I

241 24 4
                                    

- Fioletowo tutaj - powiedział cicho. Tak cicho, że usłyszał to tylko Josh. Tak mu się przynajmniej wydawało.

- Słucham? - spytała zdziwiona kobieta. Nie spodziewała się takiego komentarza w swoim zakładzie. Być może dlatego, że salon nie miał w sobie ani grama tego koloru. Wszystko było białe. Łącznie z jej włosami.

- Przepraszam, mówię do przyjaciela obok - naprostował szybko.

- Mhm...rozumiem - kierowniczka nie wyglądała na kogoś, kto zrozumiałby cokolwiek, o czym mówi nastolatek.

- O co Ci chodzi, stary? - kumpel wyglądał na zaintrygowanego. Zazwyczaj to on mówił szyfrem, jednak teraz to Tyler zdawał się przechwycić pałeczkę.

- Fioletowo. Tak samo, jak sine są moje wargi, kiedy za długo stoję na mrozie. Bez wyrazu. Bez życia-odparł chłopak. Josh namówił go na wspólną wizytę u fryzjera, na co on niechętnie się zgodził. Nie lubił wychodzić. Wolał siedzieć bliżej nieba, na dachu starego zbiornika. Tam czuł się najbezpieczniej.

- Jak dla mnie jest tu po prostu za sterylnie, młody. Myślę, że trochę koloru ożywiłoby to miejsce - powiedziawszy te słowa, szybkim ruchem ściągnął z głowy ręcznik. Nagle ukazały się na niej płomienne, czerwone włosy, które były powodem opuszczenia komfortowej strefy obojga chłopców. Tyler przyglądał im się uważnie i stwierdził, że mają odcień maków. Kwiatów, które nabierają najmocniejszych barw w środku ciepłego czerwca. Spodobały mu się. Były takie nieoczywiste.

Szli obok siebie. W powietrzu czuć było zapach wieczornej mgły, świetlików i farby do włosów. Dało się wyczuć aurę kończącego się lata. Szli, słuchając odgłosu szurania butów po asfaltowej nawierzchni. Raz po raz obok nich przebiegał kot, przejeżdżało auto. Nikt nie zwracał na nich uwagi, nawet mimo fryzury starszego.

- Hej, Josh. Mogę Ci o czymś powiedzieć? - zaczął niepewnie Tyler. Od zawsze miał problem z rozpoczęciem jakiejkolwiek konwersacji. Nawet, jeśli chodziło o zwykłe rozmowy z rodzicami, które i tak nie odbywały się często. Kontakty między domownikami popsuły się, kiedy pojawiły się problemy starszego syna.

- Zawsze - płomiennowłosy chłopak uśmiechnął się szeroko, jednak szybko spoważniał. Zauważył, że nie jest to pora na żarty. - Co Cię trapi?

- Znów mam koszmary.

- Wiesz dlaczego?

- Nie wiem, stary. Nie wiem nawet, czy to można nazwać koszmarami. Nie dość, że widzę to w nocy, to na dodatek mogę słyszeć Jego głos za plecami bez przerwy...upewnia mnie tylko w tym, jaki jestem słaby.

Josh przystanął i złapał Tylera za barki. Dłuższą chwilę patrzył mu w oczy tak, jakby chciał zobaczyć postać, o której słyszy. Dał za wygraną. Wyprostował się i zobaczył łzy, które zebrały się w kącikach oczu wystraszonego towarzysza. Przypominały mu kropelki rosy, które pojawiają się rano na źdźbłach zielonej trawy. Szybko jednak wyrzucił tę myśl z głowy, to porównanie wydaje mu się nie na miejscu.

- Opowiedz mi, jak to wygląda - wydawał się zaniepokojony. Nigdy wcześniej nie słyszał o tym problemie od swojego przyjaciela.

- Po prostu kiedy leżę w łóżku i przypominam sobie wszystkie swoje błędy... Widzę Jego, jak podnosi się z podłogi i wyciąga do mnie ręce. Siada na brzegu łóżka a ja czuję, jak palą mnie blizny na nadgarstkach. Ma ze sobą sznur. Podpowiada, żebym skorzystał, bo nadarzyła się idealna okazja. Krzyczę, ale nikt mnie nie słyszy. Kiedy w końcu odchodzi, nie mogę złapać oddechu. Czuję, że spadam. Wszystko wydaje mi się czarne...Josh, czy ja umieram? Czy odchodzę do próżni?

- Nie, Tyler. To nie śmierć.

- W takim razie co?

Josh milczał. Ruszył przed siebie w ciszy tak gwałtownie, że Tyler musiał podbiec, żeby go dogonić. Nie rozumiał, co było powodem jego zachowania. Miał nadzieję, że mu pomoże i w końcu poradzi sobie ze swoim problemem. Do końca drogi Josh nic nie mówił. Poklepał młodszego po ramieniu i odprowadził do drzwi jego domu. Upewnił się, czy wszystko jest w porządku i udał się w swoją stronę, dalej pogrążony w myślach.





Przecież możesz mnie poczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz