Rozdział 1

52 9 4
                                    

Connor

Żeby później nie było, uwielbiam moich przyjaciół, ale... gdy są osobno. Kiedy znajdują są w pobliżu, robią się wręcz nie do zniesienia.

Wyobraźcie sobie dwa małe szczeniaczki. Gdy każde z nich jest w towarzystwie jedynie swojego pana, wydają się słodziusie i milusie, lecz gdy tylko pojawi się drugi piesek zaczynają warczeć i rzucać się sobie do gardeł. Ja jestem tym panem, a Layla i Charlie są szczeniaczkami. Tak tylko mówię, jakbyście nie złapali. Także, aby coś z tym w końcu zrobić, wymyśliłem iście szatański plan. A, jeszcze jedno, przecież się nie przedstawiłem. Idioto, jak mogłeś się nie przedstawić?! Tak więc, nazywam się Connor Benjamin Woods i jestem Najwspanialszą Osobą z Jakąkolwiek Mieliście w Życiu Do Czynienia, nie żebym się chwalił. Skromniacha z ciebie. Wracając, wpadłem na pomysł, by jakoś pogodzić moich przyjaciół, POGODZIĆ, broń Boże zeswatać. Zanim jednak przejdziemy do treści mojego planu, pewnie zastanawiacie się, dlaczego oni się wręcz nienawidzą. To dość długa historia, a ja i tak nie znam całej, więc opowiem wszystko, co wiem w dużym skrócie.

Zaczęło się ponad pół roku temu, w wakacje. Poznali się na obozie muzycznym. Pamiętam jak Charlie opowiadał mi o nim od momentu, w którym się na niego zapisał, czyli jakoś od połowy jedenastej klasy. Prawie sześć miesięcy słuchania o tym, jak bardzo nie może się doczekać, jak dużo osób tam pozna i recytowania punkt po punkcie co zamierza tam robić. Męczarnia, ale jest moim najlepszym przyjacielem, więc wysłuchiwałem tego z anielską cierpliwością, a uwierzcie nie było łatwo. Strasznie się cieszył na ten wyjazd, zaznaczał dni w kalendarzu i zachowywał się jak małe dziecko czekające na Boże Narodzenie. Wtedy jeszcze nie wiedział, co go spotka, a raczej kto. Gdy nadszedł dzień wyjazdu, myślałem, że wybuchnie ze szczęścia. Pożegnaliśmy się, on ruszył na obóz wraz z resztą muzycznie uzdolnionych dzieciaków, a ja wróciłem do domu, by dopakować parę rzeczy do swojego bagażu, bo tego samego dnia wieczorem wyjeżdżaliśmy z rodzicami na Florydę. Postanowiliśmy nie kontaktować się z Charliem przez te dwa tygodnie, bo wiedzieliśmy, że nie będzie na to czasu, a i tak resztę wolnych dni mieliśmy spędzić razem. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem twarz przyjaciela na ekranie swojego telefonu zaledwie parę dni po rozpoczęciu naszych oddzielnych wakacji.

- Jeśli to nie jest sytuacja awaryjna to rozłącz się w tej chwili. Właśnie rozwiązuje arcytrudną krzyżówkę, nie mam więc czasu na pogaduszki - powiedziałem od razu po rozpoczęciu połączenia.

- Connor, nie zamierzam się rozłączać, sprawa jest naprawdę ważna. Słuchaj, nigdy w życiu nie zrozumiem dziewczyn, mimo że mam starszą siostrę. Jakaś laska, najpierw wydaję się miła, a potem, kompletnie bez powodu zaczyna być straszliwą suką. Jestem tu dopiero cztery dni, a przez nią nie mogę już tu wytrzymać. O ile pamiętam ma na imię Layla i wydaje się najgorszą osobą jaką w życiu poznałem.

- Hmmm, Layla, powiadasz? Ładne imię. Brzmi tak niewinnie.

- Connor. - Dosłownie słychać było jak zaciska pięści.

- Dobra, dobra, rozumiem. Nie przejmuj się nią, jest dziewczyną, a one zawsze mają zmienne nastroje. Przejdzie jej.

- Mam nadzieję. Dobra, muszę kończyć, za chwilę mam zajęcia. Dzięki za rozmowę.

- Spoko, od tego ma się przyjaciół, choć mam nadzieję, że do końca naszych wyjazdów nie będziesz już dzwonił, bez obrazy. Do zobaczenia za niedługo.

Gdy wrócił jeszcze przez jakiś tydzień narzekał na tę dziewczynę, a potem znowu był tym samym, optymistycznym Charliem, którego wszyscy znają i kochają. Jednak nie na długo. Jego minę pierwszego dnia szkoły ostatniej klasy liceum (czyli tej, w której wciąż jesteśmy) zapamiętam chyba na zawsze. Tego dnia przed lekcjami, poszedłem do biblioteki. W tym roku zapisałem się na zajęcia z astronomii, stwierdziłem zatem, że należy trochę na ten temat poczytać, żeby móc potem zabłysnąć podczas lekcji. Przecież ty błyszczysz zawsze i wszędzie. No tak, racja. Wracając, usiadłem sobie przy pustym stoliku wraz z książką. W pewnym momencie poczułem puknięcie w ramię.

- Hej, mogę się przysiąść?

Przede mną stała dość ładna, dosyć wysoka blondynka. Uśmiechała się i wyglądała na całkiem miłą.

- Jasne - odparłem, zadowolony z towarzystwa nowej koleżanki.

- Astronomia to świetny przedmiot. Chodziłam na nią w tamtym roku. Jestem Layla. - Wyciągnęła do mnie rękę.

Jej imię było znajome, ale postanowiłem się tym nie zamartwiać.

- Connor. Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię nigdzie wcześniej.

- Tak. Wcześniej mieszkałam w Taos. Przeprowadziłam się dwa tygodnie temu.

No jasne, że tak. Connor Benjamin Woods nie zauważyłby takiej dziewczyny jak Layla?

- Zatem, witaj w Albuquerque.

Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut, dopóki oboje nie musieliśmy iść na lekcje. Dziewczyna wydawała się fantastyczną osobą, mimo swojego trochę mrocznego stylu ubierania się. Stwierdziłem, że jest świetnym materiałem na przyjaciółkę, chociaż kompletnie różni się od Charliego. Ustaliliśmy, że spotkamy się na lunchu i przedstawię jej mojego najlepszego kumpla. Nie mogłem się doczekać. Oczekiwałem, że się polubią i będziemy najlepszą paczką przyjaciół, jaka kiedykolwiek istniała. Nie wiedziałem jednak, jak bardzo się pomyliłem.

Parę godzin później nadeszła pora lunchu. Z Charliem zawsze siedzieliśmy przy stoliku koło okna, z tyłu stołówki. Moja nowa koleżanka trochę się spóźniała, więc zaczęliśmy jeść bez niej.

- Więc, poznałeś nowa dziewczynę?

- Tak, jest świetna. Na pewno ci się spodoba. Zaraz powinna tu być.

- Opisz mi ją, może wypatrzę ją w tłumie. - Poprosił mój przyjaciel.

- Długie blond włosy, około stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu, może trochę więcej. Miała na sobie czarne ciuchy i pomalowane na czerwono usta.

- O Boże, przypomniała mi się Layla z obozu. Wyglądała podobnie. Może jest jej milszą siostrą bliźniaczką? - zaśmiał się ze swojego żartu, ale mi nie było do śmiechu.

- Cholera.

Dotarło do mnie, że pewnie to ta sama dziewczyna. Dobrze, że nie powiedziałem mu jak się nazywa, bo pewnie już dawno by zwiał (swoją drogą, wyobraźcie sobie wysokiego, prawie dorosłego chłopaka, uciekającego przed dziewczyną). Miałem ochotę się stąd ulotnić, ale akurat w tym momencie dziewczyna weszła do stołówki i spojrzała w moim kierunku. Na szczęście Charlie siedział tyłem do wejścia. Nie wiedziałem, co mam zrobić, więc tylko czekałem na rozwój wydarzeń. Może okaże się, że wcale się nie nienawidzą i będą najlepszymi przyjaciółmi? Wątpię, choć zawsze jest jakaś nadzieja. Tym razem były to niestety bardzo płonne nadzieje. Gdy Layla podeszła do naszego stolika, wszystko potoczyło się bardzo szybko, wiec lepiej będzie jak opiszę to w paru punktach.

1. Dziewczyna przybliża się do stołu i wita się krótkim "hej".

2. Charlie odwraca się, robi tę pamiętną minę i wtedy mam pewność, że Layla z obozu i Layla, którą dziś poznałem, to ta sama osoba.

3. Przez około minutę patrzą na siebie w osłupieniu.

4. Zaczynają się kłócić, pada kilka wyzwisk i przekleństw.

5. Po cichutku wychodzę ze stołówki, nie chcąc być w to zamieszkanym.

I tyle. Od tamtego dnia utrzymuję kontakt z obojgiem, ale rzadko spotykamy się wszyscy razem. Mówiąc, a właściwie pisząc rzadko, mam na myśli prawie nigdy. Wciąż nie rozumiem, dlaczego nie mogą się po prostu pogodzić i dlaczego w ogóle tak się nienawidzą, ale oni unikają tematu jak ognia. Mam jednak swój plan, a po wdrożeniu go w życie, nic nie będzie takie jak wcześniej.

PoprzezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz