Rozdział 5

177 16 5
                                    

- Boję się, Sehun. – Delikatny szept rozszedł się po samochodzie. Szatyn, niewiele myśląc, przytulił się do chłopaka. Kilka kropel łez spłynęło na jasną koszulę. – Boję się.

- Ćśśś, nie martw się. Wszystko będzie dobrze, nikt nic ci tam nie zrobi. Jeśli tylko zechcesz będę obok. - Sehun delikatnie pogłaskał plecy Luhana. Mimo początku ich znajomości czuł, że to nie będzie zwykła relacja, jaką miał z innymi pacjentami. Czuł, że jeżeli nie chce za bardzo angażować się w prywatne życie Luhana, inne niż to, o którym mówi w gabinecie, to powinien już teraz wysadzić chłopaka z samochodu i odjechać tak szybko, by Luhan nawet nie mógł się sprzeciwić. Ale mimo wszystko dalej siedział w swoim samochodzie, przytulając blondyna i szepcząc mu we włosy mało pokrzepiające słowa, które jednak poprawiły humor chłopaka.

- Nikt cię tam nie zje, pamiętaj.

- Sehun, nie mam pojęcia czy ty wiesz, na czym polega pomaganie innym. - Luhan oderwał się od ramienia chłopaka i z delikatnym uśmiechem odpiął pasy.

- Ale się uśmiechasz, więc chyba zadziałało. - Szatyn również odpiął szybko pasy i wyszedł z samochodu, obchodząc go, by otworzyć drzwi blondynowi. - Mogę ci mówić również słodkie słówka, jak chcesz. W tym też mam wprawę. - Luhan wyszedł z samochodu i nabrał powietrze do płuc. Dalej się bał. Nie chciał tego bardzo okazywać, nie mógł się dłużej mazać.

- Możesz powiedzieć coś słodkiego. - Powiedział, ruszając przed siebie. Nawet nie odwrócił się, słysząc dźwięk zamykanych drzwi i krótkiego biegu Sehuna.

- Chcesz słodkie słówka? - Szatyn uśmiechnął się szeroko, gdy Luhan kiwnął głową. - Okej. Szykuj się na prawdziwą bombę! - Nabrał haust powietrza. - Zaczynam! Cukier, słodzik, miód, cukierki. Dalej mówić? - Luhan zatrzymał się nagle w miejscu, nie mogąc ruszyć się ze zdziwienia. Nie takich słów się spodziewał. Po chwili prychnął i wybuchnął śmiechem.

- Jesteś... niemożliwy. - Wytarł niewidzialną łezkę z oka. - Ale możesz mówić dalej. Aż do drzwi.

- To tylko kilka kroków, ale jak chcesz. – Szatyn wzruszył ramionami. – Lizaki, krówki, kremówki, szczeniaczki...

- Proszę cię, nie wplątuj w to szczeniaczków. - Luhan otworzył drzwi i przytrzymał je, by wyższy chłopak mógł wejść pierwszy.

- Ale szczeniaczki są słodkie. – Sehun wszedł do budynku, dalej patrząc się na towarzysza. – Nigdy nie dostałeś cukrzycy od patrzenia na szczeniaczki?

Luhan zatrzymał się przy schodach, przysłuchując się dźwiękowi skrzypiących drzwi. "Kiedy się zamkną, nie będzie już odwrotu", pomyślał. Po chwili w całym korytarzu było słychać głośny huk. Przymknął oczy i wziął głęboki wdech. Poziom stresu w jego organizmie już dawno wychodził poza skalę. W głowie zaczęły latać mu nadchodzące rozmowy i śmiechy policjantów. Nie mógł tego pokazać Sehunowi. Musiał ukryć fakt, jak bardzo tym się przejmuje, nawet jeśli psycholog już wyczuł jego strach.

- Chyba nie spotkałem jeszcze nigdy tak słodkiego szczeniaka, by dostać cukrzycy. – Powoli otworzył oczy i delikatnie się uśmiechnął, jakby samemu sobie chciał dodać otuchy. W odpowiedzi dostał tylko kiwanie głową. Niepewnie ruszył w stronę dużego pomieszczenia z wieloma biurkami.

- Nie bój się, mogę cię trzymać za rękę. - Oboje uśmiechnęli się, lecz żaden nie poruszył ręką.

- W czymś mogę pomóc? - Usłyszeli obok siebie. Przy jednym z małych, metalowych biurek siedział barczysty mężczyzna. Spoglądał na nich podejrzliwie, na co Luhan spiął się, a do oczu znów napłynęły łzy.

- Chcemy zgłosić napaść. - Sehun odpowiedział po kilku sekundach milczenia i niepewnie usiadł na drewnianym krześle, pociągając blondyna za sobą. Policjant wpisał coś w komputerze.

PS. Don't love me!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz