Rozdział 1

3K 239 19
                                    

Zielonooki wpatrywał się ze złością w nauczyciela, a po chwili przeniósł swój wzrok na szyderczo uśmiechniętego arystokratę. W chłopcu potęgowała się odczuwana już wcześniej złość. Wiedział, że to on zostanie obarczony winą za całe zajście, spojrzał kątem oka na gapiów. Wszędzie głupie uśmiechy bądź złośliwe spojrzenia. Nikt nie przejmował się zbliżającą się wojną, nikt nie wierzył, że Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać powrócił. Woleli żyć w swojej niewiedzy i nazwać go kłamcą.

Ciemnowłosy spojrzał znowu na postać przed sobą, znienawidzony nauczyciel wręcz mordował go wzrokiem. Miał się ochotę roześmiać, gdy pomyślał że jest to jedyna osoba, która nie zmienia o nim zdania po przeczytaniu kolejnego artykułu w Proroku Codziennym.

Cóż, za ironia, pomyślał próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Pewnie przekonałby ich tylko w słowach wypisywanych w gazetach.

Mistrz Eliksirów nie wydawał się zadowolony z obowiązku przerwania bójki między uczniami już pierwszego dnia zajęć, w nowym roku szkolnym. Szczególnie gdy w grę wchodziło to kto brał w niej udział.

Draco Malfoy i Harry Potter.

Uczniowie, którzy z zainteresowaniem jeszcze parę minut temu oglądali starcie dwóch młodzieńców, teraz wydawali się rozważać ucieczkę z dala od przerażającego profesora. Nie mniej ludzka ciekawość trzymała ich w miejscu. Jak sępy wpatrywali się w młodzieńca, który został okrzyknięty kłamcą.

Twarze byłych przyjaciół teraz tak bezbarwne, gdy wpatrywały się w Harry'ego. Nie było na nich żadnych cieplejszych emocji, cienia frustracji za niesprawiedliwość zaistniałej sytuacji. Po prostu zwykła obojętność, przeplatana z niechęcią.

- Gryffindor traci dziesięć punktów za rozpoczęcie tego przedstawienia i złamanie regulaminu przez pana Potter'a. Dodatkowo obaj macie w piątek szlaban, a teraz rozejść się! - oznajmił czarnooki mężczyzna, głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Posyłając zebranym wściekłe spojrzenie odszedł. Malfoy posyłając Wybrańcowi złośliwe spojrzenie, poprawił swój strój i skierował się w stronę grupki przyjaciół z domu Slytherina.

Harry wpatrywał się w pustoszejący powoli korytarz.

Złość powoli go opuszczała zostawiając zmęczenie. Poprawił nerwowo okulary i schylił się po porozrzucane rzeczy. Mając już wszystko oparł się o chłodną powierzchnie okna. Pochmurne niebo i cichy deszcz wprawiały go w jeszcze bardziej melancholijny nastrój.

To wszystko powoli go przerastało. Nie rozumiał co się dzieje.

Nie potrafił zrozumieć tej całej nienawiści, którą mu okazywano od kiedy jego nazwisko wypadło z Czary Ognia. Czemu się od niego odsunięto? Czemu nikt mu już nie ufał i każdy tak skrycie ukrywał przed nim informacje, które mogły być tak ważne.

Chłopak czuł się przytłoczony, jakby się dusił w tych negatywnych emocjach. Ludzie wokół wydawali się równie sztuczni jak jego uśmiech. Nikt nie wydawał się brać go na poważnie, choć jeszcze do niedawna każdy pokładał w nim nadzieje i wszelkie radości.

Był przecież Chłopcem, Który Przeżył, kimś kto ich uratował w najciemniejszym momencie ich życia od potwora, który ich terroryzował. Skoro tak szybko stracili wiarę w niego, jak mógł na nich liczyć?

A może to znaczyło, że został sam? Że to on musi stanąć naprzeciwko Voldemorta i Śmierciożerców. Tylko czy w tym wypadku jest szansa, że to przeżyje?

- Harry? - słysząc swoje imię oderwał wzrok od ponurego widoku. Obok niego stała Ginny. W jej jasnych oczach błyszczało zmartwienie. Natomiast chłopak spiął się. Widok dziewczyny przypomniał mu o tym dziwnym śnie, który nawiedzał go przez całe wakacje.

- Coś się stało Ginny? - zapytał wreszcie, jak gdyby nigdy nic. Poprawił torbę z książkami na ramieniu i przyglądał się dziewczynie, która zmierzyła go wzrokiem. Uśmiechnął się uspokajająco by pokazać, że wszystko z nim okej. Jednak troska w orzechowych oczach nie zniknęła.

- Nie, po prostu odkąd się spotkaliśmy w Kwaterze to... jesteś jakiś bardziej odległy. - powiedziała cichym głosem, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Pamiętała jak rodzice pouczali ją i resztę by nie rozmawiać w szkole o Zakonie Feniksa i Kwaterze Głównej. Nie mniej niektóre sytuacje wymagały złamania danego słowa.

Szczególnie, gdy twój przyjaciel zaczyna wyglądać jakby coś ukrywał i izoluje się od innych. Ginny próbowała sobie wmówić, że to tylko to. Że nie ma z tym nic wspólnego zadurzenie w starszym chłopaku.

- Wydaje ci się...

- Nieprawda! - syknęła ze złością.

Postawą przypominała teraz swoją matkę. Ręce na biodrach, złość w oczach i usta zaciśnięte w wąską linie, gdy piorunowała zielonookiego chłopaka wzrokiem. Ten westchnął wiedząc, że teraz dziewczyna nie odpuści.

Nie miał na to ochoty. Czuł się zmęczony i nie miał siły na kłótnie i kolejne kłamstwa. Wiedział, że nie jest najlepszym kłamcą, ale umiał udawać, że jest dobrze i się tego trzymać. Po co miał martwić innych. Trwała wojna, Voldemort wciąż mordował niewinnych, a on nie mógł nic zrobić. Jeszcze oskarżenia Ministerstwa, które upierało się, że Czarny Pan nie wrócił.

To wszystko po prostu było ponad jego siły. Inni mogli wierzyć, że wie co robić, ale on miał pustkę w głowie. Był tylko dzieckiem, które zostało postawione na piedestale chwały, ze względu na wydarzenie, którego nawet nie pamiętał.

- Harry martwimy się o ciebie. Unikasz nas. Wyglądasz jakby brakowało ci snu i jesteś wręcz cieniem siebie. Jeśli się obwiniasz o śmierć Cedrika...

- Ginny, nie. - szybko powstrzymał niższą koleżankę od dalszych teorii spiskowych.

Czuł się winny, że nie umiał pomóc chłopakowi na cmentarzu, ale udawało mu się odcinać od tego uczucia. Powoli zaczynał rozumieć, że nic nie mógł zrobić. Voldemort był silniejszy nawet w tak zatrważającej formie i wciąż wzbudzał strach w swoich poplecznikach. Glizdogon pokonał go przecież bez problemu. On nawet nie stawiał mu oporu zbyt zajęty wpatrywaniem się w martwego bruneta.

- Rozumiem, że Ron i Hermiona już z tobą rozmawiali, ale ja po prostu... potrzebuję trochę samotności. Muszę przemyśleć parę spraw i wolę robić to sam.

- Ale Harry...

- Przykro mi, ale ja naprawdę tego potrzebuję Ginny. - oznajmił chłopak, patrząc na nią ze szczerością w oczach.

Widział, że to ją w jakiś sposób przekonało. Rudowłosa posłała mu smutne spojrzenie, a następnie podeszła bliżej i przytuliła chłopaka. Gdy się od siebie odsunęli na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.

- Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć Harry. - po tych słowach z lekkim rumieńcem stanęła na palcach i cmoknęła go w policzek. Następnie speszona odeszła w głąb korytarza.

Chłopak stał za to ze zdziwieniem w miejscu. Słyszał od Rona o zauroczeniu Ginny, ale nie myślał, że dziewczyna zacznie to jakoś okazywać. Była urocza i wiedział, że mógł z nią porozmawiać w razie problemu, ale traktował ją tylko i wyłącznie jak przyjaciółkę i nic więcej. Była w końcu siostrą jego najlepszego przyjaciela.

Nigdy nie myślał o Ginny w kontekście dziewczyny. To była po prostu Ginny. To tak jakby miał myśleć o związku z Hermioną lub Luną, nie wyobrażał sobie tego. Poza tym, nie mógł myśleć o jakichkolwiek relacjach większych niż przyjaźń kiedy wojnę było aż czuć w powietrzu, a on jest jednym z najważniejszych pionków w niej.

Najlepiej jakby nie miał żadnych relacji z ludźmi, to by było prostsze i nie narażałby na niebezpieczeństwo innych. W końcu jest Chłopcem, Który Przeżył, a przyjaciele takich osób to dość cenny cel w czasie wojny. Ale był zbyt egoistyczny by zerwać więź jaką ma z Hermioną, Weasley'ami, Luną czy Nevillem.

Potrzebował ich, nawet jeśli byli przez niego nieświadomie wciągani w sam środek wojny.

Stay again // tomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz