Rozdział II

461 36 4
                                    


Wchodząc do przedziału nie wyglądał na zadowolonego. Wrzucił tylko walizę na swoje miejsce i z westchnieniem usiadł.

-Jestem Louis- mruknął niewyraźnie, ale dosyć zrozumiale, by wywołać uśmiech na twarzy Harrego. Chłopcy zaczęli kontynuować rozmowę, którą widocznie przerwało im jego przybycie. Stwierdził, że może nie będzie tak źle, jeżeli będą go ignorować. Zerknął jeszcze przez okno, na szary świat, który od horyzontu zaczął napełniać się kolorami, pod wpływem wschodzącego słońca.

Zamknął oczy, a w jego głowie rozbrzmiewały słowa wypowiadane przez siedzącego obok Harrego. Z jego głosem, powoli zaczął zasypiać, przestając wyłapywać sens wypowiedzi.


Obudził się z głową opartą o szybę. Ziewnął przecierając zdrętwiałą twarz dłońmi. Rozejrzał się i stwierdził, że Liam też śpi, a Harry pisze coś w telefonie. Uśmiechnął się szeroko, z jednego powodu. Wyspał się! Jak niewiele trzeba człowiekowi do szczęścia!

-Która jest godzina?- spojrzał Harremu przez ramię, chcąc dojrzeć godzinę na ekranie telefonu, jednak ten szybko schował urządzenie. Louis zaskoczony uniósł brwi ku górze, patrząc na niego pytająco. Co takiego mógł tam pisać, że bał się to pokazać?

-Dochodzi 9- odpowiedział Harry, patrząc na niego podejrzliwie.

-O, czyli niedługo dojedziemy- rzucił radośnie Louis- Podróż z wami nie jest taka zła, jeśli się śpi- przeciągnął się, patrząc teraz na Liama.

-Jesteś najbardziej sympatyczną osobą, jaką kiedykolwiek poznałem- prychnął Harry, wywracając oczami.

-Dziękuję! Chociaż ktoś mnie docenił- powiedział stanowczo za głośno wywołując u towarzyszu śmiech. Wstał i usiadł obok Liama, który nadal smacznie spał. Pochylił się nad nim i krzyknął- WITAAAAMY W NASZYM NOWYM PROGRAMIE!- biedna ofiara podskoczyła na swoim miejscu z przerażeniem w oczach- OTO NASZ PIERWSZY UCZESTNIK: LIAAAAM…- Louis przerwał z otwartymi ustami- Jak on ma na nazwisko?- wyszeptał w stronę Harrego.

-Payne- odpowiedział roześmiany chłopak patrząc na próbującego zrozumieć co się dzieje Liama.

-LIAAAAM PAAAYNE! Twoim pierwszym zadaniem będzie…- dalsza wypowiedź była niezrozumiała, ponieważ Liam rzucił się na niego przygniatając go do siedzenie. Louis odruchowo zasłonił twarz, wyczekując ciosu, który jednak nie nadszedł. Ciężar Liama ustąpił, w tle słychać było stłumiony śmiech Harrego.

-Wybacz… coś mi się śniło- wymruczał cicho chłopak przecierając oczy. Harry skupił całą uwagę na Liamie.

-Co ci się śniło?- ponieważ pociąg się zatrzymał i musieli wysiąść, Harry zapamiętał, aby zadać to pytanie później.


Stali w palącym słońcu wysłuchując nudnej przemowy pani organizator. Ci, którzy byli wystarczająco mądrzy wyjęli z walizek czapki lub okulary przeciwsłoneczne, reszta musiała zadowolić się zasłanianiem oczu ręką. Harry Styles zaliczał się do tej pierwszej grupy, jednak jego nowo poznany kolego Louis widocznie należał do tych mniej rozgarniętych. Harry niepozornie stanął przed niebieskookim. Jego intencją było zapewnić koledze odrobinę cienia, tak aby słońce nie raziło go w oczy. Chciał to zrobić tak, aby Louis nie podejrzewał, że jest to rezultatem sympatii, czy czegoś podobnego…

Po wysłuchaniu nieciekawej wypowiedzi pani Tyler (bo tak nazywała się nieprzyjaźnie wyglądająca blondynka), w końcu usłyszeli jedyną rzecz, która ich interesowała. Mianowicie dowiedzieli się, że będą zajmowali trzyosobowe domki i, że zostali już podzieleni. Podział ten nie podlegał dyskusji. Harry z uśmiechem odwrócił się do Louisa, jednak mimowolnie posmutniał zauważywszy, że już go tam nie ma. Zakłopotany przeczesał włosy i westchnął. Dowiedział się tylko jak trafić do swojego domku, nawet nie interesując się z kim będzie go dzielił (tak naprawdę miał nadzieję, że będzie to Louis lub Liam, ewentualnie oboje).

Domek był nieciekawy. Jasny, z zewnątrz wyglądał całkiem romantycznie. Był on mały, drewniany, ładniutki. Problem w tym, że wszystko co jest małe na zewnątrz, jest jeszcze mniejsze w środku. Tak więc jego metraż obejmował mikro salonik, mikro łazienkę, mikro sypialnię z trzema łóżkami. Bogu dzięki łóżka były normalnych rozmiarów i o dziwo jego walizka zgrabnie zmieściła się pod jednym z nich, więc nie zajmowała cennego miejsca, które im pozostało. Był zdziwiony tym, że jego współlokatorzy jeszcze nie przyszli. Podrapał się po głowie i zmarszczył brwi, po czym stanął przy otwartym oknie. Ogarnął wzrokiem okolicę. Najbliższy domek znajdował się 30 metrów dalej. Prawdopodobnie były one rozlokowane według bliżej nieznanego schematu po całym terenie obozu. Nie żeby ktoś ten schemat chciał poznać. Ponieważ stwierdził, że i tak nikt go nie zobaczy, gwałtownym ruchem wyjął telefon z kieszeni, jakby był to nadajnik tajnego agenta. Harry uśmiechnął się szelmowsko wyobrażając sobie jakby to było być Jamesem Bondem.

-Super, dzielimy pokój z wariatem- usłyszał głos ze śmiesznym akcentem tuż za sobą.

Larry Stylinson Camp [fanfiction PL]Where stories live. Discover now