Znalazłam się w gigantycznym, niczym hangar, przyciemnianym pomieszczeniu. Zewsząd dochodziło do moich uszu echo ożywionych rozmów.
Zdecydowanie były to głosy męskie.
Rozejrzałam się. Wokół otaczały mnie wielkie, drewniane skrzynie co wskazywało na opuszczony magazyn. Zlokalizowałam źródło rozmów z miejsca za jednym rzędem skrzyń, skąd również emanowała nikła poświata światła.
Podkradłam się do skrzyń, zauważając małą szparę pomiędzy skrzyniami, przez którą był idealny widok na rozmawiających. Przylgnęłam ciałem do drewna, przysłuchując się dyskusji. Zauważyłam, że mężczyzn było około siedmiu, siedzących przy prowizorycznym stoliku z liczną ilością butelek alkoholu, pustych jak i pełnych na powierzchni stolika.
Słabe oświetlenie rzucało bezpośrednie światło jedynie na stolik.
- ...Wynagrodzenie jednak mamy dobre! Jedno porwanie, czasem zabicie..- Powiedział siedzący najbliżej skrzyń.
- Daj spokój, powiedz, że zabijanie tych kreatur nie sprawia ci przyjemności. – Odparł drugi, siedzący naprzeciw pierwszego.
Usiłowałam zrozumieć o co im chodzi. Z tyłu pomieszczenia doszedł przytłumiony pomruk. Siedzący najbliżej wyciągnął nogę, posyłając ją w ciemną przestrzeń za sobą. Widocznie natrafił na prawdopodobnie człowieka, bo słyszalny był przytłumiona jęk.
- Zamknąć się! To jeszcze pożyjecie. Jesteście potrzebni naszej szefowej. – Wykrzyknął w przestrzeń.
- Rodrigez! – Usłyszałam tuż za sobą męski, bełgotliwy głos, aż podskoczyłam. Odwróciłam się do mężczyzny, czując się perfidnie odkryta. Mężczyzna jednak zmarszczył brwi a po chwili się roześmiał. – Stary! Na cholerę się chowasz, chodź tam, Emerald polewa kolejne wino z kradzionego przewozu!
Zmarszczyłam brwi, jednak nie miałam chwili na zastanowienie, bo szatyn porwał mnie za ramię w stronę dochodzących śmiechów.
Przeszliśmy korytarzem obok gigantycznych luster, w które spojrzałam. Zamiast siebie, ujrzałam wysokiego szatyna o przenikliwym spojrzeniu.
Poruszyłam ręką, sprawdzając czy to ja. Odbicie zrobiło dokładnie to samo co ja. Czułam się z chwili na chwilę coraz bardziej zdezorientowana. Kruczowłosy zaprowadził mnie wprost do koła rozmawiających. W momencie ujrzenia nas, wszyscy umilkli.
- Rodrigez, ty idioto, gdzieś się podziewał!? – Ten co wcześniej kopnął kogoś w cieniu skierował wzrok na mnie, wyczekująco mierząc mnie wzrokiem. Zorientowałam się, że powinnam coś odpowiedzieć zamiast patrzyć się jak na ducha.
Odkaszlnęłam.
- Em.. byłem tu i tam. – Zadziwiła mnie barwa mojego głosu. Ciężka, męska chrypa. Czyli aktualnie jestem w ciele mężczyzny, albo oszalałam.
CZYTASZ
ZDĄŻYĆ PRZED KOŃCEM ||isaac lahey
FanficMelanie po ponownym przybyciu do swojego rodzinnego Beacon Hills nie przypuszczała, że tak wszystko się odmieniło. W mieście zaczęły pojawiać się byty nadprzyrodzone, do których jak się okaże Melanie może należeć. Każdy problem wraca do niej ze zdwo...