- Rozdział 4 -

3 0 1
                                    

-Berenika. - Zaczął delikatnie Carter, kiedy dotarli do kawiarni w Ratuszu. Całą drogę nikt się nie odzywał. - Co ja ci zrobiłem?
-Słucham? - Zdziwiona dziewczyna nie wiedziała jak na to zareagować.
-Kiedy tylko przyjechałem do ciotki kazała mi wyprowadzić Damę, bo zaczęła wierzgać w boksie, więc to zrobiłem. Nie wiedziałem, że to prywatna klacz, ale ja nic nie zrobiłem, chciałem tylko wyręczyć ciotkę, bo wiem jak ona dużo pracuje, a nie miałem pojęcia, że może liczyć na czyjąkolwiek pomoc, a już na pewno na pomoc od tak młodych i pięknych dziewczyn - na te słowa Berenika zaciągnęła rękawy bluzki na nadgarstki, żeby chłopak nie zauważył nagle pojawiającej się gęsiej skórki. Jego ton był bardzo poważny.- chciałbym cię przeprosić, jeżeli w czymkolwiek zawiniłem, a jednocześnie zaznaczyć, że nie zrobiłem nic, żebyś była na mnie zła. Przepraszam, też że cię olewałem, ale nie wiedziałem jakie mam mieć do ciebie nastawienie, ani jak się zachować, dlatego próbowałem się bronić chamskim zachowaniem. Przykro mi.
-Wiesz... Carter... ja nie wiem co powiedzieć, to ja cię przepraszam, że byłam taka jędzowata. Źle cię oceniłam, ale jeszcze nic nie jest stracone, prawda?
-Prawda. W takim razie opowiedz mi coś o sobie.
-Ja? Ale ja nie wiem... nie jestem zbyt ciekawą osobą.
-To opowiedz jak żyjesz. Cokolwiek. Od czegoś trzeba zacząć rozmowę.
-Przepraszam, podać coś państwu? - Podszedł do nich chłopak nie wiele starszy od nich samych.
-Ja poproszę herbatę truskawkową i kulki cynamonowe. - Odezwała się pierwsza Berenika. Dosyć często zachaczała o tą kawiarnię w ciagu dnia, a w szczególności w zimę, żeby napić się czegoś ciepłego. Truskawkowa herbata i kuliste, kruche, cynamonowe cisteczka były najwspanialszym połączeniem.
-Ja wezmę Late. Bez cukru. - Carter przyjaźnie usmiechnął się do kelnera, po czym swój uśmiech przeniósł na dziewczynę.
-Cynamonowe kulki? - Zapytał roześmiany.
-Jak zobaczysz, to pokochasz. - Dziewczyna puściła do niego znacząco oczko.
Bardzo długo rozmawiali aż zastała ich jedenasta godzina i poproszono ich o opuszczenie lokalu, ponieważ już zamykali. Do stadniny od Ratusza nie było tak daleko, ale Berenika miała około dziesięć przecznic do przejścia, tym bardziej, że pożyczyła Cassidy swój rower. Patrząc na ciemne ulice, migoczące neony sklepów i moteli oraz słabe, żółte światła uliczne Berenika dostała dreszczy i nagłego ataku paniki.
-Carter...
-Tak? - Spojrzał się na nią czule.
-Ja wiem, że proszę za dużo, ale czy mógłbyś odprowadzić mnie do domu? Porposzę mamę, żeby później cię odwiozła, ale nie chce sama wracać o tej porze.
-Matko, Niki... wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale musiałbym być jakiś poważnie trzepnięty, żeby pozwolić ci wracać samej. Nie martw się o mnie. Kto jak kto, ale ja sobie poradzę. Ruszajmy już.
-Ej. Cały wieczór gadałam tylko o sobie, a ty nic nie opowiadasz. Teraz twoja kolej.
-Ja nie mam zbyt świetlnej przeszłości, a przyszłość też nie zapowiada się ciekawie. Bo widzisz, jestem teraz u ciotki tylko dlatego, że moja matka nie dawała sobie ze mną rady. Cały czas jej gdzieś uciekałem. A tak naprawdę to zawiesili mnie w szkole. Dlatego zamiast grzecznie siedzieć w ławce obijam sie w stadninie cały czas.
-Nie rozumiem... nie wyglądasz ani trochę na przestępce.
-W sensie dlaczego mnie zawiesili? Ehhh... widzisz... wakacje dały mi trochę do myślenia i się już troszkę uspokoiłem.
-Troszkę uspokoiłeś? Ty jesteś istną oazą spokoju. Popatrz na przykład z jaką cierpliwością mnie znosiłeś...
-Ty nie wiesz co ja robiłem. - Brzmiało to rawie tak samo groźnie jak oskarżenie.
-To powiedz mi co robileś. - Przerwała mu.
-Niszczyłem ludzi i siebie samego.
-Ale jak to?
-dość. Nie twoja sprawa. - Warknął.
Jego oczy były zbyt gniewne, żeby dziewczyna zdobyła się na odwagę i ciągnęła sprawę dalej. Chciała zrobić lekko widzialny krok w bok, żeby oddalić się nieco od strefy intymnej chłopaka, jednak jej zestresowane, nieposłuszne ciało niezgrabnie zrobiło zbyt duży odstęp i mało co się nie przewróciła.
-Kurwa, niki, przepraszam cie. Nie chciałem cie przestaszyć. Wszystko w porządku?
-Tak, wszystko ok.
Szli w ciszy. Długie skołtuniałe ciemne loki Bereniki opadały jej na plecy i ręce, które miała założone na piersi. Szła lekko zgarbiona, co wyglądało jakby chciała się ukryć przed całym złem tego świata, albo było jej naprawdę zimno. Carter natomiast szedł wyprostowany jak żyłka w łuku, a ręce schował do kieszeni w dżinsach. Szedł lekko i swobodnie zupełnie jakby nie odczuwał całodniowego zmęczenia.
Berenika nagle zatrzymała się naprzeciw dobrze jej znanego jasnego domu, w którym o dziwo było ciemno jak na tak późną porę.  Powinno być zapalone światło chociaż w jednym oknie. Na niemalże idealnym trawniku widniały ciemne ślady pozostawione przez samochód. Stłuczony krasnal ogrodowy leżał w pobliżu zupełnego chaosu, a jego pyzowata główka w skutek uderzenia leżała prawie na chodniku.
-czy to jest twój dom? Co tu się stało?
-To dom Cass... - wyszeptała, tak, że Carter ledwo ją usłyszał. Berenika stała jak zachipnotyzowana i patrzyła tylko na trawnik.
-Jaka ze mne przyjaciółka. Beznadziejna, beznadziejna! - Ogromna gula stanęła jej w gardle i nie mogła wypowiedzieć nic więcej. Drżącymi rękoma wyjęła z plecaka telefon i zadzwoniła do Cassidy. Carter patrząc na całe zajście objął Berenike, ale ona newet tego nie zauważyła. Za każdym kolejnym pomrukiem w słuchawce, dziewczyna coraz bardziej miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale mała iskierka nadzieji, która podpowiadała jej, że Cassidy za chwilę odbierze, nie pozwalała jej na to. Kiedy odezwała się poczta głosowa, Berenika poczuła, jak załamują jej się nogi i osuwa się na ziemię, jednak mocne ramiona Cartera przytrzymały ją i nie pozwoliły upaść w ostatniej chwili.
-Cass na miłość boską odbierz, albo zaraz umrę. - Wymruczała do słuchawki i wybrała ponownie numer przyjaciółki. Na szczęście nie musiała długo czekać ponieważ już po dwóch sygnałach usłyszała zapłakany głos Cassidy.
-Niki... jak dobrze, że dzwonisz. - Berenika nie wytrzymała napięcia i łzy zaczęły jej spływać po policzkach jak groszki. - Jestem w szpitalu, ale mi nic nie jest. Moja mama zemdlała. źle z nią. Zabierz mnie stąd, proszę.
-Cass. Nic sie nie bój. Jestem za pięć minut. - Szatynka rozłączyła się. - Carter, muszę biec. Zobaczymy się jutro. Pa.
Berenika zaczęła biec najszyciej jak tylko umiała. Co z tego, skoro Carter i tak ją dogonił i zatrzymał zaledwie po piętnastu metrach.
-Ber, co ty chcesz zrobić? - zapytał kojącym głosem tak, że dziewczynie ugięły się kolana i musiała pomyśleć dłuższą chwilę co sie tak na prawdę stało.
-Muszę biec do domu i wziąć samochód. Muszę jechać do szpitala.
-Wątpię, żebyś miała prawo jazdy, a jeżeli nawet masz, to nie możesz prowadzić w takim stanie! Poczekaj tu, a ja skoczę po furgonetkę do stadniny. Będę dosłownie za minutkę, dasz radę?
Berenika pokiwała głową i usiadła na krawężniku. Carter ruszył po samochód i szybko zniknął z oczu dziewczyny w mgle. Ber schowała głowę między kolanami i wybrała numer do swojego ojca.
-o! Cześć córciu, nie ma nas w domu, bo z mamą jesteśmy u Alex, a Albert został u kolegi na noc. Jesteś już w domu?
-Nie tato... - Powiedziała łamliwym głosem, ale spróbowała się szybko zebrać, żeby nie niepokoić rodziców. - ale zaraz będę. Zanocuje u mnie Cass, dobrze?
-Jasne! Cieszę się, że masz taką przyjaciółkę i nie będziesz siedzieć sama w domu, pozdrów ją odemnie. Na razie.
-Cześć tato... -powiedziała do głuchego telefonu.
Bezchmurne niebo i migoczące gwiazdy wyglądały jakby były przerysowane z światowej sławy dzieła. Dalikatny wiaterek kołysał drobne listki na krzewach wzdłuż ulicy. Uliczne światła migotały gdzie niegdzie, a mgła unosiła się nad powierzchnią ulicy. Nie było żywej duszy w obrębie Bereniki, albo tak jej się przynajmniej wydawało. Głucha cisza jaka panowała w okół stała sie nie do wytrzymania. Sekundy służyły się jak godziny, a Carter nadal nie przyjeżdżał. Zmęczenie szatynki dało sie we znaki i trzymając nadal głowę między kolanami Ber zaczęła odpływać do krainy snów. Będąc w końcowej fazie zasypiania nadle rozbudził ją warkot silnika.
Carter zatrzymał się tuż przed nosem dziewczyny i pomógł jej wsiąść.
-Co tak długo? Prawie zasnęłam... - wymruczała, kiedy ruszali spod domu Cassidy.
Biały domek wydawał się maciupeńki w porównaniu do ogromnych willi jakie stały dookola. Nawet Berenika miała dwa razy większy dom, a mieszkało w nim dwa razy mniej osób. Cassidy miała niezwykle liczne rodzeństwo. Najstarszy był Samuel, który niebawem zacznie ostatni rok studiów psychologicznych. Ma już nawet narzeczoną, ale cały czas mieszka z rodziną, aby wesprzeć ich sytuację finansową i dorzucić kilka groszy ze swojego stypendium. Dwa lata młodsza jest Alya, która narazie zrezygnowała ze studiów i pracuje w kwiaciarni w Mieście. Wynajmuje tam z koleżanką niewielką kawalerkę, ale nie żyje im sie tam źle. Nie często wraca do Wsi, ale utrzymuje kontakt z rodziną. Młodszy od Alyi o trzy lata jest Amadeus. Dziewiętnastolatek jest niezwykle uzdolnionym matematycznie geniuszem. Z licznych stypendiów opłacił sobie najlepszą szkołę w Kraju, niestety z daleka od rodziny, dlatego mieszka w internacie. O dwa lata młodsza jest Cassidy, a za nią o trzy lata młodsze są bliźniaczki dwujajowe: Samantha i Annabell. Są tak różne, że wszyscy zawsze się dziwią, jak mówią, że są siostrami. Cała ta liczna rodzinka mieściła się w zaledwie osiemdziesięciu metrach kwadratowych, a nigdy nikt się nie skarżył o wygodę.

***

Berenika wypadła z samochodu i popędziła w stronę wejścia do szpitala. Cassidy czekała na nią w poczekalni cała czerwona i roztrzęsiona. Nika nie patrząc na zmarznięte ciało po czekaniu na dworze na Cartera pośpiesznie zdjęła swoją bluzę i okryła nią przyjaciółkę. Cassidy wtuliła sie w poplontane włosy szatynki i odetchnęła z ulgą. Berenika nie zaczynając rozmowy pociągnęła ją w stronę furgonetki i zaciągnęła na tylnią kanapę. blondynka z niedowierzaniem pomachała słabo koledze za kierownicą i weszła na siedzenie. Ber niezgrambnie wgramoliła się obok niej i spojrzała na lekko uśmiechniętą Cass.
-Czyli jednak... - powiedziała słabo - mówiłam, że to zaurocznie.
Berenika wprost osłupiała, nie wiedząc co powiedzieć. Tylko Cass nawet kiedy płakała i była doszczętnie wyczerpana musiała zaznaczyć, że ma rację i postawić na swoim.
Typowa, kochana Cass...

Przy Białej DamieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz