Niedziela. 16:18
Sergio Ramos, kapitan Pedał Madryt... Ekhm... Real Madryt obudził się z pulsującym bólem głowy. Przetarł zaspane oczy, zastanawiając się nad tym, co ten przeklęty Kepler im dał. Pamiętał jedynie, że wciskał im, że to najlepsza kokaina jaką udało mu się zdobyć, a potem urwał mu się film. Otworzył w końcu oczy i pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to różowe ściany.
- Co do kurwy... - Zamruczał pod nosem, zrywając się do siadu. Zorientował się, że był nagi i spał w ogromnym łożu małżeńskim. Jednak nie był w nim sam. Obok niego spał całkowicie nagi napastnik Realu, Alvaro Morata. Czuł, że ma całe podrapane plecy, a nie czuł żadnego analnego bólu, więc mógł być spokojny, bo to on go pukał, ale zaraz jego zadowolenie zmieniło się w przerażenie, gdy dostrzegł dokument na szafce nocnej. Zabrał go z szafki i w trwodze zaczął czytać czy to było, aby to co myślał... I jak się okazało, było to właśnie to. Gejowski akt ślubu cywilnego z Las Vegas. On i Morata byli połączeni więzłem małżeńskim. Wiedział, że ten smarkacz na niego leciał, ale żeby zmusić go do ślubu, gdy był na haju? To było całkowicie nie fair! Hiszpan zaraz uderzył tego młodszego w tyłek, na co Alvaro zerwał się z łóżka. Miał nie tęgą minę, a więc najwidoczniej też niczego nie pamiętał.
- Ja pierdole! - Wrzasnął młodszy Hiszpan.
- Ty nie pierdoliłeś, tylko ja. - Odparł z wyraźną dumą w głosie Sergio.
- Co Ty masz? - Zmarszczył brwi Morata, jak widać pomijając temat seksu z kapitanem.
- Masz, popatrz sobie do czego mnie zmusiłeś. - Przystawił mu pod samą twarz ich akt ślubu. Alvaro dość długo przyglądał się owemu dokumentowi, a na jego twarzy pojawiło się ogromne zadowolenie.
- Z czego się cieszysz, kretynie? - Zapytał zdezorientowany starszy Hiszpan, a na twarz Moraty wkradły się teraz rumieńce i zawstydzenie.
- No bo...
- Niech zgadnę. Podoba Ci się to?
- Tak...
- To dobrze, bo mi też. - Odparł z szerokim uśmiechem Sergio, który okazał się być szczęśliwy z tego co się wydarzyło w nocy. Nigdy nie spodziewał się, że się ożeni i to właśnie w tak szalony sposób. Szkoda tylko, że nic nie pamiętał, ale rzucił się na młodszego Hiszpana, zaczynając całować go z ogromną namiętnością. No geje pierdolone! [...]
W tym samym czesie pozostała szóstka już dawno się rozbudziła, mianowicie; Cristiano, Gareth, James, Iker, Pepe i Isco. Ten ostatni docisnął szklankę do ściany i podsłuchiwał całą rozmowę tamtej dwójki. Gdy przestali rozmawiać, stwierdził, że najpewniej zaczęli się ruchać, a nie zamierzał tego słuchać, więc odsunął się wraz ze szklanka, którą odłożył na stolik.
- A więc już wiemy, że nasze dwie zguby mają jakieś kocie gody w pokoju obok. Będziemy musieli pogratulować im ślubu i nakopać do dupy, że nie zrobili wieczoru kawalerskiego. - Oznajmił.
- Nic mi nie mów... - Mruknął markotnie James.
- Zrobili wczoraj sobie wieczór kawalerski nic nam nie mówiąc. Przecież tyle razy mówiłem, że możecie się pedalić wszyscy gdzie chcecie bo ja nie jestem homofobem. Chill! - Rzucił Pepe, uśmiechając się przy tym do ucha. Z tej grupy to chyba jedynie on i Casillas byli jedynymi normalnymi. No i chyba James, w końcu miał się przecież żenić. Isco wiadomo, zauroczony w Żelusiu. Uwielbia łapać go za tyłek i sutki. Sam Żeluś pedał sto procent, no a nasza kapibara, okazała się mieć skłonności transwestyckie. Nagle z łazienki wyszedł Cristiano pukając gorączkowo Ikera w ramię.
- Czego? - Zapytał bramkarz Królewskich.
- Musicie coś zobaczyć...
- Czym chcesz się pochwalić? Że oszczałeś deskę? - Zapytał z kpiną w głosie Pepe.
- Zamknij się. - Warknął Cristiano, ciągnąc za nadgarstek Casillasa do łazienki. Jak się okazało w kiblu były całkowicie przemoczone ich telefony, a w dodatku orzygane.
- Kto to zrobił?! - Zagrzmiał Hiszpan, ale nikt nie odpowiedział. W końcu nikt nic nie pamiętał.
- Coś Ty nam dał, Kepler?! - Rzucił się do stopera Realu, Rodriguez.
- Mówiłem wam, że to dobra kokaina... Tak mi powiedzieli... - Pepe jak widać próbował się bronić i tłumaczyć przed wściekłymi kolegami.
- Dobra! Hah! A to dobre! - Roześmiał się z ironią Kolumbijczyk.
- Jeśli utkniemy tu na dobre kilka dni bez telefonów i pieniędzy, to osobiście Cię zabije... - Mamrotał zrozpaczony Cristiano, który zdążył się przyzwyczaić do wystawnego życia. Na ich nieszczęście, przyszła obsługa hotelowa.
- Nie wymeldowali się państwo do końca trwania doby hotelowej, więc prosimy o zapłatę z okazji jej przedłużenia. - Powiedział z uśmiechem pracownik.
- Nie mamy pieniędzy. Straciliśmy wszystko... Telefony, karty kredytowe... - Zaczął Casillas, a po jego odpowiedzi uśmiech z ust obsługi zniknął. Mężczyzna wezwał ochronę, która wytargała naszych bohaterów i to samo zrobili z Ramosem i Moratą. Wszyscy wylądowali przed love hotelem na ulicy. Bez telefonów, bez kart kredytowych. Dobrze, że pozwolili ubrać się naszej zakochanej parze, bo inaczej paradowaliby nago po ulicach Las Vegas.
- Skurwysyny! - Wrzasnął Sergio, pokazując obraźliwe gesty w stronę ochrony, ale na jego szczęście, nie widzieli tego.
- I co teraz? - Zapytał James, przerywając tym furię Kapitana.
- Musimy zadzwonić dostać się na lotnisko, zadzwonić tam do Zidane i przyznać do wszystkiego. - Wzruszył ramionami Iker.
- To może pojedziemy stopem? - Zapytał Gareth, a wszyscy skierowali swoje spojrzenia w stronę jego i Cristiano, bo ta dwójka ubrana była jak dwie rasowe prostytutki.
- Będziecie wabić facetów. Ktoś będzie musiał nas zabrać, ale pierw dojdziemy do autostrady. - Zdecydował Ramos i wszyscy ruszyli przed siebie. Czy naszym bohaterom uda się zdobyć jakiś transport? Czy małżeństwo Sergio i Alvaro zdoła przetrwać? Jak Zidane ukarze swoich podopiecznych za ich kosztowny wybryk? Tego dowiecie się w kolejnym rozdziale.

CZYTASZ
Kac Madryt
FanfictionFanfiction o zawodnikach Pedał Madryt... Ekhm... Real Madryt. James Rodriguez się żeni. Cała akcja zaczyna się od rozpoczęcia wieczoru kawalerskiego. Cała drużyna cieszy się z okazji ślubu swojego kolegi, tylko jedna osoba jest z tego powodu nieszcz...