Psychopata-Psycholog

60 5 2
                                    

Wtuliłam się w poduszkę. Tego sobotniego ranka nie chciało mi się wstawać, a miałam jeszcze dużo do nadrobienia. Po skończeniu zadań  z majcy miałam już dość, ale jak na złość zostało mi jeszcze do zrobienia fizyka, chemia, angielski i biologia. Ach ta szkoła! Za niedługo wydłubie ją paznokciem z mojego życia! To jedno z moich największych marzeń! I jeszcze ten psycholog. Ta sobota nie należała do moich najlepszych. Wręcz przeciwnie! Myśląc o tym tak się wkurzyłam, że rysując w książce do biologi złamałam ołówek. Wyjęłam zacinaczkę z szuflady. Ale po co Fionie klucze do szkoły? Tam przecież nie ma nic ciekawego. Może chce coś stamtąd ukraść? Nie, to bez sensu. Nie znajdzie tam nic innego oprócz książek i sterty sprawdzianów, kartkówek itp. Ale może też chce pozbyć się szkoły? Jeśli to jeden z uczniów to może tak... Ale jeśli nie? Może dzięki temu łatwiej będzie mogła przygotowywać rzeczy typu napis na ścianie? Kurcze pieczone! Znowu?! Tak długo strugałam ołówek, że znów się złamał! Robienie zadań i myślenie o szkole równocześnie nie było jednak dobrym pomysłem. ,,Skup się Paula!" Gdy po wielu próbach, błędach i złamanych ołówkach nareszcie doszłam do końca zadań wybiła druga.

-Kochanie! Schodź! Już jedziemy!-krzyknęła mama z dołu. I teraz ten głupi psycholog! Odepchnęłam nogami krzesło od biurka. Musiałam zacząć się zbierać. W sumie nie miałam nic do zrobienia, więc tylko zeszłam na dół i ubrałam buty. Jechaliśmy  przez całe Szambanowo. Droga do psychologa trwała całą godzinę. Dotarliśmy na miejsce. Psycholog mieścił się na ulicy Cichej. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie byłam u psychologa. Gdy weszłam do budynku i stanęłam w kolejce do psychologa, czułam się jakbym miała za raz mieć jakąś operację. Psycholog zawsze kojarzył mi się z lekarzem, który leczy psychopatów, a nie gimnazjalistów. Drzwi gabinetu otworzyły się. 

-Paulina Cherclą!-zawołał lekarz wychodzący z sali. Miał długie, jak na chłopaka, blond włosy i niebieskie oczy. Na początku jego widok mnie przeraził. Za mężczyzną wyszła dziewięciolatka o pięknej cerze i długich, aksamitnych włosach. 

-Tylko pamiętaj o szufladzie! Tylko jedna! Reszta ma być czysta.-zawołał za nią lekarz. 

-Dobrze panie Patironi!-dziewczyna uśmiechnęła się i poszła w stronę wyjścia. Gdy psycholog mnie zauważył uśmiechnął się.

-Nazywasz się Paulina Cherclą?-zapytał.

-Tak.-odpowiedziałam nieśmiało patrząc się w podłogę. Lekarz otworzył  drzwi i ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Pomieszczenie przypominało wyglądem salę do przesłuchań, ale było bardziej przytulne. Oczywiście na środku pokoju stało biurko i dwa krzesła. Na podłodze leżał wielki dywan. Ściany były lekko pomarańczowe, a firanki żółte. Na ścianie za biurkiem wisiał arras* przedstawiający dwóch ludzi; króla i rycerz w czarnej zbroi, którzy walczą między sobą. Całej scenie towarzyszyły płomienie, tryskające z podpalonego zamku, który był częścią pięknego tła. Coś co szczególnie przyciągnęło moją uwagę był zapach gabinetu. Jakby drewno, miód i perfumy, ładne perfumy, ale wszystko razem tworzyło taki smród, że aż zmarszczyłam nos. Chciałam stąd jak najszybciej wyjść. 

-Nazywam się Patironi.-przedstawił się lekarz i usiadł na krześle za biurkiem.-Słyszałem, że wczoraj byłaś bardzo niegrzeczna. Jeśli się nie mylę prawie zabiłaś kolegę.-te słowa wkurzyły mnie tak bardzo, że oparłam ręce o blat i spojrzałam gościowi prosto w oczy.

-Ty zapchlony kundlu! Nie warz się myśleć, że prawie zabiłam własnego chłopaka!!! Gdyby nie ja to już by nie żył!!!-tak głośno krzyczałam, że aż zrobiłam się czerwona i nie chcący oplułam psychologa. 

-Proszę usiąść moja droga! Nie pozwolę żeby ktoś tak się do mnie odzywał w mojej pracy!-krzyknął. Zawstydzona usiadłam. W sumie źle się zachowałam. Gdy byłam mała mama często mi powtarzała, że nie wolno oskarżać kogoś o to,że coś źle o nas powiedział jeśli nas nie zna. O wilku mowa... Po chwili do gabinetu wpadła mama.

-Coś się stało?!-wrzasnęła przerażona.-Czy wy zdajecie sobie sprawę jak was słychać na korytarzu?!

Oboje natychmiast się uciszyliśmy i spojrzeliśmy na mamę jak niewiniątka.

-Pani córka ma problemy wychowawcze i z głową ma coś nie tak.-podsumował lekarz.-Mówi, że ocaliła chłopcu życie, a prawie go zabiła.

-Ale to nie prawda!-oburzyłam się i wstałam z krzesła.

-Widzi pani?-dodał Patironi i wskazał mnie obiema rękami.

-Kochanie usiądź i nie kłam więcej!-krzyknęła mama.

-Ale mamo ja nie...-oburzyłam się.

-Usiądź!-przerwała mi mama. Co tu było mówić. Policjantka mi uwierzyła, ale nikt więcej.

-Jeśli pani pozwoli Paula zostanie tu na weekend na drobną terapię.

-Oczywiście, że pozwolę.-odpowiedziała bez chwili namysłu.-Może to pomorze jej głowie.-po czym wyszła. To był cios w serce. Jak ona mogła zostawić mnie u tego psychola na cały weekend? Co ona sobie myśli? Ten psycholog sam powinien iść do psychologa! Nagle zauważyłam, że faceta nie ma.

-Co do licha?-wstałam i podeszłam do biurka. Ciemność! Zaczęłam się drzeć. Miałam coś na głowie. Próbowałam uciec, szarpałam się, ale na próżno... Po chwili poczułam coś na nadgarstkach. Trzymałam ręce z tyłu i nie mogłam nimi ruszyć! Ktoś mi je związał! Zaczęłam panikować jeszcze bardziej, gdy wywróciłam się na plecy. Nogi też zostały związane. To było porwanie, a najgorsze, że po chwili poczułam intensywniejszy zapach miodu, drewna i perfum. Zrobiło mi się słabo i po chwili zamknęłam oczy...

*arrasy-dywany wiszące na ścianach, które przypominały obrazy.

Czy to prawda? 2 /ZAWIESZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz