Minęły trzy miesiące od śmierci matki Cassidy. Alya i Amadeus wrócili do swoich światów zaraz po pogrzebie. Reszta rodziny trzymała się razem i powoli próbowali wrócić do normalnego życia. Cass zaczęła ponownie chodzić do szkoły, ale była jakby nieobecna. Zrezygnowała nawet z kółka teatralnego. Przychodziła do stadniny z Bereniką, ale nie jeździła na koniach. Zawsze chętna do pomocy, pomagała Amber i Carterowi. Chłopak pod koniec stycznia miał wyjechać do Miasta załatwić ostatnie dokumenty medyczne potrzebne na zawody, które miały się odbyć końcem maja.
Zbliżały się urodziny Lucasa. Pomimo tego, że do urodzin zostały jeszcze trzy tygodnie, Amy już zaczęła urządzać mu przyjęcie niespodziankę. W końcu to jego osiemnastka. Osiemnastkowych imprez się nie zapomina. A ta miała właśnie taka być ogromna i niezapomniana!
-Niki, pójdziesz ze mną do łazienki? - zapytała Amy na lunchu.
Siedzieli stałą grupką przy dużym okrągłym stole. Nikt nie miał apetytu na zieloną paćkę z marchewką pokrojoną w kostkę.
-Fu... jeszcze bardziej mi zbrzydziłyście obiad, a myślałem, że bardziej obrzydliwy już być nie może.
-Luck! Nie przesadzaj... zapytałam tylko, czy nie pójdzie ze mną do toalety.
-Moja wyobraźnia nie daje mi żyć...
-Stop! Teraz ty nam zbrzydziłeś jedzenie... - zaśmiała sie Berenika.
-Ber... wiem, że schrupała byś mnie przy pierwszej lepszej okazji! - Odparł chłopak podpierając brodą rekoma i poruszył znacząco brwiami.
-Oh... Luki... za każdym razem jak cię widzę to tylko rozbieram cię wzrokiem.
-Ha! Widzisz Zack! Mówiłem ci, ze ona na mnie leci.
Cała paczka przyjaciół się zaśmiała. Tylko Cassidy siedziała nieobecna i dźgała mozolnie zieloną paćkę.
-Matko, bo zaraz przejdziecie przez wyznawanie sobie miłości,a skończycie na zaślubinach, a ja tylko chciałam iść do kibla. - Teatralne ruchy i pretensjonalny ton Amy wszystkich wprawił w głupawkowy humor. Oczywiście wszystkich, poza Cass. Amy wstała od stołu i ruszyła w stronę wyjścia ze stołówki, a Berenika przewróciła oczami i ruszyła za brunetką. Jak tyko wyszly z pomieszczenia, amy gwałtownie się odwróciła i złapała za rękaw Niki.
-BER.TO.MUSI.BYĆ.NAJLEPSZA.OSIEMNASTKA.EVER. - Z niezwykłą dykcją i precyzją wypowiedziała każde słowo.
-"Ever"? Oj, gimbusku mój kochany...
-Chciałabym omówić to z tobą, bo mam tyle pomysłów, a wszystkie wydają mi się dupne. Zaangażowanym w to Cass, ale... sama nie wiem... boje się, że źle to odbierze, bo wiesz... a z resztą ona ma swoch znajomych, chyba z Lukasem nie za dużo przebywa, na pewno mniej niż my, co myślisz, Ber?
-Proszę... nie nazywaj mnie "Ber", już wystarczy, że Luck mnie tym karci.
-W porządku, ale co z Cass? - Nalegała Amy. - Wiesz, nie znam jej też tak dobrze jak ty.
-Wydaje mi się, że będzie to da niej dobra odskocznia, w końcu zacznie myśleć o czymś innym. A może spotkajmy się u mnie w weekend. Zrobimy babskie nocowanko i od razu zajmiemy się przygotowaniami. Zaprosimy Cass i będzie fajnie, co?
-Super! Wiedziałam, ze coś fajnego wymyślisz. Dzięki, Niki.
Po lekcjach Berenika podeszła do blondynki.
-Cassi, jedziemy do stadniny?
-"Cassi"? Pierwsze słyszę. - uśmiechnęła się słabo patrząc w swoje buty.
-Cassidy, spójrz na mnie. - Wydała polecenie Berenika. Stały przed szkołą niedaleko rowerowni. Szatynka załapała przyjaciółkę za rękę, a kiedy ta spojrzała w nienaturalnie szare oczy Bereniki, szatynka kontynuowała. - Dziewczyno, kocham cię nad życie i ze wzgledu na wiadoma sytuacje dałam ci się tak mordować przez jakiś czas, ale dłużej nie będę patrzeć jak się dołujesz.
-Aż tak to widać? - Westchnęła blondynka.
-Aż tak... chodź ze mną, weźmiemy Białą i Cygara i pójdziemy nad jezioro.
-To strasznie daleko.
-Zabierzemy ze sobą Cartera. Może weźmiemy namiot i prześpimy się tam?
-Ale jutro jest szkoła, nie wiem, czy to dobry pomysł. W ogóle nie jesteśmy przygotowani.
-Cassidy, wszystkim się zajmę. Zawiozę cię do domu. Idź się spokój i powiedz, że będziemy nocować w stadninie. pamiętaj, żeby zabrać książki na jutro. Będzie fajnie, obiecuje! Rozerwiesz się trochę.
-Ale jest koniec semestru, trzeba się spiąć teraz trochę z nauką.
-Proszę... nie mów mi, ze teraz którąkolwiek z nas przejmuje się nauką. Będziesz w niebo wzięta, mowie ci!
-Dobrze... dziękuję. Idziemy? Lepiej być tam jak najwcześniej. - Powiedziała już nieco ożywiona blondynka.
-Jasne! Chodźmy. Podrzucę cię do domu i pojadę po swoje rzeczy, a potem wrócę po ciebie.
-W porządku.
-Doskonale, chodź, muszę zabrać rower.
Berenika i Cassidy swym standardowym środkiem transportu, czyli czerwonym rowerem z poduszką na bagażniku.ruszyły w stronę swoich domów. Zatrzymały się przy białym domu blondynki.
-Jest teraz... dokładnie szesnasta. - Powiedziała przejęta Cass. - myślę, że jak się spotkamy o osiemnastej to będzie dobrze. Spróbuję zrobić jeszcze nam kanapki. Jedzenie na pewno się przyda. - Podczas podróży do domu humor dziewczyny zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i nawet uśmiech wkradał się na jej lekko różową buźkę.
-Orzeszku... zapomniałam zupełnie o jedzeniu! Może pojadę okrężną drogą i zajdę do marketu, to coś kupię na szybko.
-Dobra, to nie trać czasu i jedź już. - Pospiespieszała ją Cassidy.
-Pa mała, pamiętaj o książkach.
Berenika ruszyła w stronę domu. Jadąc rozmyślała o tym co mogłaby jeszcze zabrać. Na pewno musiała pamiętać o namiocie, matach, piciu, książkach do szkoły, ewentualnie jedzeniu, lampce i ubraniach na zmianę. Przypomniała sobie, że miała zaprosić też Cartera. Rzuciła rower na trawnik i wpadła do domu jak burza. W piwnicy znalazła namiot, który Albert, jej dwunastoletni brat dostał na urodziny. Zabrała go i rzuciła na przedpokój. Przypomniała sobie o Carterze. Wybrała numer jego telefonu, ale nie odebrał. Zadzwoniła do Amber.
-Hej, nie wybieracie się dzisiaj do mnie dziewczynki? - Amber była wyraźnie zaskoczona.
-Cześć Am! Będziemy, ale trochę później, dałoby radę wypożyczyć Cygara na dwa dni?
-Wiesz, Bereniko... absolutnie nie chce mówić, że wam nie ufam, ale jestem też odpowiedzialna za tego konia... a po co chcesz go wynająć?
-Już ci wszystko wyjaśniam. - Wysapała dziewczyna, biegająca po całym pokoju w poszukiwaniu książek.
-Czy ty biegniesz?
-Nie, pakuje się... słuchaj Amber, bo nie mogłam patrzeć, jak Cassidy umiera i gnije powoli od środka, dlatego postanowiłam wybrać się pod namioty na jedną noc nad jezioro. Bardzo jej się spodobał pomysł i myślałam, że moglibyśmy pojechać tam konno. Rozbilibyśmy namiot i przespali się na matach. A! Chciałabym też porwać Cartera na ten wyjazd. Wydaje się mieć dobry wpływ na Cass.
-O jak miło, ja bardzo chętnie wykopię Cartera ze stajni. Non stop trenuje, coś sprawdza, coś ulepsza... on naszego biednego Smerfa zajedzie na śmierć! Jednak nie wydaje mi się, żeby konie były wam niezbędne. Nie chce zawieść Cassidy, ale uważam, że to nie jest najlepszy pomysł. Możecie pojechać tam furgonetką.
-Może i masz racje... to była bardzo spontaniczna decyzja, nie do końca ją przemyślałam.
-Czekaj, właśnie przyszedł Carter, dam ci go do telefonu.
-Cześć, tu Berenika, co powiesz zajeżdżaczu koni na mały skok bok i posmakowanie życia we Wsi?
-Nika, co ty znowu odwalasz?
-Tajna akcja pod tytułem "zjedzeni przez komary". - Dziewczyna powiedziała to jednym tchem padając na kanapę w salonie i patrząc na stertę rzeczy do zabrania, która teraz znajdowała się na przedpokoju.
-Ehh... mam jeszcze trochę tu do zrobienia, o co ci konkretnie chodzi?
-Pan Marudka nie może stracić ani chwilki. Słuchaj Mieszczaku! Jedziemy z Cass pod namioty na jedną noc. Jedziesz z nami? Trzeba rzucić linę topiącej się w studni żalu i rozpaczy dziewczynce.
-Trzeba było tak od razu! Kiedy mam być?
-W sumie to my jedziemy do ciebie, ale nie spodziewałam się takiego ogromu bagażu, więc możesz po nas przyjechać, zrobimy tej Blondynie niespodziankę. Bądź u mnie ok 17:45. Nie ukrywając możesz skoczyć po prowiant, albo zabrać go z domu, bo trochę z nim krucho.
-Okej... i to wszystko mam zrobić w... - chłopak przerwał na chwilę - siedem minut?
-O kurde... już tak późno...
-Niestety Księżniczko... czas nie stanie dla ciebie w miejscu.
-Dobra,już wolałam jak byłeś wredny. To pospiesz się, nie ma czasu, czekam, pa. - Powiedziała szybko i się rozłączyła.
Wpadła do kuchni i chcąc wyjąć jakieś jedzenie z lodówki zauważyła jaskrawą żółtą karteczkę.Pojechaliśmy z tatem, Alex i Felixem na zlot. Nie będzie nas do końca tygodnia i zastanawiamy się, czy nie zostać na weekend. Numer Felixa masz w moim gabinecie na wszelki wypadek. Informuj co robisz! :* Mama
P.S. Albert pojechał do dziadków.Teraz przez trzy dni, ewentualnie pięć dziewczyna miała cały dom dla siebie. Idealnie. Kto jej będzie robił obiadki?
Dzwonek do drzwi i dźwięk smsa zabrzmiały w tym samym momencie.
-Otwarte! - krzyknęła dziewczyna i spojrzała na wiadomość.Od: TATUŚ
Kiedy byłem mały, ptaszki z budy wylatywały, a zrozumienia w rodzicach szukały. Odemnie zrozumienia nie szukaj, sama coś wydukaj, a ja nie zaprzeczę. TYLKO DOMU NIE SPAL.
Mogła się tego spodziewać. "Tajemne poematy od kochanego taty". W wolnym tłumaczeniu oznaczało to tylko tyle, że jeżeli pójdzie na wagary, to ma nie błagać o usprawiedliwienie, tylko żeby sama coś napisała. Ewentualnie jej tata by zaświadczył, że to prawda, ale nie było takiej potrzeby. Dziewczyna często porozumiewała się z ojcem w dziwny sposób tak, żeby na przykład mama Bereniki się o niczym nie dowiedziała. Ona na coś takiego na pewno by się nie zgodziła.
Uśmiechnięta szatynka ruszyła w stronę przedpokoju, w którym stał już Carter. Obrazek jaki ukazał się przed dziewczyną rozśmieszył ją jeszcze bardziej. Otwarte drzwi, a w nich blondyn z zdezorentowaną miną. Miał na sobie luźne, podarte dżinsy i biały T-shirt. Pod nogami leżały rozwalone bagaże potrzebne na biwak.
-Kobieto, jedziesz na jeden dzień pod namioty, czy na miesiąc do Honolulu?
-A wiesz, że się właśnie też nad tym zastanawiałam? - odpowiedziała rozbawiona. - Szybko, szybko, bo Cass już na pewno na mnie czeka. - powiedziała i wzięła na ręce najwięcej jak mogła unieść. Rzuciła wszystko na pakę.
-A na mnie nie czeka? - oburzył się blondyn targając resztę rzeczy.
-Ty jesteś jej słodką niespodzianką, aczkolwiek wie, że jedziesz z nami.
-Pff... to co to za niespodzianka?
-Najlepsza na świecie! - szatynka uściskała chłopaka i zwinnym ruchem wsiadła do samochodu.
Nie jechali nawet pięciu minut, jak ukazała się im dobrze znana postać. Różowe martensy wyróżniały się najbardziej.
Chłopak zatrzymał się po drugiej stronie ulicy względem domu Cassidy. Dziewczyna spojrzała się w stronę znajomego samochodu, ale się nie ruszyła. Carter delikatnie zatrąbił. Wystraszona dziewczyna popatrzyła się wokół siebie szukając powodu zamieszania. Berenika otworzyła okno.
-Cass, no rusz się!
Blondynka dopiero widząc znajomą twarz ruszyła się z miejsca. Tak jak wcześniej Berenika wrzuciła plecak i ogromną torbę na pakę i dosiadła się do przyjaciół.
-O jak dobrze, prywatny szofer! - zaśmiała się. - Czyli jesteśmy już wszyscy?
-Tak, ale niestety nie udało mi się załatwić koni. Pojedziemy samochodem.
-Tak chyba będzie najlepiej. W ogóle Samuel robił na obiad spaghetti. Zapakował nam trochę do pudełka, a bliźniaczki zrobiły cynamonowe herbatniczki, to też kilka zabrałam.
-Ale super! Moje ulubione! Ja znalazłam w lodówce kiełbaski, to możemy zrobić ognisko, ale jak mamy spaghetti, to nie wiem, czy będzie taka potrzeba. - dodała Berenika.
-Niestety musimy jeszcze pojechać do stadniny, bo zostawiłem tam swoją torbę, a ciocia akurat jechała do sklepu, to poprosiłem, żeby kupiła przekąski. A ognisko możemy zrobić tak czy inaczej, bo akurat teraz w nocy jest nieprzyjemnie.
-Słusznie towarzyszu, słusznie.
CZYTASZ
Przy Białej Damie
Romance"Przecież w większości romansów tak jest, ze chłopak i dziewczyna najpierw się nie lubią, a potem jest big love. On ją gdzieś zabiera w ustronne miejsce, albo pokazuje coś niezwykłego i jest wiesz, co? -Co? - Spytała lekko zirytowana Berenika. -Jest...