Wszyscy wstrzymali oddechy, bo jeszcze nikt oprócz Rona i Hermiony, nie słyszał opowieści Harry'ego o tym, co wydarzyło się w ową noc, w którą zginą Cedrik. Wytrzeszczali oczy to na Harry'ego, to na profesor Umbridge, która podniosła głowę i wpatrywała się w niego bez cienia wymuszonego uśmiechu na twarzy.
- Śmierć Cedrika Diggory'ego była skutkiem nieszczęśliwego wypadku. - powiedziała chłodno.
- To było morderstwo. - rzekł Harry, który cały się trząsł. Do tej pory niewielu osobom to powiedział, a już na pewno nie mówił tego trzydziestce łowiących każde jego słowo koleżanek i kolegów. - Zabił go Voldemort i pani dobrze o tym wie.
W klasie zapanowała cisza jak makiem zasiał. Każdy wpatrywał się w pobielałą twarz nowej profesor Obrony przed Czarną Magią, oczekując jej wrzasków i kolejnych zaprzeczeń. Kobieta jednak mimo wyraźniej wściekłości w spojrzeniu, nic nie powiedziała.
Czarnowłosy z zaczerwienionymi ze złości policzkami i błyszczącymi oczami wpatrywał się w nią, czekając. Wiedział, że nie ma możliwości by puściła mu płazem podważanie jej autorytetu. Jej i Wielkiego Ministra Magii, w którego wspaniałą osobę była tak ślepo zapatrzona. Swoim oddaniem przypominała Harry'emu Śmierciożerców. Oni też to utraty tchu, a nawet życia bronili by honoru swojego mistrza. Nie liczyła się prawda, liczyło się to, w co oni wierzyli i w co uwierzą ludzie.
Wpatrywała się w Chłopca - Który - Przeżył z czymś w rodzaju mściwej satysfakcji, gdy pochyliła się nad wyciągniętym z szuflady pergaminem. Pióro nakreśliło na papierze pochyłe litery z paroma eleganckimi zawijasami.
Kobieta przywołała do siebie ucznia. Zwinęła pergamin w ciasny rulon i podała go zielonookiemu.
- Zanieś to do gabinetu profesor McGonagall. Migusiem, Potter. - jej przesłodzony głos, ociekał sztuczną uprzejmością. Jej oczy błyszczały zadowoleniem, gdy wpatrywała się w ucznia, który opuszczał klasę. - Skoro już wszystko jasne, to otwórzcie podręczniki na pierwszym rozdziale i dokładnie go przeczytajcie...
*
Harry szedł przed siebie, nawet nie zwracając uwagi w którą stronę się kieruje. W dłoni trzymał mocno zaciśnięty pergamin od swojej profesor, a w oczach lśniła mu tylko nienawiść. Uwielbiał lekcje OPCM'u, ale przez nową nauczycielkę miał ochotę nauczyć się paru czarnomagicznych zaklęć i wypróbować je na jej osobie. Denerwował go sam jej wygląd, fałszywy uśmiech i otaczający ją róż. Chodząca ropucha.
Wiedział, że powinien być teraz u McGuczniów, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że gdyby pojawił się u niej w takim stanie... w takiej furii, nie skończyłoby się to dobrze dla niego. Wolał odetchnąć. Dlatego chodził po korytarzach Hogwartu, którego nazywał domem.
Zatrzymał się przy jednym z portretów wiszących na ścianach. Przedstawiał on czarownicę, na pewno bogatą i z jakiegoś bardzo starego rodu. Miała długie czarne włosy oraz pięknie zdobioną zieloną suknie, oczarowała chłopaka. Była piękna choć pewnie nie należała do najmłodszych kobiet. Jej rysy były czysto szlacheckie, zacięty wyraz twarzy oraz duma z jaką podnosiła swój podbródek, przypominał Harry'emu ród Black'ow. Oni też pokazywali swoją wartość, wiedzieli, że są potężnym rodem, choć wiele uważało ich za szaleńców. Jedne co nie pasowało w tym portrecie aby kobieta była Black'iem, to jej oczy.
Ciemno szare, niemal srebrzyste i niezwykle piękne oczy. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że oczy świeciły, miały tak wyraźny kolor. Kobieta dokładnie obserwowała młodzieńca, a on ją.
Na chwile chłopak oderwał swój wzrok od czarownicy i przeczytał podpis pod portretem.
- Annabella Herpon, witaj Annabell. - Harry uśmiechnął się do portretu, a kobieta odwzajemniła ten uśmiech.
- Witaj, Harry Potterze. Miło cię widzieć. - Jej lekki wschodni akcent działał hipnotyzująco dla uszu Wybrańca. - Mogę spytać co cię sprowadziło na mój korytarz? Rzadko tu widzę uczniów, zwłaszcza tych nie należących do domu Slytherina.
Harry oprzytomniał i dopiero teraz rozejrzał się gdzie jest. Nie rozpoznawał tej części budynku, możliwe, że jest to część bardziej Ślizgońska, jak sama Annabell uznała. Chłopak zaczął się zastanawiać, skoro jej porter tu wisi, to czy ma jakieś powiązania ze Slytherinem? Spojrzał jeszcze raz na kobietę, wyglądała na czystokrwistą, Harry widział ją oczami wyobraźni w wieku nastoletnim, w szacie szkolnej, a na piersi miała znak węża. Tak, Annabell idealnie pasowała do tego domu.
- Zamyśliłem się, jeśli mam być szczery. - Kontakt wzrokowy jaki utrzymywali był wręcz intymny. Chłopak poczuł się lekko zawstydzony, jednak kontynuował. - Herpon? Mogę wiedzieć kim jesteś? Skąd takie nazwisko?
- Oh, mój drogi. Nigdy nie słyszałeś o czarodzieju imieniem Herpon? - Kobieta zaśmiała się lekko przeczesując swoje włosy. Harry nie rozumiał jej rozbawienia, nigdy nie słyszał takiego imienia, nie mógł sobie przypomnieć nawet czy Hermiona o kimś takim mu mówiła. - Czyli nie? Jestem zawiedziona tym czego dowiadujecie się na lekcjach!
- Mogę spytać kim był Herpon? Kim był dla pani? - zapytał nieśmiało.
- Drogi chłopcze, dla mnie był tylko wspomnieniem. Moje nazwisko to jego imię, gdyż jego nazwisko wstyd wymawiać. Głupcem go nazwali i skazali na śmierć, choć nigdy nie umarł. Stworzył bestię i choć umiał ją kontrolować, sam stał się nią. Jesteś jego potomkiem, jak i ja, choć z naszej dwójki to ja noszę jego imię. Ty daleki krewny, ja bliskie mam kontakty z jego krwią. Dlaczego o nim zapomniano, tyle stworzył, może nie dla Jasnej Strony, jak to teraz mówicie, ale dla samej magii...
"Głupcem go nazwali", teraz Harry zrozumiał o czym mówiła Anna. Przypomniał sobie jak kiedyś z ciekawości zaczął czytać "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć", które zakupił na pierwszym roku. Była tam wzmianka o greckim, bardzo starym, czarodzieju, który stworzył pierwszego bazyliszka. Nazywał się Herpon Podły, przezywany inaczej Głupcem. Jednak nic więcej o nim nie wiadomo, po prostu żył i połączył dwa jaja ze sobą tak, że stworzył to co prawie go zabiło na drugim roku. Teraz już wiedział, że dobrze zrobił chodząc bez celu po szkole, odnalazł przodka, kogoś kto mu pomoże.
- Bazyliszek. O tej bestii mówisz prawda? Dlaczego twierdzisz, że oboje mamy kontakt z jego krwią? Przecież nie wiadomo nic o tym czarodzieju.
- Słyszałam jego historię od mojej matki, a ona od swojej, a ta od samego Herpona. Pokonał on śmierć, w taki sposób ja się narodziłam. Tylko dwa pokolenia mnie dzielą od tego maga, choć nie szłam jego ścieżkami. Znam mroczą magię, jednak dobrze czuję się w świetle. Przypisują mnie do węży, choć bliżej mam do ptaków. Ale co zrobić, więzy krwi silniejsze. A ciebie Harry... to pewne, że masz w żyłach jego krew, mało to prawda. Mowa węży, Harry, dał nam to Herpon. On jest jednym z pierwszych. On stworzył wszystko co teraz kojarzy ci się ze Slytherinem. On jest ojcem węży. Salazar to tylko dobry czarodziej, Herpon był silniejszy, mroczniejszy. Był wężem. Ty jesteś wężem.
- Ja nie, znaczy, to nie moja krew. To Voldemort... on, gdy ja byłem mały. To nie tak!
Harry wykrzyczał te słowa i uciekł w głąb korytarza nie spoglądając już na portret. Już prawie zapomniał o Komnacie, o snach z nią związanymi. A teraz wszystko powróciło. Zamieszało mu w głowie i nie chciało się odczepić.
Musiał dowiedzieć się czy to co widział we śnie istnieje też na jawie. Zatrzymał się przed schodami i skierował się na czwarte piętro. Do zamkniętej łazienki od kilku lat, gdzie działy się straszne rzeczy. Ale musiał to zrobić.
Dla prawdy i własnego zdrowia psychicznego.-------------------------------------------------------------------------------------
*fragment książki "Harry Potter i Zakon Feniksa"
CZYTASZ
Stay again // tomarry
FanfictionHarry Potter schodzi ponownie do Komnaty Tajemnic chcąc znaleźć coś co pomogło by mu pokonać Voldemorta. Tam spotyka widmo Toma, jego wspomnienie, które wciąż egzystuje w komnacie. Z każdym spotkaniem, rozmową zjawa staje się bardziej naturalna, pra...