Rozdział 4

1.8K 160 19
                                    

Młodzieniec o ciemnych włosach, ubrany w barwy Slytherinu wpatrywał się w skupieniu w Harry'ego Potter'a, który patrzył na niego ze zgrozą w spojrzeniu. Riddle nie widział co wywołało taką reakcję u chłopaka. Zaczynał się trochę irytować ciągłymi zmianami emocjonalnymi zielonookiego, który w wieku dwunastu lat tak go zafascynował. Próbował odnaleźć w jego oczach ten chłodny błysk, gdy spierał się z nim, z wielkim Lordem Voldemortem.

Zamiast młodego wojownika widział młodzieńca o podkrążonych oczach i ledwo skrywanym przerażeniu. Brudna szata okrywała drobne ciało, którym wstrząsały delikatne dreszcze. Widział osobę, która nie umiała odróżnić snu od jawy. Istotę słabą i niewartą uwagi.

Tom Riddle był zawiedziony tym co widział. Młody czarodziej, który prawie strącił jego starsze wcielenie w ramiona śmierci, teraz nie miał w sobie nic z potęgi, którą prezentował sobą w wieku zaledwie dwunastu lat.

- Co to oznacza, Tom? - głos czarnowłosego brzmiał niepewnie, gdy wpatrywał się on w nieruchomą postać. Minęła mu już faza wypierania młodego mężczyzny ze swojej świadomości i nieprzyjmowanie do niej faktu, że nie jest on tylko i wyłącznie jedną z jego nocnych mar sennych.

- Potrzebuję cię, Harry Potterze. - oznajmił chłodno młodzieniec. W jego oczach widać było niechęć do tych słów, dla niego było wyzwaniem przyznanie się do tego. Nigdy nikogo nie potrzebował, był samowystarczalny i pasowało mu to, nie musiał nikomu być wdzięczny, że coś osiągnął, bo sam do tego doszedł, bez niczyjej pomocy. Skrzywił się, patrząc na bladego zielonookiego chłopaka.

- Jestem bezwartościowy, pusty w środku. Do czego byś mnie potrzebował? - Lekko chwiejąc się z powodu zimna, które panowało w Komnacie, Harry podszedł do czarnoksiężnika. Jego głos wydawał się bezbarwny, cichy. - Marna marionetka wśród milionów.

- W wieku dwunastu lat zwyciężyłeś w walce z najniebezpieczniejszym potworem znanym światu magii, bazyliszkiem. Uśmierciłeś go i uszedłeś z życiem. - Riddle zaczął się irytować, potrzebował tego nastolatka, a on był cieniem osoby, którą poznał kilka lat wcześniej. Rezygnacja otaczająca całą osobę Pottera, była do niewytrzymania dla starszego chłopaka i po prostu odszedł. Kilka kroków wystarczyło by Harry się ocknął.

- Czekaj! Chce wiedzieć o co chodzi, nie możesz odejść. - Chłopak podbiegł przez wodę do niego. Stali teraz po kostki w mokrej cieczy, nie przeszkadzało już im zimno.

- A to dlaczego?

- Jeśli mi tego nie wyjaśnisz, wezwę tu dyrektora... A on... - Harry nawet nie wiedział po co to mówi, przecież nawet nie chciał nic od Toma, ba, nawet nie wierzył w to, że jest prawdziwy chwilę wcześniej.

- Harry. - Tom teraz patrzył na chłopaka z bliskiej odległości. Chwycił lekko jego podbródek by młodszy spojrzał na niego. - Czy wierzysz w to, że pójdziesz do dyrektora? Wydasz mnie? I co powiesz, mój drogi. Jakie wytłumaczenie masz do tego, że znajdujesz się teraz w Komnacie Slytherina?

Harry wyrwał się spod dotyku starszego czarodzieja i odszedł kilka kroków. Nienawidził tego, że Tom Riddle zawsze wie co powiedzieć. Oczywistym jest, że nie poszedł by do dyrektora. Aktualnie powinien znajdować się gdzieś indziej, a nie w tajemnym pokoju gdzie tylko on - i żyjący gdzieś Voldemort - mieli dostęp.

Młody czarodziej zaśmiał się pod nosem, pomyślał jak interesujący reportaż mogłaby zrobić z tej informacji Rita Skeeter. "Harry Potter szuka samotności, czy możemy ufać Bohaterowi?" albo w drugą stronę - "Harry Potter znika ze szkoły, przesiaduje w Komnatach Slytherina - Czy planuje coś z wrogiem?". Wojna. Tylko to brzęczało w umyśle Harry'ego odkąd znalazł się w Hogwarcie. Ma być, ba, jest! Bohaterem. Wybawicielem. Czy to dlatego Tom chce jego pomocy? On też wierzy w "super moc" Harry'ego?

- Czemu? - zapytał cichym głosem, który nawet dla niego brzmiał wręcz żałośnie. On wręcz prosił młodego Voldemorta o odpowiedź, jakby w nadziei, że w czymś mu to pomoże, zwróci jakiś brakujący mu fragment. Zielonooki czuł się bezradny, nie wiedział jak się zachowywać czy to względem widma Toma Riddle'a, czy czarodziei i czarownic, którzy oczekiwali ratunku przed spustoszeniem jakie szerzył Voldemort i Śmierciożercy.

- Umiesz tylko zadawać pytania, a może ten jeden raz spróbuj sam znaleźć odpowiedź, mój dzielny gryfonie. - głos czarnowłosego młodzieńca był melodyjny. Miał w sobie pewną pokusę, która sprawiała, że nie jedne czarodziej był gotów oddać życie za starsze wcielenie tego z pozoru niewinnego chłopaka. Harry zadrżał, miał wrażenie jakby spojrzenie Toma przepalało go i wnikało wgłąb niego, w jego umysł i dusze. - Co mogę od ciebie chcieć... czego potrzebuję, a wręcz bym powiedział pożądam. Myśl, mój drogi. Co jest na tyle wartościowe, że jestem gotów ci pomóc z moim żyjącym, starszym "JA". Że posunę się do zdradzenia swoich najmroczniejszych tajemnic.

Wyższy młodzieniec krążył wokół młodszego, jak drapieżnik wokół swojej ofiary. Jego ruchy były pełne gracji, ciche i zabójcze. Spojrzenie zimnych oczy ani na moment nie oderwało się od kruchego chłopaka, który śledził go cały czas wzrokiem i najwyraźniej tylko czekał na atak. Tom miał się ochotę zaśmiać, gdyby miał siłę na coś takiego to by nie siedział w tej Komnacie, nie marnowałby swoich sił na jego osobę. Mógłby się poświęcić rzeczom ważniejszym.

- Nie jestem pewien...

- Gryfoni. Zero pomyślunku. - prychnął pogardliwie i zatrzymał się naprzeciwko niego, kolejny raz nawiązując kontakt wzrokowy i z satysfakcją wychwytując w zielonych tęczówkach żywszy błysk. Chłopak mógł się bronić, ale nawet słaba magia Toma Riddle'a oddziaływała na niego w ten sam sposób co na innych, przyciągała go do niego. Nie mniej chłopiec nie ulegał jej, po prostu pozwalał by ta przyprowadziła go bliżej młodego Voldemorta. - Życie, mały gryfonie...

- Ale przecież jesteś tu, ja czuję twój dotyk, mogę cię dotknąć... to znaczy przecież, że żyjesz! - Tom uniósł brew słuchając gryfona, który kolejny raz wydawał się znajdować na skraju szaleństwa. Zielone oczy wpatrywały się w niego z niezrozumieniem. Tak ograniczony umysł, pomyślał z obrzydzeniem Riddle, który nie umiał pojąć jak czarodziej może żyć w granicach normalności mugoli.

- Nie, Harry. To znaczy, że moja magia utrzymuje mnie w stanie tylko trochę lepszym niż hogwarckie duchu. Jestem tylko cieniem swojej potęgi. - chłodny wyraz twarzy nie uległ zmianie przy słowach, w których przyznawał się do swojej słabości. Tom Riddle przyglądał się ciemnowłosemu, widząc jak powoli dociera do niego sens jego słów. Źrenice chłopaka rozszerzyły się w szoku i zrobił on szybki krok w tył, tracąc na moment równowagę na śliskiej powierzchni kafelek.

- Chcesz wrócić. - szepnął zdrętwiałymi jakby ze strachu wargami. Myśl o tym, że Tom Riddle prosi go o pomoc w powrocie obudziła w nim wspomnienia z cmentarza i odrodzenia się Voldemorta.

================
Witajcie,
Przepraszam, że tak krótko i tak długo czekaliście, ale miałam zastuj i problemy z internetem. Nie zamierzam porzucić żadnej z historii x
Serafie

Stay again // tomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz