Następnego ranka wstaję w końcu porządnie wypoczęta. Nie wiem, czy jest to zasługą wygodnego łóżka, za którym porządnie zdążyłam się stęsknić, czy tego, że wczoraj zasnęłam szybciej niż zwykle. Tak czy inaczej schodzę na dół z wielkim uśmiechem na ustach, ciesząc się z rozpoczynających się na dobre wakacji.
Wchodzę do znajdującej się tuż obok frontowych drzwi kuchni, gdzie zastaję krzątającą się przy garnkach babcię, a także czytającego poranną gazetę dziadka. Tata zapewne zbiera siły przed drogą powrotną, drzemiąc w hamaku za domem jak to miewa w zwyczaju, gdy przyjeżdża do swego rodzinnego domu.
Witam się z dziadkami całując każdego z nich w policzek, po czym zajmuję wolne miejsce przy stole, tuż obok okna.
— Jakieś plany na dziś, wiewiórko? — zagabuje dziadek składając gazetę i zwracając się do mnie przezwiskiem, które nadał mi w dzieciństwie, gdy moje włosy faktycznie miały kolor futerka wspomnianego gryzonia.
— Na chwilę obecną żadnych. Czemu pytasz?
— Pomyślałem, że może chciałabyś wybrać się ze mną na obchód. Minęło sporo czasu od naszego ostatniego wspólnego wyjścia.
— Tak! To świetny pomysł! — odpowiadam, a uśmiech na mojej twarzy jeszcze się poszerza.
Dziadek jest leśniczym. Odkąd pamiętam zabierał mnie ze sobą na wspólne patrolowanie lasu, które wprost ubóstwiałam. Panujące tam cisza i spokój zawsze wprawiały mnie w świetny nastrój. Niestety, w pobliżu mojego domu nie było lasu, w którym mogłabym się zaszyć i choć na chwilę odetchnąć od nadopiekuńczości mamy. Tak więc będąc tu, mam zamiar korzystać z okazji póki mogę.
— Cudnie. Wyjeżdżamy o 10 — mówi staruszek i po chwili ponownie wyciąga gazetę.
— Wyjedziecie dopiero gdy Fay zje porządne śniadanie. Jesteś tak chuda, że nie będziesz miała na nic siły dziewczyno— wtrąca się babcia i stawia przede mną talerz z górą naleśników, a także owocowy koktajl jej autorstwa.
Z nieskrywanym przerażeniem wpatruję się w stosik, który przede mną postawiła, jednak widząc jej zawziętą minę, bez gadania zabieram się za jedzenie.
***
Słysząc trąbiącego na mnie z dołu dziadka, pośpiesznie chwytam w dłonie swój kochany aparat i zbiegam po schodach, krzycząc do babci pożegnanie, a chwilę później jestem już na zewnątrz. Moje ruchy są lekko ociężałe, przez wciąż obecną w moim żołądku górę jedzenia.
Wskakuję na miejsce pasażera, a dziadek rusza. Cała dwudziestominutowa podróż mija mi na wyglądaniu przez szybę, w celu wyłapania każdej najdrobniejszej zmiany jaka zaszła w miasteczku, w którym nie było mnie od dwóch lat.
Dojeżdżamy na miejsce. Dziadek parkuje tuż obok małej chatki myśliwskiej, w której urzęduje mój kuzyn. Wysiadamy z pojazdu, a mężczyzna już na nas czeka.
— A niech mnie, czy to nie Fay? Oczywiście, że to ty. W tej okolicy brak jakichkolwiek innych rudzielców — mówi radosnym głosem i idzie w moim kierunku z rozłożonymi ramionami.
— Odkąd przefarbowałeś się na blondyna z pewnością — odpowiadam z uśmiechem na ustach, odwzajemniając uścisk.
— Wciąż rozszczekana. A liczyłem, że choć trochę wydoroślałaś przez te dwa lata.
Odsuwa się ode mnie i wita z dziadkiem, lecz po chwili ponownie skupia na mnie swoją uwagę.
— Teraz już wiesz jakie to uczucie. Ja wciąż mam nadzieję, że kiedyś uda ci się zmądrzeć — podczas gdy my się sprzeczamy, dziadek rusza w kierunku chatki i niedługo potem znika w jej wnętrzu.
Finnick kładzie dłonie na swoim sercu udając, że porządnie go zraniłam i obydwoje wybuchamy śmiechem. Po chwili, mój kuzyn ponownie zabiera głos.
— Jak widzę mania fotografa wciąż się ciebie trzyma? — pyta, wskazując na znajdujący się w mojej prawej dłoni aparat.
— Yup. A ty? Znalazłeś swoje życiowe powołanie?
Rozmawiając ruszamy w kierunku stojącej przed chatką ławki. Dowiaduję się, że Finn zaraz po wakacjach rozpoczyna studia medyczne, które marzyły mu się już od dłuższego czasu, a także tego, że już od roku spotyka się z niejaką Maddie i tym razem chyba jest to coś na dłużej.
Ja natomiast mówię mu o warsztatach fotograficznych, na które zapisałam się zaraz po rozpoczęciu liceum i za jego prośbą opowiadam kilka zabawnych historii o tym, jak w tajemnicy przed mamą wymykałam się na niejedną imprezę.
Niecałą godzinę później dziadek woła do siebie Finnicka, gdyż potrzebuje jego pomocy. Gdy postać kuzyna znika mi z oczu, po chwili zastanowienia postanawiam się przejść i porobić kilka zdjęć.
Wybieram ścieżkę, którą znam na pamięć, by uniknąć ewentualnego zgubienia się w ogromnym lesie. Nieśpiesznym krokiem podążam drogą, wsłuchana w szum liści i śpiew ptaków, rozglądając się przy okazji dookoła za czymś wartym, by uwiecznić to na aparacie.
Pół godziny i pięć zdjęć później postanawiam zawrócić, by niepotrzebnie nie martwić swoim nagłym zniknięciem dziadka i Finna. Gdy mam już się obrócić, nagle czuję na sobie czyjś wzrok. Niepewnie unoszę głowę znad obiektywu aparatu i spoglądam przed siebie.
Moje usta układają się kształt litery "o", gdy widzę przed sobą pokaźnych rozmiarów wilka. Prawdę mówiąc jest to największe bydle, jakie w życiu widziałam. Stoję w bezruchu, wiedząc, że najmniejszy ruch może sprawić, że zwierzę zaatakuje. On jednak tylko patrzy się na mnie, z głową lekko przechyloną na bok.
Marszczę brwi w konsternacji i po chwili sama również przyjmuję podobną pozycję. Zwierzę obserwuje mnie jak zaklęte, a ja korzystając z okazji, że mnie nie atakuje, wyciągam przed siebie aparat i szybko cykam mu zdjęcie. Zaskoczone cofa się kilka kroków, nie przestając mnie obserwować.
— Nie martw się, nie wyszedłeś na tym zdjęciu za grubo. A nawet jeśli, to można zwalić to na futro. — Uśmiecham się do niego i po chwili zdaję sobie sprawę, że zachowuje się jak idiotka.
Czuję wibracje w kieszeni spodni, informującą o przyjściu nowej wiadomości. Nie odczytuję jej jednak, bo jestem przekonana, że to dziadek lub Finn. Zamiast tego macham do wilka, który sprawia wrażenie tak samo zdezorientowanego jak j, i ruszam w drogę powrotną, wciąż czując na sobie czujne spojrzenie zwierzęcych oczu.
CZYTASZ
I'm sorry I wasn't what You wanted [wolno pisane]
Loup-garouFay Morgan to przeciętna dziewiętnastolatka, której do szczęścia wystarczy malowniczy zachód słońca i ukochany aparat w dłoni. Pragnąc choć na chwilę uciec od hałaśliwego miasta i nadopiekuńczej mamy, dziewczyna postanawia spędzić wakacje u dziadków...