Rozdział 5

63 4 6
                                    

Błyskające na prawo i lewo światła zaczęły mnie nieco denerwować, rażąc mnie w oczy przeróżnymi kolorami tęczy. Fuknęłam z niezadowoleniem i wolnym, lecz zdecydowanym krokiem ruszyłam śladem kabla. Gdy byłam już przy białym kontakcie, znajdującym się na intensywnie czerwonej ścianie, toteż łatwo było go dostrzec, jednym ruchem odłączyłam wtyczkę. Pseudo kula disco zatrzymała sie z lekkim zgrzytnięciem, a wszystkie pary oczu wpatrywały się we mnie niedowierzanym wzrokiem. Zrobiłam kilka kroków w bok, kryjąc się za plecami Holandii, gdy ten, jakby nic nie zaszło, wpatrywał się w ekran komórki, grając w "Don't touch the Spikes". Zapewne wyglądało to komicznie, ale mówi się trudno. Niechcąc męczyć Abel, wyszłam zza ukrycia i skierowałam się do gości.

-Co powiecie na horrory?- odwróciłam wzrok na Holandczyka, gdyż ten dopiero oderwał się od zaciętej rozgrywki.

-Mi pasuje- powiedział, odwracając wzrok.

-Me too!- krzyknął Alfred.

Po chwili wszyscy wyrazili chęć, a ja biorąc pudełka z płytami, zaprowadziłam wszystkich do telewizora, niczym Mojżesz do Palestyny. Matthias, wyręczając mnie, przeprowadził małe głosowanie w wyborze filmu, a gdy sprawa była jasna, zebrani rozsiedli się tam, gdzie tylko się dało. Większość, oczywiście usadowiła się jak najbliżej ogromnego ekranu, ale ja postanowiłam stanąć raczej z tyłu. Oglądałam ten horror wiele razy, więc nie sprawiał już na mnie wielkiego wrażenia, a chętnie popatrzę jak Ameryka piszczy z przerażenia. Z uśmiechem na twarzy, oparłam się o ścianę i z założonymi rękami, obserwowałam początkek seansu. Po chwili obok mnie stanął... Zgdadnijcie kto? Abel. Co za niespodzianka.
Zerknęłam na niego kątem oka. Wyglądał na lekko znudzonego, albo zmęczonego...?

-Ekhem- idealne zaczęcie konwesacji, czyli tak jak ja to zawsze robię- Zrobić ci kawę?- rzuciłam w stronę Abel, który gwałtownie obrócił głową, prawie mnie przy tym uderzając.

-C-co? Jasne- wydusił i odwrócił wzrok w przeciwną stronę.

Ciekawe co go trapi... Jeszcze nie widziałam go w takim stanie, ale ja umiem rozpoznać jak ludzie nie mają dobrego humoru. Wyszłam z salonu, kierując się w stronę kuchni. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam niskiego stopnia i już żegnałam się z przytomnością, ale...

-Uważaj, bo się wywalisz- Abel chwycił mnie za rękaw, ponownie stawiając w pozycji stojącej. Stałam wyprostowana jak struna, zdając sobię sprawę, że jeszcze chwila, a miałabym rozbitą głowę. Po sekundzie odetchnęłam, rozluźniając się nieco.

-Oh, dzięki- wykrztusiłam- Po co za mną poszedłeś?- wymusiłam mało ciekawski ton, ale w obecnej sytuacji, trudno to było ukryć.

-Nie spytałaś, jaką chcę kawę- powiedział bezbarwnie, lecz mogłabym głowę uciąć, że lekko się uśmiechnął.

-Jaką?- zapytałam, otrzepując rękawy z niewidzialnego kurzu.

-Nie wiem- powiedział, aż za mocnym twierdzącym tonem, wpatrując się swoimi szmaragdowymi tęczówkami, prosto w moje oczy.

-Aha...- lekko speszona, ciągnęłam do niczego prowadzącą rozmowę- W takim razie chodź, sam sobie zrobisz- ponownie ruszyliśmy w stronę kuchni, lecz tym razem mój sokoli wzrok nie ominie żadnego stopnia. Holandię wyraźnie rozbawiła moja nadzwyczajna ostrożność.

-Jak znowu postanowisz się wywalić, to nie licz na moją pomoc- droczył się ze mną, ale mi to w żaden sposób nie przeszkadzało.

-Yhym... pewnie przylecisz do mnie z pomocą, zanim nawet drgnę o kilka stopni- zaśmiałam się cicho, nadal nieśmiała w jego towarzystwie. Ale to chyba nigdy się nie zmieni. Nastała krępująca cisza, zapewne setna w minionym miesiącu. Tym razem dam mu szansę, aby wypowiedział się pierwszy. Zobaczymy jak zacznie...

-Wiesz co?- zagadnął, trzymając mnie w napięciu- Zauważyłem, że lubisz tulipany.

Rzeczywiście. W całym moim domu, stała masa wazonów, a w nich tulipany o najróżniejszych kolorach. Uwielbiam te kwiaty i nie ma co zaprzeczać.

-Tak, uwielbiam- powiedziałam, patrząc się w sufit, wyobrażając sobie, że to błękitne niebo.

Już po zapachu jego koszulki, dało się stwierdzić, że też mu się podobają. Wróciłam myślami do momentu gry w "siedem minut w niebie".

-Nie, nie myśl o tym- mówiłam sobie w myślach i odgoniłam wspomnienie, potrząsając głową.

Teraz zdałam sobie sprawę, jak "odmiennie" zachowuje się Abel w moim towarzystwie. Gdy jestem niedaleko, nagle zaczyna okazywać wszystkie swoje emocje. Mimowolnie, zachowuje się nieco luźniej niż na początku. Zamyślonym wzrokiem wpatrywałam się w chłopaka, przygotowującego kawę.

-Bo wiesz- zaczął ponownie, mieszając łyżeczką pobudzający napój- Mam na działce taką polanę tulipanów i może będziesz chciała kiedyś tam się wybrać ze mną i moją siostrą- to zdanie prawie wyszeptał, spodziewając się odrzucenia propozycji, lecz lekko go zaskoczyłam.

-Jasne!- uśmiechnęłam się promiennie, na co on przytaknął głową.

-Okej, wracajmy do reszty, zanim się zorientują, że się ulotniliśmy.

*Time Skip*

Film dobiegał końca, a goście zaczęli się powoli zbierać do wyjścia. Po około pół godzinie nie było już nikogo, z pewnym wyjątkiem. Laura okazała się niezwykle mądra i nie zważając na skutek, wypiła dużą ilość alkoholu. Niestety wynikiem tego była przysłowiowa śpiączka, a dokładniej to Belgia leżała w tej chwili rozwalona na jednym z foteli, w pozycji, której zazdrościłby jej niejeden gimnastyk. Problem był jeden- W jaki sposób wróci do domu? Nie wiem. Zamiast się zastanawiać nad sposobem przeniesienia jej do siebie, wpatrywałam się w nią ze zrezygnowaniem, jak bezradnie drzemie na stosie poduszek. Mimo, iż teraz nie jest aż tak źle, to zapewniam, że jutro będzie nie do zniesienia. Współczuję Holandii, użerania się z siostrą na kacu. Westchnęłam, przerywając tok myśli.

-Ekhem- Abel odezwał się zmęczonym głosem- Myślę, że we dwójkę powinniśmy radę doczołgać ją do domu.

-Możemy spróbować- rzuciłam, nawet na niego nie spoglądając.

Kolejny kwadrans zajęło nam dźwiganie bezwładnego ciała Laury, która nie zdawała sobie sprawy, jaki tworzy problem. Chwyciłam ją za ramiona i powoli, lecz skutecznie podniosłam do góry, a Abel zrobił tak samo z nogami. Staliśmy bez ruchu, jakby stabilizując się w tej pozycji, a po chwili zrobiliśmy kilka kroków w stronę drzwi. Ku mojemu niezadowoleniu, Belgia zaczęła się lekko obracać i wiercić. W pewnym momencie, poczułam pod stopą najwyraźniej zostawioną przez kogoś butelkę i odskoczyłam do tyłu jak poparzona. Laura spadła na podłogę, głową uderzając o deski, a jej ręce opadły ciężko, zaraz później.

-Ups?- powiedziałam cicho, patrząc na nieświadomie obolałą koleżankę.

Mimo to, Abel patrzył na jej upadek widocznie niewzruszony i chwilę później puścił jej nogi, które również huknęły o podłogę.

-Nie damy rady- powiedział niezbyt zdziwiony.

-Najprościej będzie jeżeli zostaniecie tutaj do rana- odwróciłam głowę, spoglądając przez okno na niebo pokryte gwiazdami.

-Dz-dzięki- powiedział szybko i poprawił swój niezbędny szalik.

-Nie ma za co- wstałam i sięgając po cienki koc, podeszłam do rozwalonej na ziemi dziewczyny, po czym niedbale zarzuciłam jej na plecy kołdrę i zadowolona ze swojej pomocy, rozłożyłam się wygodnie w fotelu.

_________________
Bardzo was przepraszam za taki nudny rozdział ;-;
Miałam ochotę zacząć to jeszcze raz, ale zorientowałam się dopiero po ośmiuset słowach...
Jeżeli będę miała olśnienie, to w następnej części będzie bardzo ciekawie
Znaczy mam taką nadzieję~
To do następnego

~ZosiQ

Czerwone Tulipany [NetherlandsxSophie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz