Rozdział 4

256 19 0
                                    

Minęły dwa tygodnie od ich pierwszego pocałunku. Thranduil musiał przyznać, że te dwa tygodnie były najlepszymi tygodniami w jego życiu. Był taki szczęśliwy że wszystko wróciło do normalności... albo i nie. Było nawet lepiej. Czuł się tak, jakby mógł krzyczeć przez cały czas. Wszystko co Aranthir zrobił przez te dwa tygodnie sprawiło że był taki szczęśliwy... Jednakże ciemno włosy elf stanowczo odmówił mówienia komukolwiek o ich związku. Jedyną osobą która widziała ich całujących się przez dwa tygodnie był Legolas. Oczywiście, mógł być nieco zszokowany po zobaczeniu jego ojca całującego się z innym mężczyzną, jednakże jeśli nawet tak było, to nie dawał im tego do zrozumienia. Prawdopodobnie to przebolał, jak sądził Thranduil. 

Tego ranka Thranduil obudził się trochę później. Cóż... Może nawet więcej niż "trochę później". Usiadł na łóżku.. by uświadomić sobie że jest już południe. Otworzył szerzej oczy.

"O Valarowie, JAK?" pomyślał.

Wyskoczył z łóżka i pobiegł by wziąć szybką... naprawdę szybką kąpiel. To nie było w jego stylu i wiedział o tym aż za dobrze, ale był spóźniony o jakieś trzy czy nawet cztery godziny. Pytał sam siebie, jak jest możliwe by spać aż tyle. Racja, wypili wczoraj wieczorem trochę wina, jednakże to nie oznaczało że musiał spać kilka godzin więcej. "Chwila." Przystanął na jedną myśl. Rozejrzał się po swoim pokoju z jedną myślą w jego głowie. Gdzie jest Aranthir? Wiedział że był tutaj wczoraj wieczorem. Przecież widział go, gdy obudził się wtulony w niego około północy. Jednakże nie było go tu teraz. "No cóż", pomyślał. Prawdopodobnie poszedł cicho do swego pokoju by go nie obudzić. Thranduil zdecydował że spyta go o to później. Wychodząc z pokoju założył swą królewską maskę. Teraz musiał być poważny. Nie jest już w swojej komnacie ze swoim ukochanym, zmierza do sali tronowej. Przeszedł przez korytarz i wszedł do pomieszczenia. I wtedy zobaczył ukochanego rozmawiającego z jego synem. 

Legolas szybko go zauważył i spojrzał na ojca.

- Ojcze - mówił spokojnie, jednakże Thranduil łatwo zauważył trochę złości w jego oczach. - Czy mogę wiedzieć dlaczego przybyłeś tak późno? Spodziewałem się zobaczyć cię wcześniej. 

- Mój synu, nie czułem się wystarczająco dobrze by przyjść wcześniej - postanowił kłamać. Kłamać, pomimo świadomości, że jego syn nie weźmie tego na poważnie. 

- Och, doprawdy? Nie widziałem żadnego medyka przy twojej komnacie.

"Co?" Thranduil zapytał sam siebie.

Spojrzał na Aranthir'a, mając nadzieję że pomoże mu się z tego wyplątać. Ale ciemno-włosy elf tylko mu się przyglądał. Wydawał się wyraźnie znudzony sytuacjami jak ta. Thranduil'a to nie dziwiło. To nie był pierwszy raz kiedy to się zdarzało. Oczywiście, powiedział swojemu synowi o byciu w związku ze swoim przyjacielem, jednakże oczekiwał czegoś innego. Być może był ślepy. Może myślał że to zaakceptuje. Że zaakceptuje to, że jego ojciec jest z kimś innym po śmierci jego matki.

Legolas zmarszczył brwi i zerknął na Aranthir'a.

- A może to ON pomagał Ci w nocy? - młody elf patrzył na niego, jakby ten zabił jednego z jego przyjaciół.

- Legolasie, wystarczy... - powiedział wreszcie. Jego syn popatrzył na niego jedynie z niedowierzaniem i wyszedł z sali tronowej.

Obserwował drzwi przez kilka chwil, po czym westchnął cicho. Aranthir podszedł bliżej i pochylił się nad jego ramieniem. 

- Mówiłem Ci  że powiedzenie komukolwiek będzie złym pomysłem. Zobacz co dzieje się z twoim synem. Nienawidzi mnie teraz, tak jak przypuszczałem - wyszeptał mu do ucha.

- Myślałem że..- zaczął, jednakże Aranthir mu przerwał.

- Co myślałeś? Że wszystko będzie w porządku? - obserwował go przez kilka chwil, po czym potrząsnął głową. - Nie, Thranduil'u. Nic nie będzie już tak samo między tobą, twoim synem a mną. 

I musiał przyznać mu rację. Podszedł do tronu i usiadł na nim, Aranthir zaś podążył za nim i usiadł mu na nogach. W takich momentach jak ten Aranthir pozwalał na całowanie oraz coś więcej. Jednakże tylko dlatego że byli sami. Nie pozwalałby gdyby wiedział że ktoś może sobie tak po prostu wejść jak gdyby był to ogród lub las. To była sala tronowa... Mimo to Thranduil wiedział że każdy może wejść w każdym momencie. Po prostu nie chciał tego powiedzieć głośno.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy wyszli z sali tronowej była prawie dwudziesta trzecia. Jedyną rzeczą jaka niepokoiła Thranduil'a było to, co robi teraz jego syn. Wiedział że nie powinien się martwić, jednakże z pewnego powodu... tak było. Może dlatego że miał rację. Może dlatego że wiedział o wszystkim co działo się w jego komnacie. 

Przybyli na miejsce zanim zdążył się zorientować. Tak właśnie było zawsze od ich pierwszego pocałunku. Aranthir przyciągnął go bliżej i pocałował namiętnie. Położyli się na łóżku i wtulili w siebie nawzajem. Thranduil uśmiechnął się gdy Aranthir pocałował go lekko w czoło. Nie zauważyli nawet gdy drzwi uchyliły się lekko.


Thranduil x Aranthir [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz