Rozdział XIV

1K 79 7
                                    

Polecam włączenie muzyki dla klimatu mam nadzieję, że pasuje ;*

Nico's POV

Wpatrywaliśmy się oniemiali na to co widzieliśmy. Niecałe 300 metrów od nas mieliśmy cel naszej podróży. Leżały na podeście, świecąc złotą poświatą. Swobodna jasna łuna, oświetlała obszar dookoła zwojów. Wystarczyło tylko je zabrać, oddać bogini i wrócić do obozu, ciesząc się słońcem. Może herosi zmienili by do mnie podejście i nie uciekali z krzykiem, jakbyśmy z nimi wrócili . Musielibyśmy się jeszcze wytłumaczyć, że niestety kolejny Luke przeszedł na zła stronę. Lecz powiedzenie tego przy zabraniu zwojów i wróceniu do obozu wydawało się prostsze. Super, ekstra, optymistyczny scenariusz. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Jednak, że to ja przewodziłem tą misją, coś musiało się wydarzyć. I tak się stało.

Rozglądałem się dookoła, szukając jakiegoś haczyka, bo nie możliwe, żeby po prostu tak sobie leżały, świecąc złotą poświatą. Choć trudno było cokolwiek dostrzec, nie widziałem zagrożenia, a gdyby ktoś był, zauważyłbym ruch. Skupiając się na dźwiękach i zarysach budynków w otaczającej mnie ciemności, nie zwróciłem uwagi na smoka, który zerwał się do lotu powrotnego. Odbił się od ziemi, powodując lekkie zatrzęsienie ziemi. Jednak to wystarczyło...

Trwało to nie więcej niż wypowiedzenie słów: O Bogowie...

W jednej chwili zerwał się ostry wiatr, wciskając nam w oczy drobiny fundamentów zawalonego budynku. Nie mogąc utrzymać równowagi, przypadliśmy do ziemi, starając się, aby jak najmniej piasku zderzyło się z nami. Jednak to nie był najlepszy pomysł.

Ziemia zaczęła się kruszyć w kierunku złotej poświaty. Staraliśmy się podnieść, pomagając sobie nawzajem, ale z marnym skutkiem. Wiatr przemienił się w wichurę, kruszenie ziemi w prawdziwe trzęsienie, głosy, rozmowy w krzyki i wrzaski. Słyszeliśmy zawalające się budynki dookoła nas. Najgorsze jednak było to, że nic a nic nie mogliśmy zobaczyć. Bezwzględna ciemność ciągle się nas trzymała. Wielka burza tworzyła się nad nami. Co chwilę niebo przecinała błyskawica, oświetlając wszystko, pokazując w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźliśmy. Trwaliśmy tak przyciśnięci do ziemi, mocno się jej trzymając i patrząc w kierunku jedynego, małego źródła światła i nadziei. Czekaliśmy, nie wiedząc co robić, ani co się wydarzy.

To nas przerażało. Nawet mnie . Tak wszyscy czytacze nawet MNIE- nieustraszonego króla duchów, spędzającego więcej czasy z umarłymi, Cerberem i pod ziemia niż z śmiertelnikami. Przerażał mnie ten brak żadnej władzy nad tą ziemią. Moja geokineza nic nie mogła wskórać. Jakby to była jałowa ziemia w krainie bogów. Tak bezradni trwaliśmy w ciszy. Nie wiedząc co robić. I czy w ogóle da się to jakoś powstrzymać. Czekaliśmy na cokolwiek. Wybuch. Grzmot. Potwory, czy może coś gorszego. Najgorsza była myśl o tym, że mogliśmy zawieść obóz. Co ja mówię CAŁY ŚWIAT .Niby na wyciągnięcie ręki mieliśmy cel. Ale nie jesteśmy Wielką Siódemką, której zawsze wszystko wychodzi. Percy na pewno by coś wskórał. Annabeth by wpadła na coś mądrego. Jason nie pozwolił by nam się poddać. Tak samo pozostali. Zawsze znajdowali jakieś wyjście. Jakiś pozytyw. Coś co by zatrzymało to wszystko. Choć na chwilę. Zwróciłem wzrok w stronę dziewczyn. Dzięki błyskawicom ujrzałem takie same albo nawet gorsze przerażenie i bezradność od mojego.

Wiedziałem, że jeżeli czegoś zaraz nie podejmę, nie mamy po co wracać do obozu. Ja musiałem podjąć decyzję. To moja misja. Pierwsza. Nie mogę tego tak po prostu porzucić. Nie mogę pokazać światu, że można mnie złamać. Nie,DAM radę. Pokaże wszystkim innym, że nie opłaca się mnie lekceważyć. Jeżeli będą chcieli, Będą mieli we mnie wroga. Zapominają kim jestem. I co mogę.

Ja, jedyny syn Hadesa, boga z Wielkiej Trójki, Król Duchów, Ambasador Hadesa/Plutona. Przeszedłem sam cały Tartar, na moje wezwanie stawią się zastępy umarłych, żeby walczyć dla mnie. Umiem władać ziemią, cieniem i śmiercią.

Dlatego nie mogłem się poddać.

Z trudem podniosłem si ę z ziemi. Dziewczyny spojrzały na mnie z przerażeniem i zaciekawieniem, nie wiedząc co chce zrobić. Sam tak naprawdę nie wiedziałem. Zamknąłem oczy. Starałem się spowolnić oddech i tym samym umysł.Zacząłem szukać źródła tego wszystkiego, który jak się spodziewałem był pod ziemią. Gdy ujrzałem go ''oczyma duszy'', przyklęknąłem na ziemi i przyłożyłem do niej rękę. Wiedziałem co chcę zrobić, ale nie miałem takiej kontroli nad ziemią jak dzieci Demeter. Własnie Viv!

Otworzyłem oczy i odwracając się spojrzałem na dziewczyny. Siedziały skulone i przytulone do siebie. Machnąłem na nie ręką, żeby podeszły. Ale były zbyt przerażone, żeby w ogóle się ruszyć. Nie wiedziałem jak zachęcić je do podejścia. Spróbowałem to czego od dawna nie robiłem. Skoczyłem cieniem. Wspaniałe uczycie. Jednak poprzednie zaklęcie, które rzuciła wcześniej bogini nie przestało do końca działać.Gdy stanąłem przed dziewczynami, zachwiałem się na chwilę.Dopadło mnie znużenie i zmęczenie. Otrząsnąłem się i starałem się przekrzyczeć hałas, ale na marne. Złapałem dziewczyny za ręce, tak sam nie mogę w to uwierzyć. Gdy chwyciłem Viv spojrzała na mnie ze zdziwieniem i przerażeniem, a jak Amare przeszedł mnie dreszcz. Dziewczyna najwyraźniej poczuła to samo, bo odwróciła wzrok. Podciągnąłem je obie w górę, stawiając je na nogi. Staraliśmy się utrzymać równowagę. Zaczęliśmy biec do poprzedniego miejsca gdzie klękałem. Gdy dotarliśmy na miejsce pokazałem dziewczynom,żeby siadły na ziemi. Ja klęknąłem i przyłożyłem ręce do ziemi. To samo im wskazałem. Gdy dotknęły ziemi, poczułem jeszcze większe drgania niż wcześniej. Czekałem na odpowiedni moment. Gdy Viv też to wyczuła kiwnęła do mnie głową. Wtedy uwolniłem moją energię pozwalając jej uderzyć w centrum tego wszystkiego.

Najpierw rozległ się huk. Przerażający odgłos miażdżenia skał. Później nastąpiła eksplozja, która odrzuciła nas do tyłu. Dotknąłem jak otępiały, mojego czoła.Rozrywający ból głowy tłumaczył krew na moich rękach. Nie mogłem ruszyć głową,aby sprawdzić jak z dziewczynami ,ale przynajmniej mam pewność,że obie żyją. Widziałem jeszcze przez mgłę, jak cel naszej podróży zapada się w podziemie. Nagle zabrzmiał przerażający śmiech bogini, który rozgrywał głowę od środka. Później kolejny huk, który wyrzucił kamienie w powietrze. Wiedząc, że prędzej czy później spadną na nas, postarałem się na ostatkiem sił podnieść głowę, dotknąć dziewczyn i wywołać znów te wspaniałe uczucie, które towarzyszyło mi wcześniej, podczas podróży cieniem. Nie wiedziałem dokąd chce się udać. Po prostu starałem się oprzeć wielkiej pokusie zostania wśród cieni. Gdy poczułem twardy grunt pod nogami, nie miałem więcej sił, niż rzucenie się na ziemi i odpłynięcie. Poczułem bardziej niż zobaczyłem, że odrywam się od mojego ciała i wznoszę się. Gdy spojrzałem w dół, zobaczyłem dwie wyraźne sylwetki, świecące lekką zieloną i purpurową poświatą oraz trzecią lekko gasnącą,dookoła,której zwiędły kwiaty i zbierały się cienie, wnikając w nią...
























Czy śmierć można kochać?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz