Otaczająca nas zgraja wrogów stopniowo malała, cichły odgłosy zderzającej się stali.
Właśnie pokonałem ostatniego z atakujących mnie mężczyzn, kiedy za moimi plecami rozległ się pełen cierpienia okrzyk. Obróciłem się, to co zobaczyłem zmroziło krew w moich żyłach. Nie dalej niż pół metra ode mnie stał Christopher. Spod półmrzykniętych powiek wyzierały pełne agonii zielone oczy, a z rany na jego piersi wylewała się szkarłana posoka. Zachwiał się.
-Chris, nie!- Rzuciłem się w stronę chłopaka i złapałem go dosłownie w ostatniej chwili, nim uderzył o ziemię.
Przycisnąłem dłonie do jegi klatki piersiowej, usiłując zatamować krwotok.
-Co ty zrobiłeś?! Dlaczego?!
-Nic mi...nie...jest-jego głos był ledwo słyszalny, a oddech ciężki i urywny-zostaw...mnie tutaj...uciekaj...książę...
-Nie! Christopher odpowiedz mi, dlaczego?
-Nie...mogłem...pozwolić...ci...zginąć...
pan...ie
-Co ty-rozejrzałem się dookoła. Niedaleko nas leżały zwłoki jednego z naszych przeciwników, z mieczem chłopaka w brzuchu...
Zrozumiałem co się stało. Ocalił mnie, osłonił mnie własnym ciałem...
Ale za jaką cenę?- nie musiałeś tego robić-w moich oczach zaczęły zbierać się łzy-Ty...
-Musiałem...nie mogłem..
-Tak tak "...pozwolić ci zginąć..."
Czemu? Bo jestem księciem? Czy dlatego każdy musi za mnie umierać? A może tak bardzo chciałeś pożegnać się z życiem?!
-Przes...tań-usiłował się podnieść, ale zatrzymałem go w połowie ruchu.
-Nie nie nie, nie wstawaj. Tylko pogorszysz swój stan, jesteś ciężko ranny.
-Nie...jest tak...źle...to tylko...tak wyglą...da...
-Ach tak? Mówisz, że ta dziura na twojej piersi "nie jest taka zła"?! Postradałeś zmysły?!
-I to...już...dawno-próbował się roześmiać, jednak dla mnie wyglądało to bardziej jak skowyt rannego zwierzęcia
-Napra...wdę...jest...dob...rze...
-Nie jest. Dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie.-ranny sięgnął drżącą ręką po rzemyk, który miał zawieszony na szyi.
-To...co...się...stało...nie jest...twoją..winą
-chciał podać mi to, co trzymał w dłoni, jednak był zbyt słaby i jego ręka opadła.
-Czy ty...pamiętasz? Musisz...pamiętać-przymyknął oczy, przełknął, krzywiąc się jednocześnie.-Boli-z jego gardła wydobył się kolejny cichy jęk.
Podniosłem z ziemi mały przedmiot, którego zgrabiałe palce rycerza, nie były w stanie utrzymać. Pomimo tego, że był ubrudzony krwią, rozpoznałem go natychmiast. Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Pierścionek mojej siostry...
Ale ona go przecież dała... to było dziewięć lat temu...
-Nie, to nie może być prawda, przecież...
To ty? Ale jak? Myśleliśmy, że nie żyjesz!-spojrzałem na jego twarz. Miał zamknięte oczy.
-Otwórz oczy, Chris!-zaczął kaszleć. Na jego spierzchniętych, wargach pojawiły się kropelki czerwonej cieczy.
-O mój...To krew, ty kaszlesz krw...
-M...miecz...przeciął-jego głos załamał się, bezsilnie obserwowałem, jak z każdą sekundą uciekało z niego życie.-umieram
-Nie możesz umrzeć!!-nie po tym jak, jeżeli to prawda, to nie mogłem stracić go po raz drugi, przez dziewięć długich lat myśleliśmy, że nasz przyjaciel nie żyje, a teraz gdy okazało się, że jednak nie... nie on musiał przeżyć-trzymaj się proszę!
Kiedy odnajdą nas nasi towarzysze, zabierzemy cię do zamku, sprowadzimy medyka..
-Nie...zdążysz...wiesz o...tym...ja tylko...tak bardzo chciałem-czułem jak wstrząsają nim dreszcze.
-Cii uspokój się, proszę-podniosłem go do pozycji półsiedzącej, by nie zakrztusił się własną krwią.
-Chcę...żebyś...to wiedział...zanim...
-Nie umrzesz!
-Raph...proszę...nie...zostało...mi
dużo...cz...czasu
-Chris...
-Ja...chciałem...jej...to...kiedyś...
powie...dzieć...
-Jej?-Nie rozumiałem o czym on mówi.
-Twojej...siostrze...
kocham...ją...mogłoby...się...wydawać
inaczej...ale...naprawdę...ją...kocham..
wszystko...co...zrobiłem...
Miała....być...bezpieczna...a...przy...mnie...nie...było...to...możliwe...
dlatego...jej...nie...
Poza ...tym....ona...mnie....niena...widzi...
-Nie to nie tak! Ona cię kocha!! Zawsze cię kochała! Od kiedy byliśmy dziećmi. Powinieneś jej był powiedzieć!-
Na jego twarzy widoczna był dezorientacja, która chwilę później zamieniła się w rozpacz. Moje serce ścisnęło się boleśnie, jak gdyby odczuwało ból przyjaciela...
-Ona...mnie...kocha..? Boże...jestem...głupcem...a... teraz...jest...już...za póź...no-jego wargi zsiniały,co chyba nie było zbyt dobrym znakiem.
-Nie jest, będziesz żył, jesteś najsilniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem! Nie mogę cię stracić po raz drugi... a Luna? Pomyśl o niej. Nie przeżyje jeśli zginiesz!- Gdzie jest reszta, przecież nie mogli...wszyscy? A może myśleli, że ja...
-Wybacz mi-oczy młodego rycerza stały się szkliste
- zaw...sze...chciałem...
ponow...nie...was...spot...kać-bezradnie patrzyłem jak znowu zanosi się krwawym kaszlem. Chwilę później wydał z siebie przerażający krzyk, który zapewne będzie mi się śnił już do końca życia.
Chciałem wierzyć, że jest inaczej, jednak to co działo się z młodzieńcem świadczyło o tym, że chłopak przegrywał walkę o własne życie...
Jedynym co mogłem zrobić, było ukojenie jego zszarganych nerwów i czekanie z nadzieją, że któryś z członków mojej drużyny pojawi się, nim będzie za późno.
-Patrz na mnie, proszę, wiem, że cię boli i rozumiem, że jesteś zmęczony, ale wytrzymaj jeszcze trochę. Nie zasypiaj...
-Przep...raszam...Raph...ael-jego głowa bezwładnie opadła w tył.
-Nie! Otwórz oczy, błagam!!-potrząsałem nim w nadziei, że się ocknie, ale moje próby zdały się na nic. Jego powieki nie podniosły się, nie odsłoniły poważnych i smutnych oczu, mojego przyjaciela.
-Nie możesz tak umrzeć!!- Moim ciałem wstrząsnął niekontrolowany szloch. To nie mogło się tak skończyć!!!
W tym momencie, usłyszałem za sobą szczęk zbroi i głosy nawołujące moje imię...
CZYTASZ
One-shoty
Teen FictionJednorozdziałowe opowiadania bądź czasem też i wiersze, które wpadną mi do głowy w przerwach między pisaniem głównego opowiadania.