Obudziły mnie ciepłe promienie słońca. Leniwie otworzyłam oczy i rozejrzałam się w poszukiwaniu taty. Nigdzie go nie było. Zawsze wita mnie swoim porannym, zachrypiałym głosem. Może miał jakąś ważną sprawę do załatwienia. Moze wreszcie odwiedził nasze nowe mieszkanie. Może zepsuł się automat z kawą, a lekarze próbują go uspokoić... Rożne wizje toczyły się w mojej głowie, ale prawdopobnie żadna nie była wyjaśnieniem dlaczego go teraz tu nie ma.
Podciągnęłam kołdrę, aż po samą szyję i próbowałam nasłuchiwać jakiś odgłosów dobiegających z korytarza. W plątaninie rożnych głosów nie odnalazłam tego jedynego. Westchnęłam i znowu przymknęłam powieki odwracając się na drugi bok.
Odpłynęłam bardzo szybko. Sen okrył mnie swą płachtą, dopóki nie usłyszałam czyiś kroków. Ciężkie buty stąpały po ziemi prowadząc się w stronę mojego łóżka.
- Jeszcze śpi- tata westchnął i poczułam jego oddech nad policzkiem.
Otworzyłam delikatnie oczy i zmrużyłam je parę razy. Przyglądałam się z ciekawością w jego zielone tęczówki, które cały czas do mnie się uśmiechały. Powoli się wyprostował i przenióśł wzrok za siebię i dostrzegłam jakąś nieznaną mi osobę. Nieznaną? Mężczyzna posłał mi ciepłe spojrzenie, a ja pytjąco lustrowałam raz jego, raz mojego tatę
- Przyprowadziłem ci gościa, aniołku- kąciki jego ust lekko drgnęły, a oczy przybrały radosny wyraz.
Zza jego pleców wyłonił się mężczyzna i podszedł bliżej. Jego długie, brązowe włosy z blond ombre opadały na smukłe ramiona okryte szarą koszulką, a niebieskie oczy obserwowały każdy mój ruch.
- Wrócę później- tata ścisnął mą dłoń i wyszedł. Podążałam za nim wzrokiem, do momentu, aż drzwi się nie zamknęły. Ich skrzypnięcie spowodowało to, że skierowałam twarz w stronę mojego gościa.
***
Pare minut wcześniej
Jared
Shannon. Shannon. Shannon. On zawsze musi się w coś wpakować. Jest ode mnie o rok starszy, a zachowuje się jak dzieciak. Kiedy on w końcu zrozumi, że musi poukładać sobie życie? Skończył z alkoholem i narkotykami, ale nie zaprzestał udziałów w wyścigach. Kto mądry ściga się na ruchliwej ulicy w środku miasta? Dobrze, że tym razem wypadek nie był z jego winy. Może wreszcie pójdzie po rozumum do głowy i zrozumie, że życie polega na prawdziwych realiach, a nie ulotnych chwilach. Można szaleć, ale do pewnych granic. Życie ma się jedno. Nie chcę go stracić, jest moim bratem i przyjacielem.
Wyszedłem z sali kierując się na korytarz. Wyciągnąłem telefon z zamiarem zadzwonienia do mamy. Ona zawsze się tak bardzo o nas troszczy i powinna wiedzieć co się stało. Jest bardzo silną kobietą, przeszła wiele trudnych chwil w życiu. Zawsze będzie moim autorytetem. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło jej tu teraz zabraknąć.
Już miałem wybrany numer, kiedy na końcu korytarza zauważyłem zbliżającą się do mnie postać. Pomachał mi w oddali i podszedł bliżej. Lekko posiwiałe kruczoczarne włosy były teraz ułożone w lekkim nieładzie, a czarne okulary opadały na trochę zadarty nos.
- Witaj Jared. Jak tam z twoim bratem?- zapytał Anthony posyłając mi łagodny uśmiech.
- Miał sporo szczęścia. Dzięki Bogu skończyło się tylko na potłuczonych żebrach, złamaniu nadgarstka i kilku zadrapaniach- odparłem i przeczesałem ręką włosy. Zdecydowanie są już za długie.
CZYTASZ
Do or die
Fiksi PenggemarNigdy nie wiesz kiedy nadejdzie ten dzień. Gdy się dowiesz pozostają ci dwa wyjścia: zostać i żyć, odejść i umrzeć. Sophie Davis stoi na rozdrożu, nie wie, którą drogę ma wybrać. Chciałaby zostać aniołem, ale trzyma ją życie na ziemi. Każdego...