Rozdział 17

2.8K 218 33
                                    

Wpatrywałam się pustym wzrokiem w jeden punkt na jasnej ścianie, w jakże dużym pokoju. Beznamiętnie obracałam w dłoniach kubek z zimną już kawą, którą zrobiłam sobie w ramach śniadania, których z kolei nie jadałam od paru dobrych dni. Kątem oka zerknęłam w lustro wiszące nieopodal. Podkrążone oczy i blada cera to już codzienność. Brak chęci do życia i wycieńczenie, również. Projekt, któremu się poddałam wysączył ze mnie resztki sił.

- Cześć.- usłyszałam z tyłu, następnie poczułam ciepły pocałunek na prawym policzku. Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który podszedł do lodówki, którą następnie z hukiem otworzył.- Jak się spało?- zapytał, wyjmując sok pomarańczowy i nalewając ciecz do szklanki.

- Dobrze.- odparłam. Skłamałam, po raz kolejny. Prawda była taka, że nie byłam w stanie zmrużyć oka przez ostatni tydzień. Jedyne, co trzymało mnie na nogach, była codzienna, spora dawka kofeiny. Tylko to.

Nie mówiłam prawdy, bo co miałabym powiedzieć? Że wzięłam się za coś, czego mi zabraniał? Oczywiście, że nie. Cóż za ironia.

Może i źle robię, ukrywając taką sporą sprawę przed osobą, na której mi zależy, osobą, która mnie chroni i trzyma pod swoim dachem. Jednak nigdy nie przepuszczę okazji pomocy ludziom, nawet jeśli stawką jest moje własne bezpieczeństwo.

- Tak? Bo coś słabo wyglądasz.- odparł, siadając naprzeciwko. Wzruszyłam ramionami i wzięłam łyk kawy, która zdążyła już dawno wystygnąć. - Jakie plany na dzisiaj?- zapytał, biorąc się za danie, które przygotował mu Jarvis.

- Chciałam wyjść na miasto, żeby spotkać się z znajomymi.- powiedziałam, spotykając się z zdziwionym spojrzeniem bruneta.

- Nie obraź się, ale ty masz znajomych?

Zmroziłam go wzrokiem.

- Proszę nie mów, że znowu kolegujesz się z tą małą, przebiegłą, rudą mrówką.- prychnął, posyłając mi rozbawione spojrzenie.

- Zdajesz sobie sprawę, że mówiąc "nie obraź się", wcale nie sprawisz, że się na ciebie nie obrażę?- warknęłam, wstając od stołu.- I jeśli masz na myśli Natashę, to nie, nie spotykam się z nią.- dodałam, odkładając na blat pusty kubek. Nagle, poczułam ucisk na przedramieniu. Syknęłam cicho, spotykając się z spojrzeniem Tony'ego.

- Gadaj co jest.- powiedział stanowczo, a ja wyrwałam się z jego objęcia.- Bo w kolejne kłamstwo nie uwierzę.- dodał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Zagryzłam nerwowo wargę. Jestem w kropce.

- Dobra.- fuknęłam. - Znalazłam sobie pracę.- powiedziałam. 

- Pracę?

- Pracę.

- Ale po co?- popatrzył na mnie, jak na idiotkę. No tak, pyta się osoba, której w życiu praca mocno nie dotknęła.

- Żeby nie zwariować.- wzruszyłam ramionami i wyminęłam Stark'a, ówcześnie klepiąc go po ramieniu. Może dałam mu do zrozumienia, że normalność jest czasem potrzebna? Chociaż nie oszukujmy się. Rozmawiamy z Tony'm Stark'iem. Człowiekiem, którego normalność nie spotyka.

- Ostatnio w ogóle nie rozmawiamy.- zatrzymał mnie w rogu swoimi słowami. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się w jego kierunku.

- Wiem. Myślisz, że mi z tym łatwo?- zapytałam retorycznie. Mężczyzna podszedł i objął mnie ramieniem, a ja pozwoliłam, by moja głowa opadła na jego ramię.

- Tęsknię.- wyszeptał, całując mnie delikatnie w czoło. Uśmiechnęłam się pod nosem i splotłam nasze palce. To prawda, było mi ciężko. Cholernie ciężko. Jednak, jak na razie muszę się trzymać ściśle opisanego planu, którego pierwszy punkt brzmi jasno. Niewiedza Stark'a jest kluczem do sukcesu.

Westchnęłam ponownie, chociaż przez sekundkę delektując się chwilą, którą spędzam z nim.

*


- Jesteś gotowa?- zapytała kobieta, a ja, ciężko dysząc, wywróciłam oczami.

- Nie rozumiem sensu pytania, skoro i tak uderzasz, kiedy chcesz..- przerwałam, czując ból w brzuchu, po właśnie zadanym ciosie. Wyprostowałam się i posyłając dziewczynie groźne spojrzenie, ruszyłam z atakiem w jej kierunku. Wymachnęłam ręką trafiając prosto w brzuch dziewczyny, a gdy ta skuliła się pod wpływem uderzenia, chwyciłam jej głowę i obiłam ją o swoje kolano z taką siłą, by przeciwniczka leżała w bezruchu. Odetchnęłam z ulgą i dumą, gdy zdałam sobie sprawę, że każdy mój trening jest obserwowany i oceniany. Czułam, że brakuje mi już naprawdę niewiele do sukcesu, czym jest przydzielenie do jednego z oddziałów T.A.R.C.Z.A.

Z zamyśleń wyrwało mnie donośne klaskanie. Odwróciłam się na pięcie, by po chwili ujrzeć Natashę, zmierzającą w moim kierunku.

- No brawo.- odpowiedziała z uznaniem wskazując na leżącą przeciwniczkę.- Pokonałaś obiekt, który z łatwością pokona najsłabszy adept.- dodała z jadem, a ja momentalnie opuściłam wzrok na ziemię, czując, krótko mówiąc, porażkę.- Bez urazy.- dodała w kierunku dziewczyny, która zdążyła się podnieść i rzucić wiązkę przekleństw w kierunku Romanoff.- Chcesz się wykazać, Jones?- zapytała, a ja pokiwałam głową.- Zaatakuj mnie.

- Nie, no co ty.- dodałam z nerwowym śmiechem. Raz, że Natasha to moja znajoma, dwa przeciwnik, przy którym moje umiejętności schodzą do poziomu zero. Nie byłam gotowa ani psychiczne, ani fizycznie.

- Zaatakuj, Jones, albo ja to zrobię.- dodała, układając ciało do obrony. Pokręciłam przecząco głową, gdy w dosłownie ułamku sekundy udało mi się odeprzeć uderzenie Romanoff. Spojrzałam na nią przerażona, a ona tylko stała z przyklejonym uśmieszkiem na twarzy, czekając na mój kolejny ruch.

Wzięłam powietrze w płuca, decydując się na niezbyt mocne uderzenie, co było moim największym błędem. Po chwili zostałam powalona na ziemię z takim hukiem, że dam głowę, że całe Stark Tower się zatrzęsło. Podniosłam się obolała, jednak nie straciłam wigoru. Od razu ruszyłam z atakiem, który kobieta bez problemu odparła. Kolejne szły dłonie, nogi, wszystko, co potrafiłam, potrafiła też Natasha. Byłam bezsilna. Miałam ochotę się poddać, jednak znam zasady. Wojownik się nie poddaje.

Nagle, do głowy przyszedł mi pewnien pomysł, powiedziałabym nawet, że szalony. Nie praktykowany, nie używany w teorii. Robiłam tyle, ile moje oczy zapamiętały.

Wzięłam krótki rozbieg i odbiłam się od lin, które nas otaczały. Moje ciało natychmiastowo poleciało na Natashę, a ta, trochę niepewna moich zamiarów, przygotowała się do odbicia ataku. Jednakże nie tego, którego planowałam.

Wskoczyłam na ugiętą nogę dziewczyny, następnie odbijając się, owinęłam swoim ciałem ciało Romanoff, tak, że pod odpowiednim uciskiem między łopatkami, udało mi się zciąć z nóg kobietę, powodując, że obie wylądowałyśmy na ziemię, jednak w kolejności odpowiadającej bardziej mi, niż mojej przeciwniczce. Wykręcając kobiecie rękę, czekałam aż poklepie ziemię trzy razy, a kiedy tego nie zrobiła, zaczęłam się denerwować. Po chwili poczułam jak nogi Natashy balansują w wystarczający sposób, by przerzucić mnie przed siebie. Ponownie uderzyłam z hukiem w twardy materac, krztusząc się przy tym.

- Nieźle.- odparła, pomagając mi wstać.- Ale nigdy nie bądź pewna wygranej, Hope. Nigdy.



a/n

trochę mnie tu nie było, jednak mam nadzieję, że zostawicie po sobie ślad w postaci gwiazdki i skomentujecie, by dać mi trochę motywacji:)

Z góry przepraszam, za biednie opisaną walkę. Marna w tym jestem. Obiecuję, że w następnych rozdziałach będzie więcej Starka.

w wolnej chwili zapraszam na fanfiction z Spider Manem i Isaakiem Lahey z Teen Wolf ( zainteresowani ). :)

Hey Stark! • Tony Stark (Iron Man) *EDYCJA*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz