ROZDZIAŁ 1

338 16 5
                                    

Szary dworek w najodleglejszym zakątku świata. Młody chłopak na oko lat osiemnaście krzątał się po domu układając wszystkie potrzebne rzeczy na kuchennym stole. Na pozór opanowany i oddany, a w środku przerażony, konający i odradzający się jednocześnie niczym feniks zmotywowany ponownym ujrzeniem GO. „Wszystkie składniki są? Chyba tak.. No to zaczynam" Podobna formuła, podobny efekt końcowy a jednak wszystko inne.
-Czysta krew płyń w żyłach. Kości z grobu ojca JEGO dajcie podparcie JEMU podczas ponownej wędrówki po Ziemi...różdżko, która wchłonęłaś duszę podaruj ją na nowo i.. trzy palce sługi na znak zaufania do Wszechmogącego. O bogowie najwyżsi pomóżcie.. PRZYWRÓĆCIE MU ŻYCIE!!

I stało się. Z wielkiego kotła wyszedł. Otulony czarnym dymem. Lecz... wyglądał inaczej. Jak... widmo. Bez określonego kształtu, twarzy. Po chwili dym zaczął przybierać ludzkie kształty. Zarys ciała, rąk, nóg.. I ta twarz. Czarne, niczym dwa węgle oczy, w których nie widać białek. Blada skóra, czarne jak smoła włosy, haczykowaty nos. Chwilę później znów się zmienił. Teraz wyglądał jak dawniej. Widać, że różdżka przekazała mu moce, których wcześniej nie posiadał. Chłopak urzeczony wpatrywał się w niego naiwnie wierząc, że zdobędzie JEGO uznanie. Coś się w NIM zmieniło.. już nie był taki sam. „Nowo narodzony" otworzył usta by coś powiedzieć, jednak nie mogłem usłyszeć co, lecz po odpowiedzi młodego chłopaka, która brzmiała: „Tak panie!", mogłem wywnioskować, że było to imię.

Młodzieniec klęczał przed nim centymetrami dzieląc swą twarz od ziemi, nie mając odwagi na niego spojrzeć

-Różdżka B.., potrzebuję twojej różdżki.-i znów nie usłyszałem imienia.

-M-mojej różdżki?-teraz nie skrywał swego przerażenia za maską opanowania.

-Czy nie wyraziłem się jasno?! A może nie chcesz mi już służyć?!-Odpowiedziała mu cisza.

-Różdżka!-nie miał wyboru musiał ją oddać.

Wielki ból rozsadza moją głowę, dawno zabliźniona rana piecze niemiłosiernie. Do tego te krzyki... ale zaraz, ktoś krzyczy moje imię. Powoli otwieram oczy i widzę nad sobą moją rudą piękność.

-Harry! O już się obudziłeś.. Krzyczałeś... Znowu ten sam sen?- kiwam tylko głową.

-Chodź na śniadanie.-uśmiechnęła się tylko do mnie słodko, cmoknęła w policzek i wyszła z pokoju. Zostałem sam z chrapiącym niedaleko Ronem. Mogę oficjalnie powiedzieć, że Ginerva Molly Weasley jest najpiękniejszą kobietą, którą spotkałem. Po 15 minutach zszedłem do kuchni państwa Weasley'ów. Jak co roku na ostatnie dwa tygodnie wakacji przyjeżdżam do Nory. Dziś 30 sierpnia więc jeszcze dwa dni do początku ostatniego roku w Hogwarcie. Mój rocznik powtarza ten rok ze względu na II Bitwę o Hogwart.

Przy stole zobaczyłem jakże mi znaną kasztanowłosą dziewczynę. Uściskałem ją na przywitanie.

-Hermiona! Kiedy przyjechałaś?

-Dziś w nocy.- odpowiedziała szatynka.

-Było mnie budzić.- udałem oburzenie, na co ta tylko się zaśmiała. W tej chwili do kuchni wszedł Ron. Uśmiech z twarzy dziewczyny momentalnie zniknął. Burknął ciche „cześć" i usiadł przy stole nalewając sobie do kubka kawy. Nie rozumiałem w pierwszej chwili zachowania przyjaciela, jednak widząc również zachowanie Hermiony, która uparcie patrzyła na swoją filiżankę z herbatą-którą na marginesie ubóstwiała-stwierdziłem, że pogadam z nimi później. Chwilę później do kuchni weszła reszta mieszkańców Nory, czyli państwo Weasley, George i Ginny, gdzie ostatnią pocałowałem w policzek.

⫷ ⫸

Była trzecia w nocy, gdy zjawiłam się w Norze. W kuchni czekał na mnie Ron z którym obecnie byłam w „związku", jeśli w ogóle naszą relację można tak nazwać. Od razu na powitanie zostałam obrzucona podejrzeniami, że zdradzam mojego chłopaka. A czemu? Bo kuźwa późno przyjechałam. Jakby to moja wina była, że utrudnienia w teleportacji były. Od razu kłótnia. Dzięki Merlinowi, że zdążyłam rzucić niewerbalne Silencio na kuchnie, inaczej wszystkich obudziłyby krzyki Ronalda. Tak teraz wyglądał mój „związek": ciągłe kłótnie ze strony Rona o byle co, później jego przeprosiny i tak ciągle. W koło Macieju. Po bezowocnej próbie uspokojenia mojego chłopaka poddałam się i z lewitującymi za mną bagażami i krótkim „Miło mnie przywitałeś Ronaldzie, nie ma co. Jak ochłoniesz to pogadamy. Dobranoc" wyminęłam uprzednio zdejmując zaklęcie wyciszające i po cichu poszłam do pokoju w którym zawsze spałam z Ginny. Widać, że na mnie czekała i posłała mi łóżko. Jest taka kochana.. Rudowłosa smacznie spała, a nawet pochrapywała, więc aby jej nie obudzić po cichu przebrałam się w moją piżamę, na którą jak zwykle na upalne dni składał się crop top i krótkie dresowe spodenki, jednak nie mogłam spać. Ciągle myślałam o kłótni z Ronem, ogólnie o naszych obecnych relacjach. Nawet się nie przywitał, nie przytulił, nie pocałował, mimo że nie widział mnie od początku wakacji. O godzinie 4:27 stwierdziłam, że i tak nie zasnę, więc wstałam i udałam się do łazienki uprzednio biorąc ze sobą czarne spodenki Nike Pro do biegania i stanik sportowy do kompletu w tym samym kolorze i tej samej marki.     

Carpe Diem, Baby (dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz