałam mu kuksańca. - Jest mi potrzebny i tyle. No daj spokój.
- To jest ostatni raz, kiedy zgadzam się na coś takiego.
- Dziękuję, kochany jesteś - przytuliłam go.
- Się wie - uśmiechnął się. - Tylko wróć najpóźniej do jutra.
- Oczywiście kapitanie - zapewniłam go.
- Idź już.
Pobiegłam. Wbiegłam na górę po dwa stopnie na raz i zaczęłam się pośpiesznie pakować. Latarka, jakiś koc, apteczka, broń, jedzenie, woda, zapałki i możemy ruszać.
Przewiesiłam torbę przez ramię i tak samo jak szybko wbiegłam, tak szybko zbiegłam.
- Gotowy? - spytałam Ash, który czekał na mnie przy bramie.
- Nie tracisz czasu - skomentował. Widziałam, że miał plecak, a w ręku trzymał mój nóż.
- Och, dziękuję - powiedziałam i zawiesiłam go na plecach. - Ruszamy, przed nami 3 godziny drogi.
- Pieszo? - zdziwił się.
- Jeśli chcesz jechać samochodem po lesie, to życzę powodzenia, ale ja wolę się przejść. Uwierz mi, jest szybciej.
- Jechałaś samochodem po lesie?
- No coś ty - odpowiedziałam takim tonem, że niewątpliwie miał pewność, że to zrobiłam. I szczerze? Miał rację.
***
- To tu?
- Tak.
Staliśmy przed rozwalającym się płotem, który nawiasem mówiąc nie był zbyt solidny. Zwykła metalowa siatka ale w sumie po co ogradzać bibliotekę?
Chłopak zaczął się wspinać, a ja patrzyłam się na niego, jak na idiotę. Kiedy stanął zadowolony po drugiej strony, ja odeszłam jakieś 5 metrów dalej i weszłam do środka przez dziurę. Mina mu nieco zrzedła. Posłałam mi buziaka w powietrzu i powiedziałam.
- Wiadomo, że lubisz utrudniać sobie życie, skoro masz taką dziewczynę jak ja.
Objął mnie i ruszyliśmy do środka.
Przeszliśmy spokojnie, nie spotykając ani jednego trupa, co było niezłym osiągnięciem.
- Znalazłaś szczepionkę w bibliotece? - zapytał zaskoczony chłopak, kiedy weszliśmy do środka.
- Oczywiście, że nie. Ale mam tu coś, co może się przydać przy jej produkcji.
Podeszłam do regału z napisem "fantastyka i science- fiction" (O ironio, czy wszyscy sądzą, że nie ma lekarstwa?) i wyjęłam mały tomik. Niczym się nie wyróżniała, ot zwykła książka.
Otworzyłam go na odpowiedniej stronie i pokazałam Ashowi.
W miarę jak jego wzrok przesuwał się po kartce, wyraz twarzy mu się zmieniał. Szok, niedowierzanie, zmieszanie, nadzieja...
- Czyli to jest możliwe...
- Tak...
- Gdzie to znalazłaś?
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo w tym samym czasie usłyszałam odbezpieczanie karabinu i męski głos, mówiący.
- Nie ruszać się! (Tak właściwie to on krzyknął, no ale dobrze...)
Jak to było? Ach tak Niki, nie pakuj się w kłopotu... Haha, dobry żart braciszku...

Cześć!
Powracam do Was z nowym rozdziałem i z nowymi emocjami. Przepraszam za tak długą przerwę, ale musiałam odpocząć po wyjeździe, a później nie za bardzo miałam wenę. No ale już jestem! Piszcie co sądzicie na temat rozdziału :)
claire1902

Nie do końca umarli IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz