Rozdział 2

89 6 5
                                    

Obudzona znienawidzoną melodią, którą zaledwie miesiąc temu ustawiłam na budzik, powoli zeszłam na parter, wlokąc za sobą koc. Na śniadanie zjadłam płatki z mlekiem, czyli typowy posiłek. Na szczęście to już piątek, a po nim upragniony weekend. Zerknęłam na kalendarz, który wisiał na ścianie tuż przy dużym oknie. Kompletnie zapomniałam, że umówiłam się z Tomato Trio na spacer w parku. Mój pies wreszcie się porządnie wybiega, myśląc o tym zerknęłam na posłanie mojego szczeniaka. Jest rasy Owczarek Szwajcarski i nazywa się Rubin. Po skończonym śniadaniu spakowałam plecak i ruszyłam do szkoły. Gdy szłam przez park, słońce raziło mnie w oczy i było mi strasznie gorąco. Na prawdę jestem mądrym człowiekiem, żeby ubierać się na czarno w pogodny dzień. Z resztą Abel nie jest wcale lepszy pod tym względem, on w każdą pogodę nosi szalik. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. W słuchawkach leciała właśnie piosenka "Sunrise". Jedna z moich ulubionych. To może będzie dobry dzień, wszystko jest możliwe, a przydałoby się jakieś pocieszenie, gdyż przeciw mojej woli musiałam siedzieć z Abel. Tak naprawdę kiedy tylko miałam okazję, to przesiadałam się do Laury. Właśnie weszłam do klasy i rozłożyłam się na swoim miejscu. Mijały kolejne i kolejne lekcje, a siedzenie w ciszy doprowadzało mnie do szału. Nie miałam ochoty rozmawiać z nim, ale chętnie pogadałabym sobie z Laurą. Westchnęłam. Wreszcie ostatnia lekcja, jeszcze piętnaście minut i jesteśmy wolni.

*Time Skip*

Po lekcjach podbiegli do mnie Antonio, Romano i Felicjano i pociągneli w stronę szatni, tłumacząc się przy tym, że im wcześniej będziemy w parku, tym więcej czasu tam spędzimy. Po drodze mieliśmy zajść do mojego domu, aby zabrać ze sobą Rubina. Gdy już wzięłam szczeniaka na smycz i wyszłam z nim do reszty, Felicjano rzucił się na niego i zaczął przytulać. Włoch wyglądał na bardzo szczęśliwego, więc pozwoliłam mu trzymać uwięź. Przez cały pobyt rozmawialiśmy i śmialiśmy się, aż w końcu Antonio przypomniał sobie o pewnym temacie. Niestety.

-Hej Sophie, a ten cały Abel jest niezły co nie?- powiedział szturchając mnie w ramię.

-Nie- warknęłam w jego stronę- Antonio, daj sobie spokój, proszę.

-Ale...- Romano próbował ratować sytuację, ale nieskutecznie.

-Hm?- powiedziałam przeszywając go wzrokiem.

-Już nie ważne!- rzucił Felicjano, ratując skórę swojemu bratu.

Przyznam, że ta scena musiała wyglądać komicznie, ponieważ sama aż się lekko uśmiechnęłam. W pewnym momencie usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos.

-Cześć, Sophie!- krzyknęła Laura podbiegając do mnie i ciągnąc za sobą... królika?

-Hej! Co to za... zwierzę?- spytałam wskazując na pupila.

-A... to jest królik Abel, nazywa się Harry- powiedziała biorąc królika na ręce.

-Abel jest tu z tobą?- zagadnął Hiszpania, opierają się o moje ramię.

Odsunęłam się i schowałam twarz w dłoni. On nigdy, przenigdy nie przestanie.

-Yy... nie, nie ma go tu- odpowiedziała Laura dziwnie spoglądając na hiszpana, ale chwilę później wybuchła śmiechem. Zapewne dopiero zrozumiała, co miał na myśli. Korzystając z sytuacji, odwróciłam się i zaczęłam iść w przeciwną stronę.

-Hej, hej, a panienka gdzie się wybiera?- Romano złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę reszty towarzystwa- już nie będziemy o tym rozmawiać, obiecuję- uśmiechnął się do mnie, ale nie było to przekonujące.
Mimo, iż wciąż mu nie wierzyłam, to jednak wróciłam do reszty. Po godzinie każdy z nas miał dosyć przechadzania się po okolicy, więc wszyscy rozeszli się w swoje strony. Było już po osiemnastej i powoli zaczęło się ściemniać. Lubiłam przechadzać się wieczorami, ale postanowiłam wrócić do domu przed zmrokiem. Wyciągnęłam z torby swoje słuchawki, z którymi byłam nierozłączna i operując komórkę jedną ręką, włączyłam "White Tiger". Szłam, wpatrując się w chodnik i nucąc muzykę po cichu. Nawet nie zorientowałam się, kiedy stanęłam przed furtką od mojego domu. Wzięłam głęboki oddech świeżego i wilgotnego powietrza, po czym otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Po kwadransie siedziałam w fotelu z kubkiem gorącego kakao. W towarzystwie przyjaciół, dzień minął mi niezwykle szybko. Nagle z mojej komórki wydobył się sygnał. Dobrze wiedziałam kto dzwoni. Laura.

-Hej Sophie!- moja przyjaciółka niemal krzyknęła.

-H-hej. Co tam?- powiedziałam cicho.

-A dobrze, i wiesz co? Mój braciszek chciał z tobą porozma- niezdążyła dokończyć, gdyż jej głos został zagłuszony przez jakiś inny.

-Wcale nie!- Abel najprawdopodobniej zabrał jej komórkę, ponieważ usłyszałam stłumiony huk.

Odruchowo rozłączyłam się i wystukałam najbardziej pasującą do tej sytuacji wiadomość.

Ty: ?

Ty: ...

Laura: 😅 nieważne

Ty: Aha... okej

Odłożyłam telefon na komodę i skierowałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku twarzą do pościeli i powoli przysypiałam. Nie minęło pół godziny, a zasnęłam wtulona w poduszkę.

*Time Skip*

Obudziłam się zawinięta w kołdrę. Była godzina dwunasta trzydzieści, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. W końcu było wolne, czyli mogłabym spać tyle, ile tylko zapragnę. Przeciągnęłam się i odsłoniłam firankę, a promienie słońca oświetliły całe pomieszczenie. Jak ja uwielbiam ten widok. Zerknęłam na ekran mojej komórki. Sześć nieodebranych połączeń... od Laury, tak myślałam. Ciekawe co chciała mi przekazać. Ziewnęłam, po czym umyłam się i jak zwykle zjadłam płatki z mlekiem, a następnie zadzwoniłam do Laury.

-Cześć- powiedziałam niepewnie.

-Hej- czekaj, czekaj... on brzmi jak...

-Yyy... Abel?!- omal nie krzyknęłam.

-T-tak, a co?- odpowiedział już ciszej.

-Przecież wybrałam numer do Laury...- zastanawiałam się, czy oby na pewno.

-A ja ci nie pasuję...?- spytał, co zabrzmiało dosyć dziwnie.

-Znaczy właśnie do mnie dzwoniła i...- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ przerwał mi w połowie zdania.

-To ja dzwoniłem- powiedział szybko, przez co ledwo słyszałam jego głos.

-A-aha... a czemu dzwonisz z iphone'a Laury?

-Bo rozładowała mi się komórka...- nie brzmiało to przekonująco, ale postanowiłam mu uwierzyć.

-Okej, a w takim razie w jakiej sprawie dzwonisz?

-Bo m-może chciała b-byś pójść ze mną do p-parku? Z-znaczy Laura mi mówiła, że masz bardzo fajnego psa, a ja kocham owczarki- Abel jąkał się tak, że równie dobrze mogłabym powiedzieć, że ma atak spazmy.

-Okej, t-to może dzisiaj o piętnastej?- dzięki Bogu, że w tym momencie mnie nie widział. Moja twarz była zalana rumieńcem, a ręcę trzęsły się niemiłosiernie.

-Dobrze- powiedział szybko.

Zanim się rozłączył, w tle dało się słyszeć rozmowę.

-Zadowolona?- rzucił Abel.

-Nawet nie wiesz jak- odparła Belgia.

Postanowiłam, że to ja się rozłączę. Chwilę później zaśmiałam się do siebie i wyjrzałam przez okno. Oni naprawdę, naprawdę nie dadzą sobie spokoju. Westchnęłam, a następnie ruszyłam do szafy, aby wybrać strój.

_________________
I oto przed wami kolejny rozdział Czerwonych Tulipanów 😊
Sophie chyba będzie miała dość chodzenia po parku przez następne kilka miesięcy 😅
W każdym razie mam nadzieję, że wam się podobało~
Jak są jakieś błędy to śmiało mówcie ^^

~ZosiQ

Czerwone Tulipany [NetherlandsxSophie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz