Rozdział 5

9 0 0
                                    

- No proszę, dziewczęta. Nie jest tu tak źle jak się spodziewałyście. - odezwał się klaun podczas składania pakunków.
- Jednak zaczynamy tracić nadzieję, że nasz tajemniczy wybawca się pojawi. - odpowiedziała Quinzel siadając na drewnianych pudłach. Joker obleciał Sandereen zimnym spojrzeniem.
- Ona zaraz dostanie zakażenia, nie przyda nam się w trakcie drogi. Nie potrzebne nam gnijące truchło w samochodzie.
Sandy spojrzała na Chise zrozpaczona. Od dwóch dni zmagała się z bólem nogi, bała się, że może widać się obrzydliwa bakteria, która zniszczy jej organizm.
- Bez niej nie jadę. - powiedziała stanowczo Chiseleen opierając się o kolumnę. Sznury mocno ściskały jej nadgarstki, a ona cały czas spoczywała w tej samej pozycji. Co prawda, przyzwyczaiła się już do bólu, jaki zapewniała jej codziennie Quinzel, a łzy już nie cisnęły się do oczu. Jednak dziewczyna i jej przyjaciółka jadły tylko jeden posiłek dziennie, porcję wafelków i cukierków, które dawał im Joker. Było im bardzo źle, a Sandereen traciła już nadzieję.
- Dziewczynki, myślicie że macie cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie?- parsknęła blondynka w czerwonym stroju. - Powinniście się przyzwyczajać, a zwłaszcza ty Sani. - rzuciła, jakby dziewczyna była jej przyjaciółką.
Chise pokręciła głową, a jej zmasakrowana przyjaciółka patrzyła na nią z widoczna paniką w oczach.
- Zrobimy dla Was wszystko, ale nie zostawiajcie jej tutaj. - błagała
- Nie zrobimy tego kochanie - uśmiechnął się triumfalnie - wystawimy ją na ulicy.
Sandereen odgarnęła mokre włosy. Czy to możliwe? Czy to faktycznie możliwe, alby trafić na takie nieszczęście? Obie zadawały sobie te pytania, były zrozpaczone, to wszystko niszczyło je od środka. Dlaczego?
- Harley - zawołał szaleńczo mężczyzna - pakuj je do worków. Są na pudłach.
Quinzel odwróciła się spoglądając za siebie. Sprawnym ruchem pochwyciła sznur i materiałowy worek, po czym szybko zaskoczyła na dół.

***
Harleen wzmocniła uścisk sznuru, mocniej zaciskajac go na nogach Chise. Szatynka jęknęła głośno, a kobieta sznurowała węzeł. Sandy była już owinięta od stóp do głów, było widać tylko jej zmordowaną twarz z błąkającymi się po magazynie oczyma. Chise martwiła się o przyjaciółkę bardziej niż o siebie. Co prawda, przerażała ja perspektywa pozostania z szaleńczą parą, jednak nie potrafiła wyobrazić sobie, jak Sandy przeżyje porzucona na ulicy. Nie mogła chodzić, a jedynym ratunkiem byłyby przejeżdżające samochody. Najgorszą opcją byłoby pozostawienie jej tutaj, prędzej czy później zginełaby w męczarniach, z głodu bądź pragnienia.
- Kurwa - zawołał Joker - zaraz zabije te dwie szmaty - kopnął w kupę gruzu. Quinzel podskoczyła że strachu.
Kiedyś była normalna. Zabił w niej życie. Sterroryzował.
- I tak wiemy, że on nie przyjdzie. - powiedział ciszej - ma w dupie jakieś beznadziejne dwie pielęgniarki.
Chise zamknęła oczy z bezsilności. Nie potrafiła rozwiązać tej zagadki. Ale była pewna, że on nie przyjdzie. Że nie zwraca uwagi na groźby Jokera.

***

Wpakował je do samochodu. Nie widziały kto dokładnie się nimi zajmował, gdyż miały szczelnie zakryte oczy. W śmierdzącym detergentami bagażniku było słychać ciche rozmowy z zewnątrz.

Love In GothamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz