06

4.7K 279 65
                                    

- Matt? Co ty tutaj robisz? - jęknęłam, po drugiej stronie widząc swojego byłego chłopaka. Dla przypomnienia: zerwał ze mną niecałe 4 miesiące temu. Przez ten czas zdążyłam się już z tym pogodzić, wypłakałam w poduszkę wszystkie możliwe łzy, ramki z naszymi zdjęciami stojące w moim mieszkaniu wrzuciłam do dużego kartonu, który schowałam głęboko w szafie i przestałam rozmyślać nad tym co skłoniło go do zostawienia mnie kompletnie samej. Dlatego teraz, kiedy zobaczyłam go w progu mojego lokum - ledwo trzymającego się na nogach - miałam ochotę kopnąć go w krocze tak mocno, że przed oczami zobaczyłby gwiazdki. 

- Jestem pijany. - wybełkotał i oparł się o framugę drzwi wejściowych.

- Widzę. - mruknęłam, lustrując go wzrokiem. Przez cały ten czas Matt nie zmienił się ani trochę. Jego włosy były idealnie postawione na żel, a zielone oczy, które na co dzień błyszczały niczym iskierki, tym razem były przyćmione przez nadmierną ilość alkoholu w jego organizmie.

- Mogę zostać? - zapytał, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Mało brakowało, aby Matt wylądował na podłodze w przedpokoju, a co gorsza... Na mnie.

Przez moją głowę przelatywał milion myśli. Intensywnie zastanawiałam się co powinnam zrobić - zostawić go, tak jak on zostawił mnie i narazić na ewentualne niebezpieczeństwo czy jednak wpuścić na tą jedną noc do siebie i mieć potem czyste sumienie. Hm, sami zgadnijcie co wygrało...

- Wchodź. - westchnęłam, szerzej otwierając drzwi i tym samym wpuszczając go do środka. Matt zaczął się zataczać, więc, żeby uniknąć jakichkolwiek uszczerbków na jego zdrowiu, od razu postanowiłam mu pomóc. Podtrzymałam go w pasie i zaczęłam prowadzić w stronę kanapy, która znajdowała się w salonie. Cóż, nie było to łatwe zadanie, bo ten człowiek ważył jakieś 75 kilogramów i miał co najmniej 180 cm wzrostu...

Pewnie się teraz zastanawiacie po co to wszystko dla niego robiłam skoro on kilka miesięcy temu postanowił ze mną skończyć... Miałam po prostu za dobre serce na to, aby patrzeć jak ktoś cierpi. Sama tego nie lubiłam i tym bardziej nikomu nie chciałam tego życzyć. Nigdy. Nawet największemu wrogowi.

- Przepraszam, że sprawiam Ci tyle kłopotów. - zaczął, kiedy już bezpiecznie usadziłam go na miękkiej sofie.

- Nie szkodzi. - odparłam, wyciągając z pobliskiej komody świeżo wyprany koc i kilka poduszek.

- Jesteś zła, prawda? Ba, na pewno jesteś. Widać to na kilometr. - rzucił, ściągając ze stóp swoje adidasy. Niby był pijany, ale jakoś miał na tyle zdolności, aby ze swojego bełkotu sklejać porządne zdania.

- Nie jestem zła, Matt. Jestem tylko... zdziwiona. - odparłam, kładąc wszystkie rzeczy obok niego. Naprawdę nie chciałam teraz wdawać się z nim w głupie pogawędki. Wolałam to zrobić jutro, kiedy chłopak wytrzeźwieje i będzie bardziej pewien swoich słów.

- Czym? - spytał, tym razem pozbywając się koszulki. Z całych sił starałam się nie patrzeć na jego wyrobiony tors, uwierzcie mi! Dziewczęce hormony były jednak silniejsze... Cholera by Cię, Faith!

- Tym, że zdecydowałeś się przyjść akurat tutaj. - oznajmiłam, stając w progu salonu, gotowa do wyjścia i powrotu do spania.

To co powiedziałam było szczerą prawdą. Matt miał pełno kumpli i koleżanek, u których mógł się zatrzymać, a mimo wszystko wybrał mnie - swoją byłą dziewczynę. Jak dziwne to jest?

- Stęskniłem się za Tobą, Faith.- powiedział bez większego zawahania.

Poczułam nagle jak moje serce zaczyna bić szybciej, policzki nabierają koloru czerwonego, a oczy rozszerzają się jak na widok dużej pensji na koncie. Okej - takich słów to ja się nie spodziewałam... Kompletnie nie wiedziałam co mam z tym dalej zrobić, dlatego na chwilę obecną postanowiłam to po prostu olać.

reality || z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz