PROLOG

5.6K 194 33
                                    

Biegłam przez miasto.
Czułam, że ktoś mnie goni.
Biegłam co sił w nogach, zdając sobie sprawę, że nawet nie wiem gdzie biegnę.
Był środek nocy, ulica, nieznana dzielnica, ja i mój prześladowca. Byłam okropnie rozkojarzona.
Czy ja zaraz umrę? Takie myśli przebiegały przez moją głowę z szybkością błyskawicy, pod powiekami poczułam łzy zdenerwowania, obawy i agresji.

Moje serce łomotało mi w piersi. Spływał po mnie zimny pot, ciarki co chwila dygotały moim ciałem. Nie wiedziałam jak się tam znalazłam, co się działo chwilę temu. Skręciłam w prawo, biegnąc tym przez park. Za parkiem zobaczyłam budynki, które skądś już kojarzyłam. Mój mózg dawał mi jasne sygnały, że to okolica, którą znam.

Wbrew wszystkiemu zdałam sobie sprawę, że wiem gdzie biegnę. Zatrzymałam się na dziedzińcu przed szpitalem. Obraz był jakby zamazany. Szyld nad budynkiem głosił „Szpital w Beacon Hills".

- Beacon Hills? - wyszeptałam zdezorientowana. Nagle dostrzegłam, że wokół szpitala a dokładnie przed bramą rozlana jest woda. Podniosłam wzrok znad wody i ujrzałam walczących... nastolatków. Wyglądali na mój wiek. Znów sygnał od mózgu, że ich powinnam znać.

- Melanie! - Usłyszałam moje imię.

Ktoś mnie wołał. Jakby obudzona z transu odwróciłam się do źródła tego krzyku. Zobaczyłam chłopaka, mniej więcej 1,90 cm. Miał kasztanowe, lekko kręcone włosy. Był dobrze zbudowany, ale i cholernie przystojny. Walczył z jakimś stworem, który z pozoru przypominał człowieka ale miał dobrze widoczne pazury i jego oczy się świeciły na niebiesko. Wyglądał jak mityczne stworzenie.

Wilkołak?

Mój mózg pracował na najwyższych obrotach.

Nagle usłyszałam dźwięk zerwanej linii energetycznej, która z hukiem wpadła do rozlanej wody, elektryzując ją. Chłopak, który mnie wołał pokonał swojego przeciwnika i biegł w moją stronę. Widoczne były jego liczne rany i zaschniętą oraz świeżą krew. Pomiędzy nami była przeszkoda w postaci naelektryzowanej wody.

Chłopak jakby jej nie widział i chciał przebiec do mnie przez nią. Moje nogi jakby same zdecydowały by go powstrzymać. Zaczęłam biec zdając sobie sprawę co się zaraz stanie. Wyskoczyłam nad krawędź wody i odepchnęłam z całą siłą chłopaka, który odleciał daleko od źródła, a sama wpadłam w nią czując jak prąd razi całe moje ciało, zabijając każdą komórkę. Zaczęłam zwijać się w konwulsjach a mój martwy, pół przytomny wzrok spoczął na grupce nastolatków, którzy biegli w moją stronę.

☸☸☸
Otworzyłam oczy. Byłam w szpitalu. Podłączono mnie pod aparaturę, na nos i usta nałożono maskę tlenową. Gdy zaczęłam się poruszać, zerwała się i podbiegła do mnie grupka tych nastolatków, których widziałam zanim straciłam przytomność. Nie czułam kompletnie kończyn od pasa w dół. A reszta ciała bolała jak cholera. Czułam jak skóra na mojej żuchwie, policzku i szyi pulsuje. Podniosłam rękę i opuszkami dotknęłam tych miejsc. Wyczułam pod palcami liczne wybrzuszenia, żyły i coś na kształt dziur.

- Mel - moją rękę złapał chłopak, którego wtedy zdecydowałam się uratować.

Podniosłam się delikatnie na łóżku szpitalnym i zobaczyłam wokół niego zatroskane twarze. Chłopak, który mnie trzymał za rękę miał bardzo widoczne podkrążone bursztynowe oczy, a dziewczyna w rudawych włosach, która przysiadła się koło mnie i gładziła moje włosy-podpuchnięte. Nie rozumiałam co się stało.

Zauważyłam, że wysoki czarnowłosy chłopak, który był najbliżej rudowłosej chciał mi coś powiedzieć ale do sali wszedł lekarz.

- Melanie Varis? - Na dźwięk swojego imienia i nazwiska uniosłam się w razie możliwości sił i podparłam na łokciach. Moją rękę wciąż trzymał ten sam chłopak.- Przykro mi to mówić, ale obrażenia są zbyt rozległe...

Wbiłam zdezorientowany wzrok w lekarza.

- Przepraszam, ale co to oznacza? - Przestraszyłam się dźwiękiem mojego głosu. Był zachrypnięty i cichy.

Lekarz na moment spuścił głowę, potarł skroń dłonią, po czym spojrzał na mnie pełnym powagi wzrokiem i odparł:

- To oznacza, że jest pani sparaliżowana i do końca życia nie będzie pani w stanie chodzić o własnych siłach.

Wydźwięk tych słów uderzył do mnie jak ze zdwojoną siłą. Opadłam na łóżko szpitalne. Nagle obraz zaczął się rozmazywać.

Obudziłam się z krzykiem w moim łóżku. Trwała jeszcze noc. Byłam cała zlana potem i przestraszona. Moje serce łomotało jak oszalałe. Podkuliłam nogi, objęłam je rękoma i oparłam się o ścianę. Na kolana opadły moje blond, prawie popielate włosy.

Co się właściwie stało?

Byłam jak zamroczona. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się i wpadła do niego wraz ze światłem żarówki moja mama. Zatroskana z wyraźnym wymalowanym zmęczeniem na twarzy usiadła na krawędzi mojego łóżka, oparła jedną dłoń na moim kolanie a drugą odgarnęła mi włosy z twarzy.

- Co się stało skarbie? - Zapytała z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy.

- To koszmar, mamo - Wyszeptałam i wpadłam w jej ramiona tuląc ją. - To tylko koszmar...
Zacisnęłam mocno powieki, spod których wypłynęły gorące łzy.

ZDĄŻYĆ PRZED KOŃCEM ||isaac laheyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz