17 (część I)

103 11 5
                                    

- Jesteś niemożliwy! - krzyknęłam, zanosząc się śmiechem.
- Wszystkiego najlepszego jeszcze raz, skarbie - Drew wyciągnął z pudełka naszyjnik i zawiesił mi go sprawnie na szyji, po czym pocałował mnie w nią delikatnie.
Przez całe moje ciało przeszło mrowienie, mimo, że to nie jest pierwszy raz kiedy całuje mnie w szyję.
Mój związek z Drew jest na tyle piękny, że przy każdym, nawet najmniej istotnym szczególe, takim jak robienie zakupów czy oglądanie filmów czuję się, jakbym robiła z nim to po raz pierwszy.
Zawsze, gdy mnie całuje, przedziera się przeze mnie ciepło, a puls nagle przyspiesza, jakbym miała trzynaście lat i był to mój pierwszy w życiu pocałunek.
Obróciłam się do niego tak, by stanąć z nim twarzą w twarz.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję! - mruczałam mu prosto w usta, on odpowiedział szerokim uśmiechem - musiał być naprawdę drogi - szepnęłam, delikatnie dotykając zawieszki naszyjnika - serce, które pokrywało mnóstwo małych, ale z całą pewnością szlachetnych kamieni.
- Tym się nie przejmuj, póki mi i mojej rodzinie nic nie brakuje mogę sobie pozwolić na takie prezenty - ujął mnie za ręce - w końcu nie kilka razy przeżywa się osiemnaste urodziny! - wyszczerzył się nieśmiało.
Chwyciłam go pod pachę i pomaszerowaliśmy do naszej ulubionej kawiarni w całym Londynie, 2 LOVE.
W lokalu pachniało świeżo zmieloną kawą, mlekiem i cynamonem.
Zamówiliśmy to co zwykle, czyli szejk waniliowy na współkę i czekoladowe lava cake.
Po rozmowie na temat tego, czy wierzymy w kosmitów i czy dziura ozonowa naprawdę istnieje, Drew nagle spoważniał.
- Słuchaj, Pay, muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego.
Zmarszczyłam brwi na jego słowa.
- No, to mów - uśmiechnęłam się zachęcająco, opierając łokcie na drewnianym stoliku.
W drzwiach co chwilę dzwonił dzwonek oznajmiający przybycie kolejnego klienta.
Jego dźwięk wyrywał mnie z chęci skupienia się na jego myśli, którą miał zamiar mi przekazać.
- No widzisz, bo sprawa wygląda tak, że przyjęli mnie na studia.
Otworzyłam oczy ze zdziwienia i szczęścia, zakrztusiłam się szejkiem, ale po chwili pisnęłam ze szczęścia.
Nie chciałam odwalać miłosnych scen na środku kawiarni, więc chwyciłam go za ręce i splotłam ze swoimi.
- To wspaniale, Drew, Jezu! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Gratuluję ci, załużyłeś na jak najlepszą przyszłość - pocałował obie moje dłonie jednocześnie.
Odłożył je spowrotem na stół i popatrzył mi w oczy pustym wzrokiem.
W powietrzu wyczuwałam narastający niepokój, jednak starałam się nie zwracać na niego uwagi.
- Właściwie, to nie jedna uczelnia zaoferowała mi miejsce w swojej placówce.
- Kto cię przyjął?
- Wszystkie, oprócz Harvarda - prychnął - w sumie nawet nie chciałem tam iść.
- Wszystkie, czyli jakie? - spytałam grzecznie, chcąc jak najszybciej dostać konkretną odpowiedź.
- Cambridge, ICL, University of Melbourne, Oxford...i wybrałem Yale.
- To fajnie że masz tyle uczelni do wyboru, a co wybra... - kontynuowałam, kiedy dotarło do mnie co Drew przed chwilą powiedział - chwila, co? Jakie Yale? Przecież nie ma innego Yale jak ten w New Heaven.
- No, to właśnie zamierzałem ci powiedzieć...
- Czy ja dobrze słyszę? - syknęłam - mój chłopak będzie przyjeżdżał kilka razy do roku, prawdopodobnie na święta i urodziny, bo będzie studiował na Yale? W Ameryce? - założyłam ręce na piersi, nerwowo kręcąc głową.
- Chciałem ci zaproponować, żebyś przeniosła się tam razem ze mną.
Położyłam powoli otwarte dłonie na chłodnej, drewnianej powierzchni stolika.
Nachyliłam się do niego lekko.
- Został mi ostatni rok nauki. Nie opuszczę Londynu dla Ameryki w tym momencie.
- Możesz to jeszcze przemyśleć, do rozpoczęcia semestru na Yale został jeszcze miesiąc - powiedział zachęcająco, jednak ja nie chciałam tego słuchać.
- Dlaczego Yale? ICL to dla ciebie za mało? - w kącikach oczu pojawiły się pierwsze, przepełnione goryczą łzy - nie możesz mnie tu zostawić, Drew.
- Kocham cię Paige, dlatego ci to proponuję. Wiesz, że przyszłość jest dla mnie ważna. Yale to duży zaszczyt. Zdobyłem respekt rodziców; chyba nie spodziewali się, że w moim przypadku... Sama pomyśl, Pay! To Ameryka! Connecticut i samo w sobie - Yale! Spełnienie moich marzeń...
Zawachałam się na chwilę.
- Myślałam, że to ja nim jestem.
- Hm? - spojrzał na mnie spod szejka.
Jego oczy pod przymrużonymi powiekami i wachlarzu z długich, gęstych rzęs świdrowały mnie na wylot wyczekując odpowiedzi.
- Myślałam, że jestem spełnieniem twoich marzeń - spuściłam głowę żałośnie - sam tak mówiłeś, kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić.
Smutek przebijał się przez moje ciało, straciłam siłę i werwę, chciałam wrócić do domu i na spokojnie przemyśleć sobie moje życie z Drew, mając na wglądzie jego przeprowadzkę do Stanów.

Było mi z nim bardzo dobrze przez te sześć miesięcy.
Dbał o mnie, troszczył się, żebym wolnych wieczorów nie musiała spędzać sama, chyba, że byłam wcześniej umówiona z Brendą - dziewczyną, którą poznałam w sklepowej kolejce.
Jest w moim wieku, ale chodzi do innego liceum niż ja.
Bardziej porządnego, gdzie zdecydowanie większość ludzi wie czego chce w życiu i zajmuje się sobą.
Moim związkiem z Drew stopniowo zaczęła interesować się cała klasa, łącznie ze Stacey, która - jakby nie było - ma już swojego pana Tradlera.
Zaczęła być dla mnie dużo milsza, wypytywała się o to, jak się czuję, jakie studia wybiorę.
Raz nawet podjechała grafitowym Porsche swojego sugar daddy pod mój dom z pytaniem "Cześć Paige, masz może w domu cukier?".
Zbyłam ją z paczką białych kryształków, a ona wsiadając do samochodu nerwowo oglądała się na dom mojego chłopaka, mając nadzieję, że pojawi się w oknie wychodzącym z kuchni.
Drew stał się popularny w całym mieście praktycznie zaraz po przeprowadzce - dostał się do jednej z najlepszych drużyn piłkarskich w całym Londynie - Tottenham Hotspur.
Kiedy dziewczyny z mojej szkoły dowiedziały się kim on jest, od razu zyskałam miano "normalnej, przyzwoitej obywatelki Londynu" jak i "całkiem spoko laski, która chodzi do naszej szkoły".
Bo w końcu taki ktoś jak Drew Summers nie umawia się z byle kobietą.

Nie chciałam wyprowadzać się z Londynu.
Kochałam go, a myśl o tym, że straciłabym kolejną ważną dla mnie osobę zaczęła ciążyć mi na sercu coraz bardziej i bardziej.

- Bo jesteś, Paige. Jesteś spełnieniem przynajmniej dziesięciu moich marzeń. Ale tym jedenastym było Yale.
Zamknęłam oczy na chwilę, po czym otworzyłam je powoli.
Wszystko w okół mnie było coraz bardziej rozmyte.
- Proszę, pojedź ze mną. A przynajmniej zastanów się nad tym. Nawet jeśli nie wypali, możesz do mnie przylatywać co dwa tygodnie, jeśli chcesz.
Na stolik zaczęły skapywać pierwsze łzy, które starałam się powstrzymać.
- Skończ, Drew. Od jak dawna o tym wiedziałeś? Jak długo chciałeś zwlekać z powiedzeniem mi o tym?
- Dowiedziałem się miesiąc temu.
Wstałam od stolika.
Moje krzesło wydało irytujący odgłos, kiedy przesunęłam nim po kafelkach, którymi wyłożona była podłoga.
Pare osób zwróciło swój wzrok w naszą stronę, ale chwilę potem wrócili do swoich rozmów.
Drew chwycił mnie za rękę i przyciągnął w swoją stronę, wstając.
- Nie obrażaj się na mnie, nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć...
- Ale wiedziałeś, że kiedyś będziesz musiał, i akurat padło na moje urodziny! - odepchnęłam go - Ale z ciebie dupek, Drew.
Ściągnęłam szybko naszyjnik, który od niego dostałam i cisnęłam nim o stolik.
- Zrywasz ze mną? - powiedział łamiącym się głosem.
- Nie. Muszę to sobie przemyśleć - z kieszeni spodni wyciągnęłam banknot dziesięcio funtowy i położyłam przed jego nosem.
- Dzięki za szejka. Za ciasto płacę ja.
I wyszłam, zostawiając mojego chłopaka, łzy i smutek, w mojej ulubionej londyńskiej kawiarni.

INVISIBLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz