JEDEN

1.3K 94 10
                                    

Muszę przyznać, że wybraliśmy się trochę nie w porę do Sokovi. Gdy tylko za sprawą Sama przeteleportowaliśmy się na miejsce, w mieście panował chaos. Mieszkańcy uciekali we wszystkie strony, a po niebie latały dziwne maszyny przypominające ludzi. Niektóre budynki wyglądały jakby zaraz miały runąć, a wszędzie wokół znajdowali się policjanci.
- Lee myślę, że nasze wakacje będą naprawdę krótkie. - Sam chciał mnie już chwycić za rękę i zapewne wrócić do Jorku, ale ja byłam szybsza - uniknęłam jego dotyku.

- Chyba żartujesz Samuel?! Może niewinni ludzie tu giną, a my zamiast im pomóc mamy po prostu odejść jak ostatni tchórze? Ukrywanie się, a ucieczka to zupełnie co innego! - warknęłam zła.

Nie zwracając uwagi na mojego zdenerwowanego przyjaciela, zostawiłam walizki i ruszyłam w głąb miasta. Oczywiście już sekundę później usłyszałam coś na kształt "pyknięcia", a Sam zmaterializował się obok mnie.

- I co chcesz zrobić? Chyba nie zamierzasz walczyć? - zakpił.

- To, że nie będę uczestniczyć w bitwie, nie znaczy, że nie mogę pomóc. Ty też mógłbyś się do czegoś przydać i zgarnąć ludzi z ulicy.

W odpowiedzi usłyszałam tylko głębokie westchnięcie, po chwili mój przyjaciel zniknął, a jedyne co po nim zostało to latające w powietrzu śmieci.

Czym prędzej podbiegłam do najbliższego policjanta, przy okazji omijając fruwające obok mnie gruzy i części robotów, które spadały z góry.

- Gdzie znajdują się ocalali? - zapytałam bez ogródek.

Mężczyzna spojrzał na mnie nieufnie, ale koniec końców, zdecydował się wskazać budynek za sobą, który wyglądał na muzeum. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu - wszędzie walały się gruzy i pozostałości po eksponatach. Oczywiście większą część pokoju wypełniali przerażeni ludzie. Od razu zwróciłam uwagę na kobietę, siedzącą w kącie i trzymającą w ramionach małą dziewczynę z uroczymi, blond kucykami. Na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak.

- Wszystko w porządku? Coś się stało małej? - spytałam podchodząc bliżej i przyglądając się dziecku.

Noga dziewczynki była wygięta pod dziwnym kątem, ona sama płakała - zapewne z bólu.

- Gdy uciekałyśmy, Cass potknęła się, a na jej nogę spadły spore części zniszczonego samochodu. Cudem udało mi się ją wyciągnąć. - Opiekuńczo pogłaskała swoją córkę po głowie, wspominając wypadek.

- Mogę zerknąć?

Nie czekając na pozwolenie, delikatnie podwinęłam dziewczynce nogawkę spodni. Tak jak myślałam - noga nie tylko była złamana, ale niemal zmiażdżona. Łagodnie objęłam sinawą już nogę i od razu poczułam ciepło, przepływające przez moje ciało, spod moich dłoni zaczęło się wydobywać lekkie światło. Dziecko po chwili przestało płakać, a następnie, spojrzało na mnie załzawionymi jeszcze oczami.

- Co się stało kochanie? - zapytała zaniepokojona kobieta.

- Już mnie nie boli mamo. - mruknęła, ruszając jeszcze niedawno niesprawną nogą.

Matka dziewczynki spojrzała na mnie zaskoczona, a ja uśmiechnęłam się do niej nieznacznie.

- Nawet nie wiem, jak ci dziękować. Nie chcę wiedzieć, co by się stało z Cass, gdyby nie ty. - Złapała moją dłoń i uścisnęła, posyłając mi wdzięczny uśmiech, na widok którego rozszerzyłam własny.

Ostatni raz na nią spojrzałam, po czym zaczęłam szukać wzrokiem kolejnych osób, które potrzebowałyby pomocy. Jak się okazało, nie było ich wcale tak mało - miałam pełne ręce roboty. Gdy myślałam, że to już koniec, Sam pojawiał się z kolejnymi rannymi i tak bez przerwy. Po jakimś czasie, byłam tak wycieńczona, że musiałam usiąść pod ścianą, by zebrać w sobie jeszcze trochę siły. Niestety, nie było mi dane odpocząć. Po chwili dotarła do nas wiadomość, że miasto zostaje ewakuowane. Sam złapał mnie za rękę i w kilka sekund znaleźliśmy się na miejscu. Niektórzy ludzie już znajdowali się w szalupach ratunkowych, a wiele innych dopiero zmierzało w ich stronę. Myślałam, że wszystko będzie dobrze, kiedy znikąd pojawił się odrzutowiec. Osoba nim sterująca zaczęła strzelać do kogo popadnie. Zauważyłam mężczyznę z łukiem, który biegł do samotnego chłopca, ukrywającego się za murkiem. Stłumiłam krzyk, kiedy grad kul ruszył w ich stronę. Byłam pewna, że to już koniec, ale kiedy dym opadł, zobaczyłam jak zaskoczony łucznik przyglądał się jasnowłosemu chłopakowi leżącemu na ziemi. Od razu przyszło mi do głowy, że musiał zasłonić ich swoim ciałem, na co moje serce zabiło mocnej. W głowie rodziło się tylko jedno pytanie "Jak?", przecież nie mógłby na tyle szybko się tam znaleźć, by nie drasnęła ich ani jedna kula. Wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić.

DescendantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz