Rozdział III

28 3 1
                                    

— Zacznijmy od początku. — Ake stuka podeszwą buta o marmurową posadzkę i odkłada na stół niedopitą herbatę. Marylin zagląda mu tęsknie przez ramię, gdy ten odsuwa od siebie talerz z na wpół zjedzonym ciastem. — Księżniczka poprosiła cię, żebyś jej pozował? Mówimy o tej młodszej, ładniejszej?

Kiwam głową.

Drobny ptak przysiada na skraju dębowego stołu. Podskakując wokół pustego talerza Marylina, skubie okruszki ciasta. Długim ogonem zahacza o jedną z filiżanek. Naraz podnosi pręgowany łeb, stroszy szare piórka i wzlatuje w powietrze. Huczy niby na pożegnanie.

Ostatnio coraz częściej widuję ten gatunek w okolicy. Będę musiał sprawdzić, jak się nazywa.

— A więc najpiękniejsza dama w królestwie, chodzący cud nad cudami, Danera mego serca...

Marylin parska śmiechem. Mruga do mnie, drapiąc się w haczykowaty nos.

— Słyszysz go? — Ociera ręką pot z czoła. — Czy tą całą Damerą...

— Danerą — poprawiam go.

— Czy tą całą Danerą nie była kilka dni temu ta, jak jej tam... Taka wysoka z brązowymi włosami. No wiesz, o kim mówię, Blondasku.

— Nie bardzo — przyznaje Ake. — Żebyś ty miał pojęcie, ile ja znam ponętnych szatynek!...

— Czyli już nie pamiętasz jej imienia. — Marylin wywraca oczami. — Brać na poważnie te twoje ochy i achy, to jak mnie uwierzyć, że następnym razem się nie spóźnię... Będziesz to jeszcze jadł?

Ake ściąga brwi. Kładzie ręce po bokach talerza, jakby chcąc ochronić go przed każdym, kto spróbuje doń sięgnąć. Chwilę jeszcze wierci wzrokiem Marylina, po czym zwraca się do mnie:

— Odmówiłeś księżniczce? Naprawdę? Wiem, że wasze relacje są poplątane, ale... Naprawdę?

— No właśnie. — Marylin uśmiecha się szyderczo. Poprawia kołnierz ciemnej koszuli, na której powoli rysują się mokre plamy. — Odmówiłeś księżniczce? Ale tak serio jej odmówiłeś? Nie no, jestem zdegustowany. My jesteśmy. Ja i Blondasek. Co za niewychowanie. Absolutny brak manier. Nic, tylko płakać nad... — urywa, gdy podsuwam w jego stronę swój wciąż pełen talerz.

— Łatwo cię przekupić. Zapamiętam na przyszłość — mówi Ake. Marylin tylko wzrusza ramionami i chwyta za sztućce.

— Nie odmówiłem księżniczce — przypominam. — Powiedziałem, że...

— „Że to sobie przemyślisz". — Ake wzdycha. — Proszę cię, za dobrze cię znam. Wiem, co w twoim słowniku oznacza „przemyślę to sobie". Standardowa gadka, gdy nie masz na coś ochoty, ale...

— Ale nie powiesz o tym, gdyż ewidentnie nie masz jaj — dokańcza za niego Marylin. Wypieki na jego twarzy z każdą chwilą stają się coraz czerwieńsze. Wyciera rękawem okruszki ciasta z kącików ust, ignorując Garrona wyciągającego w jego stronę chusteczkę.

— Dobrze, że nie ma z nami Cornixa. — Ake zerka na Eliosa z ukosa. — Nigdy więcej nie pozwoliłby nam tu przyjść.

— „Marylinie Eliosie, nie tak należy zachowywać się przy stole". — Marylin poprawia kapelusz. Mięśnie mi tężeją. — Chociaż jak tak patrzę na Cornixa, to pewnie nie odważyłby się wypomnieć nam tego prosto w...

— Przestań — przerywam mu.

Marylin milknie. Patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Wzdrygam się, gdy wzrusza ramionami po raz kolejny i uśmiecha się półgębkiem. W jego wyrazie twarzy nie ma niczego miłego.

ArkadiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz