Seven

62 5 2
                                    

Chciałam to w końcu zrobić i nie mogłam już dłużej zwlekać. Musiałam cofnąć się do początku istnienia dziecka, a jednym z jego początkowym wyzwań jest nauka chodzenia. Ja też znowu chciałam zostać zaprowadzona za rękę rodzica i postąpać po podłodze jak malutka dziewczynka. Chciałam znów poczuć błoto pod stopami i łzy tej ziemi, by następnie natknąć się na wystające kamienie z twardej gleby.

- Tato?- zapytałam cicho.

- Tak, aniołku?- rodzic nachylił się nade mną odkładając gazetę na stolik. Poprawił okulary na zadartym nosie, które trochę się zsunęły. Uśmiechnął się ciepło i ja też tak zrobiłam. Jego zielone ogniki przejawiały się radością, że w końcu się uśmiecham. Ja cieszyłam się, że ta chwila nastąpiłwała każdego nowego dnia i on mógł być tego świadkiem.

- Chę chodzić.

- Słucham?- niedowierzał moim słowom. Odchylił się na krzesło i podparł się na łokciu. Zrobił wielkie oczy z przerażenia i następnie pogładził dłonią swój policzek. Robił tak zawsze, gdy chciał ukryć swój stres i złość. Wiedziałam, że się bał.

- Chce nauczyć się chodzić od początku- powiedziałam zdecydowana śmiejąc się przy tym od ucha do ucha.

- Nie jesteś jeszcze w pełni silna- ujął delikatnie moją chudą dłoń posyłając mi przy tym spojrzenie przepełnione troską.

- Dam radę, nie martw sie.

***

Tak to się zaczęło. Shannon został wypisany ze szpitala i przyszedł razem z bratem do mojej sali. Mogłam poznać starszego Leto i pożegnać się z Jaredem. Tamta chwila była dla mnie jedną z tych, kiedy mimo radości, w głębi serca ukrywał się także smutek.

- To ty jesteś Shannon Leto... W rzeczywistości wyglądasz o wiele bardziej uroczo- zachochotalam. Bracia roześmiali się na widok moich maślanych oczu.- Ale następnym razem uważaj na drodze, bo ta słodka buźka może zostać już tylko na asfalcie- dodałam sobie w myślach.

- A ty pewnie jesteś tą walczącą osobą z opowiadań Jareda? Dniami i nocami mi o tobie mówi...

- Ona już jest aniołem. Aniołem, który w mroku wskaże ci światło i czeka teraz, aby innym móc ofiarować swe skrzydła- powiedział to cały czas patrząc się w moje oczy. Teraz nastąpiła moja kolej i mój czas, by pomóc innym.

Musiałam się przyzwyczaić do nowego życia i wejść na ten właściwy tor.
Oznaczało to, że już nie będę mogła spotykać tak często Jareda. Tyle przecież mnie nauczył i teraz tak nagle zostawił samą.

- Sophie Davis?- odwrócił się, kiedy po raz ostatni opuszczał moją salę. Zaczepiłam na nim swój wzrok.- Jeśli będziesz potrzebowała jeszcze jakiejś pomocy, to twój tata wie gdzie mnie szukać. Dziękuję. Dziekuję, że mogłem cię poznać i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się zobaczymy. I jeśli jednak nie będziesz potrzebowała pomocy, to obiecuję że przeszukam cały Los Angeles i tak cię znajdę. Przede mną już tak łatwo nie uciekniesz.

Nastał ten dzień, w którym to potrzebowałam jego pomocy. I szczerze mówiąc stęskniłam się. Stęskniłam się za jego wzrokiem, dotykiem i każdym słowem wypowiedzianym z jego ust. To chyba przyjaźń. Nigdy nie sądziłam, że będę mogła spotkać Jareda, porozmawiać z nim jak z normalnym człowiekiem. Nie wiedziałam, że nastanie taki dzień, kiedy staniemy się przyjaciółmi.

Do or dieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz