-Przykro mi, pani Shaw, muszę wymówić pani pracę. - Ręce opadły mi do kolan a szczęka spadła do klatki piersiowej. Ja? Wyrzucona z pracy? Pracownica tygodnia, miesiąca, roku? Jak to do cholery jasnej możliwe.
,,Cześć wszystkim, nazywam się Lea Shaw. Właśnie zostałam wylana i jestem bez grosza przy duszy. Genialne powitanie, to chyba będzie mój nowy sygnał poczty głosowej" pomyślałam, pakując wszystkie papiery do teczki. Moja przyjaciółka, Maddie, w tej chwili miała równie zdziwiony i przestraszony wyraz twarzy jak ja. Z tą różnicą, że w jej ustach spoczywała kanapka i jej szczęka była na miejscu. Wstała nieco ociężale z krzesła i podeszła do mnie z tym nieszczęsnym żarciem w buzi, tuląc mnie do swego ramienia.
-Afufufu hfhfhf amhmhm fofafa - Próbowała wydusić z siebie, licząc na to, że ją zrozumiem. Ostrożnie oderwałam się od niej wyjęłam z jej buzi kanapkę i nadgryzłam ją nieco z drugiej strony.
-Powtórz, Madd. - Westchnęłam, malując na mej twarzy ultrasztuczny uśmiech, tym samym wręczając dziewczynie śniadanie z powrotem do ręki.
-Nie bajaj maleńka, będę Ci pomagać. A teraz leć, znajdziesz przecież nową pracę. - Maddie poklepała mnie po ramieniu i wróciła do biurka, posyłając mi na pożegnanie uśmiech niczym z reklamy dla osób chorych na depresję, mówiący ,,jest ultraźle, ale jest okay, przynajmniej dla mnie!''
Porwałam teczkę w dłoń i popędziłam do windy, rozpinając guzik w koszuli. Co za, kurwa, masakra. Niby chciałam się uwolnić od tej roboty, ale nie w taki sposób. Wyobrażałam sobie, że pewnego dnia przyjdę tu bez teczki, z guzikami w koszuli rozpiętymi do samego stanika, usiądę na stole szefa i krzyknę ,,Bye-bye, dziadek! Znalazłam sobie zajebistą, nową fuchę i sama sobie szefować będę!"
Nie wyszło. Tak bardzo nie wyszło.
Stanęłam przed wieżowcem. Świeciło słońce. Smutna pogoda dla Londynu.
_________
To tylko począteczek. Wstęp. Nie mogłam się po prostu powstrzymać. Tak wyszło.