- Rozdział 5 -

0 0 1
                                    

Z matką Cassidy jest coraz gorzej. Okazało się, że ma nadprodukcję kwasów żołądkowych, przez co caly czas wymiotuje i nie może nic jeść. Jej przełyk jest już doszczętnie zniszczony, przez co ból jest nie do zniesienia. Lekarze dobitnie poinformowali rodzinę, że jeżeli nie skona z głodu, to kwasy zaczną wyżerać jej organizm od środka. Żaden lek nie jest na tyle skuteczny, aby chociaż minimalnie zahamować produkowania trucizny.
Cała rodzina zjechała sie do Wsi, nawet Alya i Amadeus, którzy niechętnie powracają. Wszyscy chcą byc teraz jak najbliżej swojej rodzicielki, aby wesprzeć ją w chwilkach udręki i zbliżania się ku końcowi. Wszyscy wiedzą jaki koniec bedzie miala ta historia, ale nikt nie mówi o tym otwarcie. Cassidy ma dość przebywania w kręgu najbliższych. Cała rodzina zjechała się do rodzinnego domu, co sie nie zdarza zbyt często, a nikt sie nie odzywa. Każdy chodzi z głową spuszczoną w dół. Najbardziej przeżywają to bliźniaczki, które spędziły ze swoją matką najmniej czasu. Chowają się po kontrach, tak, że nigdy nie wiadomo gdzie są, ani co robią. Gdy siedzą przy mamie w szpitalu tylko płaczą i nie da sie z nich nic innego wycisnąć. Tylko Cassidy zachowuje zdrowy rozsądek i ma ochotę z kimś otwarcie porozmawiać, jak jej jest źle i wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze. Dziewczyna ma oczywiscie wsparcie w swoich przyjacielach, ale oni również na swój sposób przeżywają zbliżającą się stratę i nie zdołałają poprawić humoru blondynce.
-Wiesz co... nikt tego nie mówi, ale ja wiem, że ona umrze. - Powiedziała Cass patrząc sie w oczy Catrera. Siedzieli razem na polanie na Ziemi Amber, wpatrując sie w rzeczkę płynącą u stóp pagórka.
-Cass... bardzo mi przykro. - Powiedział chłopak, objął ją i mocno przytulił.
-Wszystkim jest przykro...
-Wiesz co... czasem się zastanawiam, czy taka strata nie jest lepsza od zupełnego wyparcia się.
-Co masz na myśli?
-Eh... kiedyś miałem brata. Bardzo zabawny gość, jak byłem mały czesto sie z nim bawiłem. Był o dwa lata starszy. Jak miał szesnaście lat zaczął brać dopalacze...
-O Boże! Skąd on je miał? - Cassidy uwolniła sie z objęć chłopaka i położyła mu rękę na ramieniu w geście współczucia.
-Akurat w Mieście nie trudno na spotkanie sie z czymś takim. W każdym razie na dopalaczach sie nie skończyło. Jak był już pełnoletni zaczął handlować narkotykami, aż ćpanie i zarabianie kasy na czaerno stało sie jego nałogiem. Bił mamę i cały czas był na jakiś imprezach... mój tata widząc całą sytuację nawet nie kiwnął palcem, tylko uciekł. Ślad po nim zaginął. brat pewnego dnia zaczął się rzucać na mnie. Mówił, że jestem największą kurwą tego świata - ręce Cass na ramienu Caretra drżały. Chłopak wziął sie w swoje dłonie i mocno ścisnął. - Mówił, że moja mama to dziwka i nigdy nie chciał nas poznać. Wiedzieliśmy, że jest pod wpływem i napewno nigdy by tak nie powiedział, ale tego było za dużo... Mama osatkiem sił go wywaliła z domu, a nawet groziła bronią, żeby sie więcej do nas nie zbliżał.
-Co ty mówisz... to potworne!
-Widzisz Cass... ty masz przyjaciół, ojca, który Cię wspiera i rodzeństwo. Ja byłem sam. Moja mama zamknęła sie w sobie i jest taka zamknięta do teraz, chociaż minęły dwa lata w ogole ze mną nie rozmawia. Dwa dni po tym jak matka go wywaliła jego dragowi przyjaciele zastrzelili go i wrzucili do studzienki. Miał jakieś długi, czy robił przekręty, nie wiem, ale jego ciało znaleźli dopiero wtedy, jak ścieki zaczęły się zapychać od nadmiaru śmieci i musieli je odetkać. Dla takiego szesnastolatka jak ja to był nóż w plecy.
-Carter... wiesz... ja nie wiedziałam... co mam w takiej sytuacji powiedzieć? - Skrempowała się dziewczyna. Chciała zapaść się pod ziemię, bo zupelnie nie była świadoma co się dzieje w okół otaczającego ją świata.
-Nie musisz mówić nic. Doskonale wiem jak się czujesz. Jestem bardzo wdzięczny losowi, że postawił mi na drodze Ciebie... - Cassidy poczuła motylki w brzuchu, które idealnie masowały jej samopoczucie. Czy to możliwe, że podczas takich nieszczęść znajdzie kogoś bliższego niż najblizszy przyjaciel? - ... i Berenikę oczywiście.
Berenika... no tak. -westchnęła w duchu dziewczyna.
Czyżby Cassidy była zazdrosna o swoją najlepszą przyjaciółkę? Niemożliwe.
-Wspaniale jest się móc komuś w końcu wygadać - ciągnął dalej - ale to niesety nie koniec mojej historii... jeżeli za bardzo cie zadręczam, proszę powiedz, to przestanę.
Cassidy pokiwała głową, że może kontynuować i wpatrywała sie w Cartera szukając happy endu w jego opowieści.
-Widzisz... kiedy mój brat zaczął handlować... te narotyki... eh... ja też ćpałem. Cały czas, ale nie aż na taką skalę jak on. Chyba cały czas jestem od nich uzależniony, ale wyrwałem się od nich kiedy tu przyjechałem. Jest też to, że zawiesili mnie w szkole za liczne bójki, ale już jestem nie groźny. - Carter bardzo sie starał nie wystraszyć dziewczyny. Pomimo jego mrocznej przeszłości chciał wszystko naprawić. A czemu nie zacząć naprawiać wszystkiego przy boku Cassidy?
-Carter... jest mi bardzo miło, że się ze mną tym podzieliłeś. Zobaczysz! Świat nie jest taki zły na jaki wygląda.
-Dziękuję Cassidy.
Siedzieli we dwójkę aż do wieczora. Dla nich obojga była to świetna odmiana. Nie zamyślenie się nad życiowymi problemami to to czego właśnie wtedy im brakowało.

Przy Białej DamieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz