Aranthira bardzo szybko zadziwiło to, jak szybko mijał czas gdy spędzał go z Thranduil'em. Każda minuta mijała szybciej niż kiedykolwiek sądził. Jednakże nie narzekał na to. W rzeczywistości przyzwyczaił się do tego. Może nawet za szybko. Legolas zdawał się przez to bardziej od wszystkich oddalać, nawet od niego czy swego ojca. Był on powodem przez który Aranthir zaczął się zastanawiać czy wchodzenie w związek z Thranduil'em było aby dobrym pomysłem. Zastanawiał się nad tym zawsze kiedy miał trochę wolnego czasu. Oczywiście, mógł to być jedynie zwykły kryzys, jednakże co jeśli tak nie było? W ogóle się nie kłócili. Czasem myślał jakim cudem to w ogóle możliwe. Kiedy jego żona jeszcze żyła kłócili się średnio raz w tygodniu. Jednakże jej rodzice oraz ich syn, Aernoth nigdy na to nie narzekali. Wiedzieli po prostu że ją kochał. A ona kochała jego. Tym razem jednak była jedna osoba która na to narzekała. I był nią Legolas.
Chmury spowiły nocne niebo. Wyglądało to tak, jakby mogło zacząć padać w każdej chwili. "To źle", pomyślał Aranthir. Kilka dni temu grupka elfów zauważyła gigantycznego pająka chodzącego bardzo blisko ich granicy. Dziś powinni go poszukać, ale... Jeżeli pogoda się nie zmieni i zacznie padać, wszystkie ślady niedługo znikną. Był pewien że wszyscy myślą tak samo. Jednakże mimo to musieli go znaleźć. Wyruszyli o świcie i skierowali się prosto w stronę środka lasu. Oczywiście, mogli kierować się do gniazda pająków, byłoby to jednak bardziej niebezpieczne niż próba znalezienia go gdzie indziej. Po pewnym czasie postanowili podzielić się na cztery małe grupki. Próbowali namówić Aranthira by zabrał kogoś ze sobą, on jednakże odmówił. Lubił robić wszystko po swojemu, spędzać trochę czasu samemu. Poza tym, będzie o wiele łatwiej jeśli nie będzie musiał zajmować się kimś innym podczas misji takiej jak ta. Poszedł na zachód. Na początku naprawdę próbował przyspieszyć, żeby choć spróbować znaleźć tę bestię, jednakże nagle zwolnił. Wątpliwości znów uderzyły w jego umysł. Nie zauważył, że powoli zaczyna zmieniać kierunek. Aranthir wreszcie przystanął i rozejrzał się. Jasne było że jakimś sposobem się zgubił. Było to bardzo dziwne, przebywać w tej części lasu i nie rozpoznawać ani jednego drzewa. Patrzył na każde z nich tak jak wtedy, kiedy był jeszcze mały. Pierwszy raz w swoim życiu pomyślał, że drzewo może wyglądać naprawdę dziwnie. Nie mógł nic usłyszeć. Wszędzie panowała cisza. Pochylił się pod zwisającą gałęzią, i w tym momencie dostrzegł coś białego pośród drzew. Białego i... może trochę świecącego, pomyślał. Jakby nie patrzeć, nie nie dostrzegłby tego gdyby nie świeciło... prawda? Był elfem, nie kolejną z tych istot które mogą bez problemu widzieć w ciemności. Powoli podążył za świecącym przedmiotem, pomimo tego, że jego umysł ostrzegał go głośno że nie powinien podchodzić do czegokolwiek-to-było. Miał jednakże przeczucie, które sprawiło że zignorował te myśli. Po kilku chwilach stał już obok krzaków. To dziwne coś z pewnością tu było. Odgarnął trochę liści, po to by mieć lepszy widok na to co znajdowało się w krzakach. Jego oczy rozszerzyły się lekko na widok dwóch, leżących koło siebie jaj.
- O mój Manwë...- zastygł w bezruchu łapiąc oddech, powoli uświadamiając sobie czym są te rzeczy.
Nie było możliwości by pochodziły od kury lub też jakiegoś ptaka żyjącego w tym lesie. Były zbyt duże dla każdego stworzenia żyjącego w lesie lub też w jego okolicach. Jedno z jaj było białe i lekko świecące, właśnie to które go tu przyprowadziło. Jednakże drugie było o wiele ciemniejsze. Aranthir nie wiedział czy tak ma być, czy też nie, czy coś z tym jajem jest nie tak, czy nie. Ta dwójka NIE POWINNA tutaj być. Były to smocze jaja.
W tej chwili nie wiedział co powinien zrobić. Zabrać je gdzieś? Nie miał na to czasu, nie wspominając już o takim miejscu. Zostawić je? Była to prawdopodobnie najlepsza opcja... ale... Te jaja miały coś w sobie. Nie mógł ich tak po prostu zostawić. Co jeśli wyklują się zaraz kiedy odejdzie? Oczywiście, nie powinien się tym przejmować. Prawdopodobnie są to smoki, mogą się sobą zająć... prawda? ...Nie. Jest szansa że są to smoki, ale nawet jeśli, będą zbyt małe i słabe zaraz po wykluciu. Nie było prostego wyjścia z tej sytuacji. Rozejrzał się szybko. Widząc że nikogo nie ma nadal w pobliżu zdjął swoją pelerynę i zawinął w nią jaja. Następnie szybko wrócił do Mrocznej Puszczy. Wiedział, że już dawno zauważyli jego nieobecność... O ile w ogóle jakiś czas upłynął. Na szczęście, pozostałe elfy ledwo co wróciły z misji, więc nikt nie kłopotał się by powiedzieć mu że przyszedł spóźniony. Poszedł do swojej komnaty i zamknął drzwi za sobą. Następnie położył jaja na łóżko i rozwinął pelerynę. Przyglądał im się przez kilka minut. Zastanawiał się, czy ich matka zostawiła je tu, czy też zostały one ukradzione. Próbował sobie to wyobrazić, jednakże zamiast tego przed oczami stanęła mu jego żona, obserwująca jak zabierają ich syna. Pokręcił głową. Wspomnienia powróciły do niego, jednakże tym razem odepchnął je od siebie. Aranthir uśmiechnął się lekko. Było coraz lepiej. Nagle zauważył, że ma jeszcze coś do zrobienia. Położył jaja na podłodze, obok swojego łóżka i wyszedł z pokoju.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Thranduil westchnął cicho, siedząc w swojej komnacie. Wrócił przed chwilą ze spotkania ze strażnikami oraz elfami które powróciły z misji. Nigdzie nie było widać pająka, mimo to jednak wiedzieli że jest już na granicy. Pozostałe pająki wydawały się go bać, być może nawet czuły pewien respekt wobec nowo przybyłego. To na pewno nie będzie pomocne, zważając na to że muszą znaleźć pająka zanim reszta dotrze zbyt blisko pałacu. A to może się zdarzyć w każdym momencie. Zgubili go.
Nagłe pukanie przywróciło go do rzeczywistości.
- Wejść - powiedział, zerkając na drzwi.
Szybko rozpoznał blond włosy swojego syna. Król uśmiechnął się lekko, i otworzył usta by powitać Legolasa, jednakże zanim zdążył powiedzieć cokolwiek jego syn uniósł dłoń.
- Ojcze, chcę porozmawiać z tobą o czymś - powiedział, jego głos był przepełniony niedowierzaniem i złością.
- Nie ma powodu by tak się denerwować - zaczął, jednakże jego syn przerwał mu szybko.
- Właśnie jest. Może gdybyś nie był taki ślepy dostrzegłbyś, że coś jest nie tak. Może powinieneś patrzeć na to, co dzieje się wokół ciebie, w tym pałacu, a NIE w całym lesie czy też poza granicami królestwa. - stawał się coraz bardziej wściekły z każdym słowem.
- Legolasie, mój synu, o czym ty mówisz? - zapytał, lekko zszokowany tym, że jego syn mówi takie rzeczy.
- O czym mówię? - zadrwił. - Mówię o Aranthirze, ojcze. Jesteś ślepy, ŚLEPY, ponieważ nie widzisz tego co robi. Mógłby tu wpuścić jednego z pająków, albo nawet i orka, a ty byś tego nie zauważył.
Przerwał, obserwując swojego ojca. Był to pierwszy raz, kiedy otwierał się do niego w taki sposób... Nawet jeśli mówił o jego kochanku. To nie miało znaczenia. Po kilku chwilach wahania zdecydował się zapytać go o coś.
- Synu... Dlaczego mówisz te rzeczy?
- Nie robiłbym tego, gdybym nie miał żadnego prawdziwego powodu. Ale jest taki. I prędzej czy później może stać się bardzo niebezpieczny dla nas wszystkich.
Siedział w ciszy, słuchając opowieści Legolasa. Po wszystkim wstał z krzesła i oba elfy opuściły komnatę.
CZYTASZ
Thranduil x Aranthir [PL]
FanfictionPrzetłumaczone przeze mnie na prośbę siostry. Pomyślałam że tu to wstawię, jako że niektórzy mogą sobie średnio radzić z anglikiem, a samo tłumaczenie jest łatwiejsze nieco niż pisanie oryginałów po angielsku. Jeżeli będą jakieś gafy to z góry prze...