Rozdział 8

2K 120 2
                                    

Wróciłam ze szkoły. Zostawiłam plecak w pokoju i poszłam wziąć szybki prysznic. Po wszystkim, ubrałam się w wygodne dresy i chciałam już wyjść, ale zatrzymał mnie mój brat.

- Tak idziesz do mamy? - zapytał, lustrując mnie wzrokiem.

- Co?

- Obiecałem jej, że razem dzisiaj przyjdziemy. Zapomniałaś?

Tak, zapomniałam. Cholera...

- Przepraszam, Tay, ale nie mogę.

- Słucham? - Uniósł brwi w zdziwieniu. Muszę przecież pomóc Justinowi, ale nie mogę mu o tym powiedzieć. Przecież zabroniłby mi. Nie wypuściłby mnie z pokoju, uważając, że musi mnie chronić. 

- Naprawdę dzisiaj nie mogę, pójdę pojutrze.

- Pojutrze? Co jest ważniejsze od naszej matki?

- Pójdź do niej sam, a ja się z nią zobaczę za 2 dni.

- Ty chyba zapomniałaś, że ona jest chora. Cholera, Corinna! - wybuchł - Nasza matka jest chora. Ma raka i to poważnego. Każdy dzień może być jej ostatnim. Sama dobrze wiesz, że leczenie niewiele daje, a ty... Ty masz lepsze rzeczy do robienia. 

Miał rację. Moja rodzicielka walczy o życie. Każdego dnia możemy dostać telefon, że już jej nie ma, a ja? Ja przejmuję się bardziej jakimś pieprzonym Bieberem. Dupkiem, do którego karma wróciła.

- Idę się przebrać - powiedziałam, a brat pokiwał głową. Zrobiłam tak, jak powiedziałam i po chwili już stałam przed nim ubrana w jeansy i koszulę. Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy samochodem do szpitala. W trakcie jazdy dostałam smsa, więc postanowiłam go odczytać.

17:02
Od: Justin
Simon do mnie napisał i pyta się, gdzie jesteś. Nie przyszłaś na umówione miejsce. Corinna? Co się dzieje?

17:03
Do: Justin
Teraz nie mogę, muszę coś załatwić. Dołączę do niego potem, ale jakbyś mógł, to podaj mi jego numer, a dogadamy się bez pośrednika.

W następnym smsie od niego dostałam numer, o który prosiłam. Chłopak nie mógł się obejść bez narzekania, ale halo, i tak dużo dla niego robię. Teraz mam zamiar spędzić trochę czasu z mamą. 

***

Weszliśmy do sali, gdzie leżała mama. Wyglądała źle. Cholera, wyglądała okropnie. Była cała blada, a oczy miała przymknięte. Nie miała ubranej chustki, więc było widać jej łysą głowę, która tak dobrze przypominała o jej złym stanie. Siedliśmy na krzesłach przy łóżku.

- Mamo - odezwał się Tyler i złapał kobietę za rękę. Ta powoli otworzyła oczy, a gdy jej wzrok powędrował na bruneta, uśmiechnęła się szeroko.

- Synku, przyszedłeś.

- Tak, mamo. Jest też Corinna.

Dopiero wtedy rodzicielka mnie zauważyła. Poszerzyła uśmiech i wyciągnęła do mnie dłoń, którą momentalnie chwyciłam.

- Moja mała córeczka, piękna jak zawsze.

- Mamo... - westchnęłam, a ona się zaśmiała. Śmiech przerwał jej okropny kaszel. Tyler podał jej szklankę wody, na co uśmiechnęła się z podziękowaniem i upiła kilka łyków.

- Jak się czujesz? - zapytał.

- Doskonale.

- Ale poważnie.

- Co ja mam mówić? Wiecie jak jest - westchnęła. - Szkoda tylko, że ostatnie chwile życia spędzam w szpitalu, a nie w domu, z wami.

- Nie mów tak, nie umrzesz - powiedziałam przez łzy. Nie docierało do mnie, że ona naprawdę może odejść. Przecież... To nie fair. Dlaczego mam stracić i ją? Los odebrał nam ojca, nie uczciwe jest zabierać i matkę. Kobietę, która zawsze była przy nas, gdy tego potrzebowaliśmy i kochała całym sercem. Dezynfekowała każdą ranę, którą nabyliśmy na podwórku i naklejała na nią plasterek. Ja zawsze dostawałam różowy z wróżkami, a Tyler niebieski w samochody.

- Nie przyszłaś wczoraj. Co się stało, kochanie? - zmieniła temat. Z jednej strony to dobrze, bo nikt z nas nie lubił myśleć o śmierci, ale z drugiej.. Nie chciałam o tym rozmawiać.

- To nic takiego - odpowiedziałam.

- Proszę... Nie traktuj mnie jak chorą. Wiem, że w tym miejscu to trudne, ale zrób tak. Podziel się ze mną swoimi problemami jak kiedyś.

- Chodzi o Nathana - westchnęłam.

- Nigdy go nie lubiłem - stwierdził mój brat. 

- Och, przestań. To dobry chłopak - przyznała mama. Lubiła go i tego nie dało się ukryć. Zawsze jak Nath po mnie przychodził i był zmuszony czekać, bo nie byłam gotowa, żartował sobie z nią. Mieli bardzo dobry kontakt, aż czasami bywałam zazdrosna.

- Ostatnio pobił się w szkole. Taki jeden Mark od dawna próbuje mnie zaciągnąć do łóżka, ale nie jestem chętna. Tym razem Nathan bardzo się zdenerwował i go zaatakował. Próbowałam go odciągnąć od chłopaka, ale był taki zły... Mógł go zabić. - Zaczęłam szybko mrugać, bo czułam, jak łzy są bliskie wypłynięcia z moich oczu. Mama kiwnęła na mnie ręką i przesunęła się na łóżku. Położyłam się obok, mocno do niej przytulając. Gładziła mnie ręką po głowie, jak zawsze to robiła, żeby mnie uspokoić. Ku naszemu zaskoczeniu, Tyler też się wcisnął na te małe łóżko i przytulaliśmy się w trójkę. To była cudowna chwila.

- I co się stało dalej?

- Ten chłopak został mocno pobity, ale nic większego się nie stało, na szczęście. Zabrali Nathana. Następnego dnia mnie przepraszał, ale ja go unikałam. Bałam się, że znowu będzie...No wiesz - przerwałam, a kobieta pokiwała głową, dając mi znać, że rozumie. Kontynuowałam: - Na stołówce Mark, żeby zrobić mu na złość, objął mnie i pocałował w policzek. Nath rzucił się na niego i powalił na ziemię. Ale go nie uderzył. Kazał mu trzymać się ode mnie z daleka i puścił go. To chyba znaczy, że nad sobą panuje i nie będzie tak samo, prawda?

- Wiesz co to znaczy, kochanie? - Spojrzała na mnie, a ja na nią pytającym wzrokiem. - On cię kocha.

- Ja go też. W końcu jesteśmy przyjaciółmi już tyle lat.

- On cię kocha w inny sposób Corinna.

Zatkało mnie. Nathan mnie? Znamy się tak długo, to niemożliwe. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie mogłaby się wkraść w naszą relację miłość, to...

- Niemożliwe - powiedziałam głośno.

- Nie dam im mojego błogosławieństwa - wtrącił się mój brat. 

- Cicho bądź, Tyler. Ja lubię Nathana. To, co wtedy się stało, było przez załamanie. Udało mu się podnieść i jest silny dzięki tobie, Cori. Porozmawiaj z nim.

Podniosłam się z łóżka i poprawiłam ubrania. Nie chciałam już tu dłużej być. Muszę spotkać się z Simonem i zająć swoje myśli czymś innym, czyli jak pomóc Bieberowi. 

- Będę się już zbierać. - Pocałowałam mamę w policzek. Zobaczyłam, że Tyler też zaczyna się podnosić. - Nie, ty zostań. Mam coś do załatwienia. Dam sobie radę, nie martw się.

Wyszłam ze szpitala i wyciągnęłam telefon. Zadzwoniłam pod numer, który podał mi Justin. Po kilku sygnałach odebrał.

- Halo?

- Cześć Simon. To ja, Corinna. Gdzie jesteś?

- W lesie, szukam śladów. A ty?

- Pod szpitalem. Zaraz do ciebie dołączę.

- Czekam.

Wsiadłam w taksówkę i udałam się w to samo miejsce, co wczoraj.

C&J: Help me, please [ZAKOŃCZONE] 1/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz