- Yyyy, nie wiedziałem, że moja przyszła mate, będzie mieszkać na wsi.- zaczął rozmowę Maks, gdy wyszli na zewnątrz. - Ja tu nie mieszkam od zawsze. - odpowiedziała nieco zbulwersowana Żaneta.
- To od kiedy? - zapytał zainteresowany. - Nie chcę teraz o tym rozmawiać, może kiedy indziej.Szli tak dalej w milczeniu, gdy nagle z bramy na pastwisko wybiegło tuzin krów. Przebiegając ochlapały błotem ubrania chłopaka. Przebiegły w popłochu przez całe podwórze i wreszcie ,już spokojniejsze, omijając płot, podążyły do murowanej stodoły. - Heh! To pewnie moi ludzie chcieli coś upolować! - Jak to? To ktoś tu z tobą jest? - zapytała zaskoczona Żan. -Tak , ale później ci ich przedstawie, teraz chciałbym przyjrzeć się temu gospodarstwu. - powiedział zdecydowanym tonem, z zawziętą miną. - Dobrze... - przytaknęła dziewczyna, nieco zszokowana dużą chęcią Maksa, do zobaczenia zwykłych świń i zwykłych krów.
Podwórze było całkiem spore, a przez jego środek prowadziła brukowana droga. Przed ceglanym domem znajdowała się część reprezentacyjna, ogrodzona żywopłotem. Był to teren na który padało dużo promieni słonecznych, choć dookoła stało dużo starych drzew. Rosło tam mnóstwo kwiatów, bo babcia lubiła ogrodnictwo. Od drogi wjazdowej odchodziła ścieżka, prowadząca do głównych drzwi wejściowych, wzdłuż której kwitły kolorowe bratki. Przy domu znajdował się duży taras, z drewnianymi balustradami, na którym stał bukowy stół, z kompletem krzeseł. Dziadek Fryderyk, jak to polak, uwielbiał grilla i co niedziele zapraszał na niego znajomych, więc i on, choć skromny, musiał znaleźć się na tarasie. W rogu ogrodu stała mała, drewniana, biała antresola, na której stały dwa fotele i stolik. To było ulubione miejsce Żanety do czytania, bo jak wiemy była to jej największa pasja. Obok antresoli, znajdowała się stara, betonowa studnia, która dawniej była jedynym źródłem wody w całym gospodarstwie. Babcia jej nienawidziła za jej surowy wygląd, więc postanowiła zakryć ją różnymi kwiatami i bluszczem.
Z tyłu domu znajdowała się część gospodarcza. Odgrodzona była białym płotem. Po prawej stronie drogi znajdowała się stajnia z kilkunastoma boksami, w których stały konie. Były to głównie konie wierzchowne, ale nie zabrakło tam także koni pociągowych. Dziadek miał do nich sentyment, bo były pozostałością po dawnej epoce w której do pracy, używało się jeszcze kobył. droga kończyła się przy garażach, w których stały maszyny gospodarcze, był tam ogromny bałagan, co babcia zawsze wypominała dziadkowi. Obok garaży były pomieszczenia i zbiorniki na pasze dla zwierząt. W północno zachodnim rogu podwórka, między garażami a oborą, wciśnięty był kurnik, ale było w nim zaledwie kilka kur i jeden kogut, nie znosiły nawet dużo jaj. Po lewej stronie drogi stała stodoła z ponad setką krów, były one głównym źródłem zarobków rodziny. Obok stodoły, znajdowała się zagroda dla świń. Gospodarstwem nie zajmował się już Fryderyk, był w podeszłym wieku, więc zatrudniono troje pracowników aby w nim pomagali. Dziadek wtedy oddał się całkowicie myślistwu i został leśniczym.
Para obejrzawszy większość działki zatrzymała się, aby porozmawiać. Maks spojrzał Żanecie prosto w oczy, tak jakby chciał jej powiedzieć coś bardzo ważnego. Ona odwzajemniła to spojrzenie i znowu zahipnotyzowały ją jego błękitne oczy, nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła, takiej lekkości, a zarazem ciężkości w brzuchu, jak na kolejce górskiej. Czyżby jej przyszły mate nie był takim bucem, jak jej się wcześniej wydawało? Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę, stojąc blisko siebie, aż wreszcie chłopak przerwał milczenie pytaniem: - Mogę? - zapytał cicho. - Mhm. - odpowiedziała, kiwając głową.
Jednak Maks wcale nie przysunął się bliżej,jak myślała Żan, aby ją pocałować. Lecz odskoczył od dziewczyny, przemienił się w swoją wilczą postać i rzucił się na stojącą w pobliżu mućkę. Żaneta widząc to, przerażona również zamieniła się w wilka i zaatakowała siwego wilczura, odciągając go od zwierzęcia.
- Co to miało być?! - wrzasnęła na bruneta tak zdenerwowana, że aż w jej piwnych oczach pojawiły się błyskawice, a piegi stały się wyraźne i zaróżowione. - Przecież potwierdziłaś, że mogę ją sobie, noo, zjeść... powiedział zaskoczony i nieco zły, że wilczyca tak się na niego rzuciła. - Co?! Przecież ty, ty... Chciałeś mnie pocałować! - krzyknęła - Aaaaa, ty nie chciałeś... - zrozumiała dopiero teraz i oparła się o ścianę zagrody, nieco zażenowana. - Ha! Jeśli chcesz to mogę... - powiedział to zdanie takim tonem, jak wtedy, gdy się poznali. - Lepiej nie. Zapomnijmy o tym zajściu. - Odpowiedziała zdecydowanym tonem. - Więc choć poznać moją watahę.
I nieco zażenowani, wyszli przez furtkę przechodząc do lasu, gdzie Żaneta miała poznać swoich prawdopodobnych przyszłych członków watahy.
CZYTASZ
Inny Alfa
Hombres LoboRudowłosa, spontaniczna, kochająca książki dziewczyna pełna kontrastów. Przy okazji jest wilkołakiem. Przeprowadza się do dziadków z powodu pewnego wypadku. Odkrywa wiele tajemnic, a między innymi to, że niebawem będzie musiała znaleźć partnera, któ...