Rozdział 5

32 5 2
                                    

Charlie

Mimo że do kawiarni mam jeszcze parę kroków, w powietrzu wyczuwam napięcie. Co stanie się, kiedy usiądę przy stoliku? Kogo tam spotkam? Przechodzę przez otwartą bramę i idę na tyły  starego, ceglanego, ale jakże urokliwego budynku. Stoję przed szerokimi, drewnianymi drzwiami, za którymi poznam odpowiedź na nurtujące mnie od rana pytania. No, głęboki wdech, wydech i do środka, bo zaraz ktoś uzna mnie za zdecydowanie bardziej dziwnego, niż jestem. Łapię energicznie za klamkę i rozglądam się po kawiarni. Nie pamiętam, czy wspominałem, ale Connor wielbi to miejsce. Zapewne dlatego, że pracują tu świetni ludzie, klimat wprawia człowieka w dobry nastrój, a napoje, które tu podają są po prostu nieziemskie. W sumie, ja też uwielbiam tu przebywać.

Mimo minimalistycznego światła, wpadającego przez okienka i beżowych ścian, w podziemnym pomieszczeniu panuje przytulny półmrok. Każdy stół z ciemnego drewna, ustawiony jest tak, aby gościom zapewnić odrobinę prywatności, na każdym jest też mała lampka. Niektóre z nich oddzielone są drewnianą ścianką również w ciemnym kolorze.  Po środku znajduje się lada, a za nią jest wejście do kuchni. Kelnerzy to chłopak z dziewczyną, trochę ode mnie starsi, oboje są z Europy,  Hiszpanii i Włoch, o ile się nie mylę.

– Diego, Sofia, jak wam się żyje w Albuquerque? 

– W porządku, niedługo lecę na dwa tygodnie do Włoch – odpowiada dziewczyna.

­­– Nareszcie! – Oboje spoglądają na mnie rozbawieni, a ja dopiero po chwili rozumiem, co właśnie powiedziałem. – Znaczy, wiesz, chodzi mi o to, że dobrze jest się zobaczyć z krewnymi po tak długiej rozłące. W końcu jesteś jakby... nie jakby... jesteś na innym kontynencie. –Zacząłem się plątać, ale oni i tak zaśmiali się serdecznie.  – Jak dobrze, że ja mam większą część rodziny na miejscu. A co z tobą, Diego?

–Ja, nieszczęsny, mam pracę – spogląda wymownie na swoją koleżankę, ale zaraz potem uśmiecha się do niej przyjaźnie. Jakby to nasz kochany znawca miłości nazwał? ,,Miłość rośnie wokół naaaas!" Tak, drodzy państwo, oczywiście, że mowa o Connorze. Moja siostra twierdzi, że czasem zachowuje się jak nastolatka próbująca zeswatać przyjaciółkę z chłopakiem ze szkoły*.

– Właśnie, Charlie, masz wiadomość od jakiegoś anonima. Powiedział, że masz usiąść przy stoliku piątym. 

– Och, jasne, Connor mianował mnie swoim poddanym, a ja mam spełniać jego zachcianki. Zrozumiałem. Dużą, czarną kawę, bez żadnych udziwnień poproszę. Jak byście zobaczyli zagrożenie, Laylę, znaczy się, to dajcie znać, rozpocznę proces natychmiastowej ewakuacji.    
I, Drodzy przyjaciele, nazywajmy rzeczy po imieniu. Przecież wszyscy wiemy, że ten Anonim to Connor, nie Anonim. – Oboje zaczynają się śmiać, a ja kieruję się do wskazanego stolika i zajmuję miejsce, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Ludzie – tę wypowiedź kieruję do osób, które piją kawę z mlekiem – spróbujcie kiedyś czarnej kawy.** Spróbujcie, a nie pożałujecie! Nie no, żartuję. Wiecie, co kto lubi. Swoją drogą, cały ten rozwój wydarzeń trochę się wlecze. Cieszę się więc smakiem mego napoju, póki nikt nie zakłóca tego niczym niezmąconego spokoju. Tylko ja, dobre piciu i Podziemna Kawiarnia Artystów. Czego chcieć więcej? 

Cóż, najwidoczniej jeszcze mi mało, bo właśnie mija piętnaście minut od mojego przyjścia, a nic złego się nie dzieje. Nie przyszła Layla, czego się spodziewałem, nie pojawił się Connor z planem dla mnie, czy coś tu nie gra?

Dobra, może jednak sprawdzę, czy Connor nie napisał konkretnej godziny. 

Jednak, kiedy spoglądam raz jeszcze na jakże treściwą i pieszczotliwą wiadomość: ,, PKA, Słoneczko." jestem pewien, że ktokolwiek miał się tutaj zjawić, najwyraźniej nie ma na to ochoty. A to oznacza tylko jedno: pojawiłem się tutaj zdecydowanie na pewną śmierć.

Czy tylko mnie ciągle coś, jakaś siła nadprzyrodzona, przyciąga do gorącej, gęstej czekolady? Nie, nie, nie wierzę, że to ja i moja osobowość, Grubaski***. Przecież ten napój to życie. Powtarzam się, chyba to samo było o kawie. No cóż, te napoje to życie. Także ten, dobrze, że codziennie ćwiczę.  Tu wyobraźcie sobie wzrok moich najbliższych znajomych, coś jak ,,Taaa, jasne."

Mój monolog i błogi stan słodkiego upojenia przerywa mi ta nieokiełznana postać zwana kobietą, która na moich pięknych niebieskich (precyzyjniej fiołkowych) oczach zmienia się ,,Niczym Derek w Alfę" (cytując mą siostrę) w Laylę, przedmiot moich koszmarów. Dobra, nie przesadzajmy, Layla jest zbyt okropna, by przejmować nawet moje koszmary, miałbym jej zdecydowanie dosyć. Jednak, bądźmy szczerzy, ona przesadza. Moim zdaniem robi to wszystko na pokaz, a ja nie lubię ludzi fałszywych. Trudno, skoro dotyczy planu Connora, może nie rzuci się na mnie od razu jak stanie obok.

Powiedzcie, co chcecie, ale zwykle nie jestem naiwny. Po prostu wierzę w ludzi. Dobra, jestem naiwny, Layla przecież nie zalicza się ,,ludzi". Ona jest człowiekopodobnym stworzeniem, który zawsze mnie zadziwiał w sposób niesamowicie niezrozumiały. 

Widzę, jak stawia kolejne kroki z zamiarem otwarcia ust i zatrzymuje się przy mnie. 

Wyobraźcie sobie ciężkiego, ogromnego gladiatora z kolczastą maczugą i trzęsącą się pod nim małą owieczkę. Ten gladiator to Layla, a owieczka to ja. Tak, tak, zgadliście. Obraz Layli.

A teraz wyobraźcie sobie, że ten gladiator nagle staje się malutki, tyciutki, a owieczka zamienia się we mnie, chłopaka metr dziewięćdziesiąt z szerokim tryumfalnym uśmiechem. Tak, ja tak to widzę. 

Prawda jest jednak taka, że mimo mojego naprawdę pokaźnego wzrostu, Layla jest tylko, tak tylko, dziesięć centymetrów niższa. A w dodatku wyraz jej twarzy jest tak zimny i obojętny jak zawsze.

No, to teraz jesteśmy jak równy z równym. Z ciętym językiem Layli.

Błagam, błagam, niech ktoś zabierze stąd tego potwora. Niech ktoś kupi jej knebel. Albo może chociaż da jakiś rumianek na uspokojenie. Nigdy, przenigdy nie sądziłem, że ktokolwiek potrafi wyrzucać z siebie słowa w jeszcze szybszym tempie niż robi to Connor. Przecież to niemożliwe, mój kumpel dostaje słowotoku średnio osiem razy dziennie, ale ta dziewczyna gada non stop od dziesięciu minut i wcale jest to miły wobec mnie monolog. 

– Hej, dziwaku, wiem, że jesteś płci męskiej, no powiedzmy, ale mógłbyś słuchać, co do ciebie mówię!

– Nie zamierzam słuchać twoich żałosnych monologów  – prychnąłem.

– Jeśli coś tu jest żałosne, to twój wygląd. 

– Layla, przyszłaś tu dla Connora, ja też, to dlatego jeszcze tu siedzę, więc bądź tak łaskawa
i przestań się odzywać, bo każdy siedzący w tej kawiarni ma cię już serdecznie dosyć! – Dziewczyna zamilkła i spojrzała na mnie z lekko otwartymi ustami po czym się uśmiechnęła, uśmiechnęła! Moja mina w ciągu sekundy zmieniła się ze wściekłej na zdezorientowaną.

– Nie, no! Ty jednak potrafisz się odezwać – zaczyna się głośno śmiać. To przelewa szalę, Layla przekracza granicę. Zwykle nie traktuję jej poważnie odkąd wszczęła kłótnię na obozie, ale tym razem ktoś musi powiedzieć jej prawdę prosto w twarz i przestać się patyczkować. Tym kimś chyba jestem ja. Trudno, i tak mnie nienawidzi.

– Koniec, Layla, zachowujesz się jak dziecko, przestań się zgrywać, bo właśnie to jest najbardziej żałosne. Może masz jakieś problemy, ale mnie one nie dotyczą. Tak samo jak nikogo, nie licząc dobrodusznego Connora, nie obchodzi, co o mnie, moim wyglądzie i charakterze sądzisz – mówię spokojnie i tylko w moim lekko napiętym głosie słychać zdenerwowanie. Layla siada wygodniej, bierze głęboki wdech i spogląda na mnie tym swoim rentgenowskim wzrokiem. Chyba nie wie, co ma powiedzieć, bo zdaje sobie sprawę, że mam rację. Ona zawsze brała nasze wyzywanie i kłótnie na poważnie, czego ja nigdy nie robiłem. To pewnie dlatego teraz wstaje i wielce obrażona wychodzi z kawiarni.

 Nie wiem, dlaczego mnie tak nienawidzi, ale powód tego stworzyła sobie sama w swojej głowie.

*Ja i Jo znamy to bardzo dobrze

** Tak, piję czarną kawę, a to stwierdzenie jest skierowane do JoAnn

*** Pozdrawiam nauczycielkę techniki

Zapraszamy na naszą grupę na fb ,,Królestwo LeenJoAnn" i pozdrawiam bardzo serdecznie Justynę, która robi historię o jedenastej w nocy ;)

PoprzezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz