Rozdział 5

35 10 2
                                    

Dni mijały nieubłaganie szybko. Nim się obejrzałem minął kolejny tydzień, a przede mną znów poniedziałek. Najgorszy dzień tygodnia dla większości naszej populacji. Kto w ogóle wymyślił poniedziałki? Po wolnym weekendzie znów trzeba wracać do pracy, szkoły. Oczywiście nikomu się nie chce, bo jakim trzeba byłoby być człowiekiem, by nie chcieć zostać w domu? By zamiast pracować lub uczyć się leżeć i nic nie robić? Osobiście nie znam takiej osoby.

Niestety jak chce się coś w życiu osiągnąć, to trzeba się ruszyć i z uśmiechem na ustach przeżyć kolejny dzień. Sukces osiągniemy bowiem jedynie dzięki ciężkiej i sumiennej pracy. Co do tego uśmiechu, to niekoniecznie bo nie każdy jest radosny, ale to naprawdę pomaga. Inni ludzie przechodząc obok pomyślą wtedy: "temu to się powodzi" albo "ona to musi mieć poukładane życie". Myśląc subiektywnie, jeśli nie wstaniemy i nie zrobimy czegoś w ten poniedziałek, może się to odkładać naprawdę długo. Wiem to po sobie. Ale wracając do tematu. Każdy inaczej definiuje słowo "sukces". Według niektórych to nic innego jak osiągnięcie własnych celów. Inni zaś twierdzą, że to stan zamierzony, zrealizowany. Według mnie sukces, to przechodzenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu. Najważniejsze jest mieć własną definicję sukcesu, a nie popadać w schemat narzucany przez innych.

Spójrzmy na to z innej strony. Dla niektórych sukcesem jest stanowisko w firmie, a dla innych posiadanie własnej firmy. Różni ludzie mają różne wartości. Dlatego należy zachować do tego dystans. Zresztą jak do wszystkiego, bo wtedy jest łatwiej. Kiedy nie podchodzi się do czegoś zbyt emocjonalnie.

I na koniec taka najważniejsza, złota zasada:

Nigdy nie rezygnuj z osiągnięcia celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie.

Nic dodać, nic ująć.

×××

Czy naprawdę chcesz być taki jak oni
Czy naprawdę chcesz być kolejnym trendem
Czy naprawdę chcesz być częścią tego tłumu
Bo ja nigdy nie chcę
[...]

Zachwiejesz się raz, jest w porządku
Zachwiejesz się drugi jest ok
Zachwiejesz się trzeci raz, znowu grasz z sobą samym

×××

W ten sposób, w poniedziałkowy ranek znalazłem się w pracy, odliczając do upłynięcia ośmiu godzin. To nie tak, że nie lubiłem tej pracy. Może nie była moim wymarzonym zajęciem, to jednak nie była zła. Miałem za to całkiem niezłe pieniądze, nie wysilałem się fizycznie. Układałem krajowe jak i zagraniczne wycieczki. Po Londynie, Francji, Włoszech a nawet po Polsce. Jakby nie patrzeć to dosyć odpowiedzialna praca, ale mimo tego czuję się w niej całkiem dobrze. Każdy jednak wolałby, żeby pieniądze przychodziły do domu same, tak jak pranie samo się zrobiło, a naczynia same się umyły. Niestety tak się nie da.

Dzień minął mi wyjątkowo szybko i zanim się obejrzałem już byłem w mieszkaniu. Prawie zawsze gdy wracałem przyjaciele byli w domu, a kiedy to chłopacy mieli nocne zmiany od wieczora zostawałem sam. Ashton pracował jako ochroniarz, a Luke jako barman w klubie znajdującym się kilka ulic dalej. Oczywiście czekał na mnie obiad zrobiony przez Ashton'a. Co jak co, ale miał smykałkę do gotowania, tylko pozazdrościć. Dlatego też najczęściej on robił nam jedzenie, które pochłanialiśmy bez obawy o zatrucie, tak jak w przypadku kiedy gotował Luke lub, co gorsza, ja.

Jak zwykle pożegnałem ich, zakluczyłem drzwi i poszedłem w stronę swojego pokoju. Posprzątałem trochę, chociaż starałem się utrzymywać go w ogólnej czystości. Nie do końca mi się to udawało, ale tragedii też nie było.

Kiedy wykonałem swoje domowe obowiązki stwierdziłem, że wezmę szybki prysznic, po którym będę miał chwilę relaksu przed spaniem. Chociaż podczas spania odpoczywa cały ogranizm, ja potrzebowałem wytchnienia i przed tym, tak dla zasady.

Położyłem się do łóżka, wyjmując z szafki nocnej coś, co zawsze poprawia mi humor. Oczywiście mam na myśli list od Mii. Po upływie czasu podchodzę do tego z większym dystansem. Nauczyłem się tego, chociaż nie było łatwo. Osiągnąłem tym swój mały sukces.

"[...] Głowa do góry, pokaż wszystkim jak silny jesteś, zrób to dla mnie." - pokażę, pomyślałem.

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Nie spodziewałem się żadnych gości, a chłopacy byli w pracy. Listonosz zostawia wszystko na parterze w skrzynkach, a na kuriera jest za późno, chociaż nawet nikt z nas nic nie zamawiał. Inaczej na pewno przekazaliby mi, że mam coś odebrać.

Nie chciało mi się wstawać, dlatego zignorowałem to. Na pewno zaraz odejdzie, pomyśli, że śpię czy cokolwiek. Jednak pukanie nie ustawało. Podszedłem niepewnie do drzwi, od razu przekręcając zamek. Otworzyłem drzwi i tak szybko jak ujrzałem kto tam stoi, tak szybko je zamknąłem. Niemożliwe, jak on mnie znalazł?

Natychmiast zakluczyłem je na wszystkie możliwe zamki, by mój ojciec nie mógł wejść do środka. Tak, przyszedł tutaj mój ojciec, którego nie widziałem... z cztery lata? To kompletnie zbiło mnie z tropu. Czego on chce, pieniędzy? Taka złota myśl, jeśli nie wiadomo o co chodzi - chodzi o pieniądze.

Pukanie nasiliło się, a później przerodziło w kopanie. Bałem się, że wyważy drzwi, które nie były aż tak mocne.

- Ojca nie wpuścisz? - krzyknął uderzając pięścią w jedyną dzielącą nas barierę fizyczną.

Nie odpowiedziałem, tylko zsunałem się plecami po ścianie, chowając głowę w dłoniach. Może muszę to przeczekać? Może jest nietrzeźwy i zaraz sobie pójdzie, zapominając gdzie był?

- Chcę porozmawiać. - zaprzestał uderzania w drzwi, jednak nadal przed nimi stał. Nie wiedziałem czy odpowiadać, nie wiedziałem co robić. W końcu zebrałem się w sobie i postanowiłem się odezwać.

- Czego chcesz? - zapytałem oschle, tak by wiedział, że nie jest tu mile widziany. Nie jest w ogóle mile widziany w moim życiu, nie po tym co zrobił.

- Chcę zobaczyć jak tam się powodzi mojemu synkowi - odpowiedział niemal natychmiast. Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy może faktycznie go wpuścić? Od razu skarciłem się za to w myślach. Za bardzo go znam by się na to nabrać.

- Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć - powiedziałem równie oschle jak wcześniej, odwracając się w stronę drzwi. Chciałem, by lepiej mnie usłyszał.

- Przepraszam... tak właściwie to mam prośbę - dodał po chwili ciszy. Tak jak myślałem, nic za darmo. Byłem tylko ciekaw ile chciał, by mieć co przepić. - może pożyczyłbyś mi ze stówkę? - prychnąłem na jego słowa. Czy on siebie słyszał? Bo to, że nie ma za grosz godności to wiedziałem już dawno.

- Idź stąd i nie wracaj. A jeśli jeszcze raz ktoś cię tu zobaczy, pójdę na policję - powiedziałem pewnie, dumnie unosząc głowę do góry. Nie czekając na odpowiedź z jego strony, poszedłem do swojego pokoju, kładąc się do łóżka. Ignorując obelgi i groźby ze strony mojego ojca, zamknąłem oczy układając się do snu.





××××××××××××××××××××××××××××××××××

Nigdy nie wiem co tutaj pisać, oprócz tego czy podobał się rozdział. Tak więc zostawiam go wam i sami oceńcie.

Do następnego xx

|mustforget|


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 12, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Daylight  》Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz