Rozdział 7

35K 1.6K 250
                                    

Stałam tam, patrząc na tą ździrę. Myślałam o wielu niezwykle wolnych oraz bolesnych sposobach na zamordowania tej suki. Wiele z nich obejmowało narzędzia kuchenne, które jakimś dziwnym trafem były pod ręką. Nie mogłam uwolnić się od pięknych wizji, w których jej mózg ląduje zmasakrowany, na drugim końcu korytarza. To byłby świetny rzut.

- Co? - zdołałam wykrztusić.

Jej ciemne oczy ciskały gromami, ale na twarzy miała szyderczy uśmiech. Spojrzała za moje ramię, a jej twarz przybrała wyraz uwielbienia.

- Kay! - zawołała i z piskiem rzuciła się na osobę za mną. Kayden prawie przewrócił się od impetu, z jakim go zaatakowała. Jej szpilki sprawiały, że była wzrostu chłopaka.

- Ginger? - spytał Kayden, a jego twarz się zmarszczyła. Zanim jednak mógł zorientować się o co chodzi Bethany, Ginger, czy chuj wie jak się wabi, zaatakowała go swoimi wydętymi ustami. Kiedy zauważyłam co robi z językiem, poczułam jakby mój żołądek miał fiknąć salto. To się nie dzieje je serio! Jak można tak wciskać komuś język do jamy ustnej? No hej, to wcale nie jest seksi! Za to można się nabawić choroby morskiej.

- Tęskniłam za tobą, Kay! - zapiszczała, kiedy przestała ssać jego twarz.

- Co ty tu robisz? - Kayden wytarł usta dłonią, ale i tak pozostałych na nich śladowe ślady czerwonej szminki.

- Jak to! Przecież to już czas wybrać twoją przyszłą Lunę. - Uśmiechnęła się promienie.

Na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Kayden wiedział, że to jego czas. Już niedługo musi wybrać stałą partnerkę i dać stadu dziedzica. Odkąd wrócił z ośrodka, jest najbardziej rozchwytywanym kawalerem w Arkansas. Oczywiście w wilczej społeczności. Nasze stado jest silne, dzięki świetnej polityce Cassiusa, więc jest o co walczyć. Za niedługo zlecą się tu wszystkie wolne córki alf z okolicy. Nie mam pojęcia co mam o tym myśleć - z jednej strony nie jesteśmy razem i nie mam tu nic do powiedzenia, z drugiej spędził ze mną pełnię. Ma wobec mnie zobowiązania.

Postanowiłam nie wtrącać się do jego życia, jeśli wybierze kogoś innego - okej, ale to skończy się źle.

- Blaire? - powiedział ostrożnie Kayden. Spojrzałam mi prosto w oczy, szydząc z jego sytuacji. Szybkim krokiem wyminęłam gruchającą parę, trącają Bethany ramieniem. Ruch ten można przetłumacz tylko w jeden sposób, a mianowicie "przeszkadzasz mi, dziwko".

- Blaire! - wolał za mną Kayden, ale szłam dalej. Nie na prawa się do mnie odzywać w takich okolicznościach.

Czułam się zła...nie.

Wściekła.

Oszukana.

- Zostaw mnie w spokoju! - warknęłam na niego. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i weszłam do niego. Próbowałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale zatrzymał je stopą.

- Daj mi wytłumaczyć - powiedział niskim głosem, ale nie było w nim rozkazu.

Wypuściłam go do pokoju, ale odwróciłam się do niego plecami.

- Słucham.

Czułam jak bierze głęboki oddech i zbliża się do mnie. Jego obecność w tym pokoju była zbyt przytłaczająca, więc otworzyłam szeroko okno. Widok przedstawiał skraj lasu - porośnięte mchem runo i kosodrzewinę. Widziałam stąd tylko korony drzew i mężczyzn, którzy wychodzili z lasu po spędzone tam pełni. Nago.

Full MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz