Koniec

20 1 0
                                    

Jej oczy płonęły gniewem, palce rąk zgięły się niczym szpony. Zaczęła powoli schodzić na dół. Falcen wyszedł przed szereg i kazał królewiczowi się cofnąć.
- Kochanie, uspokój się... - powiedział i wyciągnął ręce ku swojej żonie.
- Nie! - krzyknęła kobieta. Firnis zasłoniła usta dłonią.
- Ty mówisz!
- Oczywiście, że mówię, kretynko! - Drapieżny sopran odbił się echem od ściany lasu.
- Wytłumaczy mi ktoś, co tu się dzieje? - spytał szeptem królewicz Cames. Nikt się nie odezwał, tylko Raveny warknęła ostrzegawczo.
Gość zrobił wtedy coś bardzo ryzykownego - wyciągnął z pochwy swój miecz. Dziewczyna zauważyła to od razu.
- Taki z ciebie chojrak? Dobrze, zabawimy się po twojemu... - powiedziała, a zaraz potem zaklęciem wyrzuciła ze schodów wszystkich oprócz swojego męża. Wypuszczona z ręki broń potoczyła się o kilka stopni w dół.
- Nie! - Falcen zaczął biec, by dołączyć do przyjaciół, ale czarnowłosa piękność wytworzyła barierę wzdłuż schodów.
- Zostań - warknęła do niego jak do psa.
Mężczyźnie przypomniał się jeden z wykładów z pierwszego roku - „zaklęcia rzucane pod wpływem emocji są mniej trwałe..." Poczeka na odpowiedni moment i spróbuje się przełamać. Musi im pomóc!
Raveny tymczasem zwiewnie spłynęła na dół i ścisnęła resztę w niewidzialnej kuli energii.
- Och, robaczki... - zaćwierkała słodko. - Może powinno mi być was żal... Ale nie jest - powiedziała i uśmiechnęła się okropnie.
Potem zdjęła zaklęcie.
Theo natychmiast wytworzył tarczę między nią a resztą, choć wiedział, że na niewiele się ona zda. Firnis szybko pojęła, co się stało, i dobudowała drugą warstwę. Callise i królewicz Cames skryli się za nimi, oboje przerażeni.
Raveny skoczyła, z łatwością przebijając w locie obie bariery. Jej paznokcie podrapały policzki Theo, chłopak wrzasnął. Odruchowo przyłożył kobiecie pięścią w twarz, a ta upadła na ziemię.
Falcen poczuł, jak otaczająca go ściana energii samoistnie pęka. Pognał parę schodów po przodu, ale zaraz wyrosła przed nim nowa.
Raveny powaliła zaklęciem królewicza i damę dworu, a potem po raz kolejny rzuciła się na Theo, tym razem zwalając go z nóg. Oboje potoczyli się po trawie. Firnis pobiegła za nimi.
- Zostaw go! - krzyknęła stanowczo. Jej siostra odrzuciła od siebie chłopaka za pomocą energii i powstała z kolan.
- Dobrze, mogę zająć się tobą - wysyczała. Zamachnęła się, żeby uderzyć dziewczynę pięścią, ale ta uchyliła się przed ciosem i paznokciem rozdarła jej rękaw sukni.
Wrzask Raveny rozdarł powietrze. W przypływie złości wybuchła energią, posyłając wszystkich dookoła pięć metrów dalej, ale także przebijając stworzoną przez siebie barierę. Falcen znów zbiegł parę stopni w dół. Czarnowłosa piękność zreflektowała się szybko, wróciła do dręczenia Theo. Doskoczyła do niego w trzech susach, pociągnęła za poły płaszcza. Chłopak zaczął się dusić.
- Nie! - krzyknęła Firnis. Jej głos zadrżał przeraźliwie. Zaczęła biec chwiejnym krokiem w kierunku siostry.
- Przestań! Udusisz go, idiotko!
- I bardzo dobrze - wysyczała Raveny. - Zasłużył.
- Niby dlaczego?
- Jak mogliście udawać, że ta niedojda to ja?! Przecież nikt mi nie dorówna! Nikt!
Młodsza księżniczka przyspieszyła. Starsza skupiła się z powrotem na Theo i nie spostrzegła dziewczyny, do póki ta nie pociągnęła jej z całej siły za włosy.
U szczytu schodów pojawili się zwabieni hałasem król i Glik. Obaj byli skrajnie przerażeni. Natychmiast ruszyli w stronę oszalałej kobiety, ale odbili się od tarczy.
- Uważajcie - ostrzegł ich Falcen o sekundę za późno.
Tymczasem Raveny przewróciła Firnis, usiadła na niej okrakiem i zaczęła okładać dziewczynę pięściami po twarzy. Callise i królewicz Cames leżeli nieprzytomni na trawie. Theo czołgał się po ziemi, próbując za wszelką cenę dosięgnąć wariatki.
Młodsza księżniczka ostatkiem sił skopała z siebie siostrę, potem przyłożyła sobie rękę do obolałej twarzy. Z jej nosa obficie lała się krew, prosto na bladą dłoń i szmaragdową szatę.
Raveny była cała brudna, pod prawym okiem wykwitł jej ogromny siniak. Wstała jednak bez trudu i spojrzała z wściekłością na Firnis.
- Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nienawidzę!
- Wiem! - odpowiedziała hardo dziewczyna. - Zawsze wiedziałam! Ja też cię nienawidzę! - dodała jadowicie. Siostra po raz kolejny cisnęła w nią mocą, ale tym razem pod złym kątem. Ziemia poniżej Firnis zapadła się lekko z tąpnięciem.
- Ona się zupełnie nie kontroluje - wyszeptał Falcen. - Nie potrafi sklecić żadnego sensownego zaklęcia. Nienawiść ją zaślepia.
Raveny znów pochyliła się nad młodszą siostrą, szykując się do potężnego kopnięcia w brzuch. Firnis odruchowo zasłoniła się rękami i przymknęła oczy, kiedy nagle zamiast ciosu poczuła niespodziewany ciężar. To Theo osłonił ja własnym ciałem.
Czarnowłosa piękność schyliła się, ale nie po to, by uderzyć chłopaka. Wyciągnęła z cholewki swojego wysokiego buta krótki sztylet. W jej oczach zagrało szaleństwo.
Firnis i Theo nie mieli już siły, by walczyć czy uciec. Zamknęli oczy. Dziewczyna objęła mężczyznę w pasie.
Razem czekali na śmierć.
Jednak ona nie nadeszła.
Usłyszeli ostry świst i wysoki krzyk. Rozwarli powieki.
Raveny leżała na ziemi, podrygując w ostatnim agonicznym tańcu. Nad nią stał Falcen z mieczem królewicza w ręku.
- Nigdy nie krzywdź moich przyjaciół. Nigdy.

*

Ciemnowłosy mężczyzna stał z poważną miną nad grobem swojej żony. Bardzo chciał płakać, ale nie potrafił. Rozpacz dusiła jego serce, wżerała się w duszę. Ból niemal obezwładniał.
„I przysięgam, że nie opuszczę cię mimo przeciwności losu..."
„Oraz że nigdy świadomie nie wyrządzę ci krzywdy, ani cię nie zranię..."
Poczuł, że ktoś kładzie mu rękę na ramieniu, więc odwrócił się niemrawo. Jego oczom ukazała się twarz króla Venish. Wyrażała wszystko to, co on sam czuł, a nie potrafił okazać.
- A więc... Co teraz zamierzasz począć, młodzieńcze? Powrócisz do Akademii? - spytał władca.
- Tak - odparł mag. - Będę pracował nad habilitacją, profesor Marlee obiecał, że mi pomoże...
Król uśmiechnął się smutno.
- Bardzo dobrze. Musisz czymś zająć myśli - powiedział. - Ale chciałbym ci coś uświadomić.
- Tak?
- Kiedyś będziesz musiał tu powrócić.
Falcen zmarszczył brwi.
- Po cóż? - zapytał.
- Wziąłeś za żonę jedyna prawowitą dziedziczkę. Nie muszę ci chyba tłumaczyć...
- Nie chcę tronu! - uniósł się przerażony młodzieniec. - Ja... Nie wiem nic o rządzeniu krajem, nie nadaję się!
- Spokojnie. - Król spojrzał na niego z opanowaniem. - Będziesz przyjeżdżał tu każdego lata, podczas wakacji w Akademii. Wszystkiego cię nauczę.
- Ale ja... Ja...
- Tak, ty. Życie różnie się układa. Trzeba przyjmować konsekwencje swoich decyzji, choćby były one podejmowane nieświadomie.

**

Callise zapukała do drzwi biblioteki.
- Dziecko, nie rób hałasu, po prostu wchodź - usłyszała w odpowiedzi.
Staruszek wycierał akurat kurze. Odwrócił się w kierunku przybyłej z uśmiechem.
- W czym mogę ci służyć?
Dziewczyna podeszła do niego z gracją.
- Król i księżniczka poparli moją decyzję...
- Jaką? - zapytał z wesołością w głosie mężczyzna. Domyślał się, co zaraz nastąpi.
- Chciałabym u ciebie terminować. Nauczyć się fachu bibliotekarki.
Staruszek uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Bardzo mi miło! Zatem zapraszam na zajęcia jeszcze dziś!
- Naprawdę? - Callise miała oczy jak spodki.
- Naprawdę - potwierdził rozbawiony mężczyzna.
Uczennica rzuciła mu się na szyję, piszcząc radośnie.

***

Władca wracał do zamku powolnym krokiem, kiedy naprzeciw wybiegli mu Theo i Firnis.
- Panie! - zakrzyknął młody mag. Wyhamował niemal w miejscu i wziął głęboki oddech. - Kiedy ja i Falcen uratowaliśmy życie twojej córce i panu Shillowi, powiedziałeś, że możemy otrzymać w zamian, co tylko zechcemy...
- Owszem... - Król zmarszczył podejrzliwie brwi.
- Chcę zatem prosić cię, Wasza Wysokość, o rękę Firnis.
Monarchę zamurowało. Przez dobre paręnaście sekund wpatrywał się bez słowa w przestrzeń.
- Zgoda - wydusił w końcu i odszedł.
Narzeczeni zaczęli się radośnie śmiać i pobiegli przed siebie, nad rzekę. Tam położyli się na trawie i spojrzeli w bezchmurne niebo.
- Wiesz, może trochę czasu mi to zajmie... - zaczął Theo. - Ale myślę, że któregoś dnia przestanę czuć cokolwiek do Callise.
- A ja do Falcena - dodała Firnis. - Może przestanie mnie też boleć to, jaką miałam siostrę...
Mężczyzna spojrzał w jej ciemnozielone oczy z uśmiechem.
- Najważniejsze jest to, ze mamy siebie - powiedział, a potem pocałował swoją narzeczoną, rozpoczynając obiecaną im wspólną wieczność.

****

Glik znalazł Falcena, kiedy ten pakował bagaże.
- Mogę na chwilę przeszkodzić? - spytał.
Mężczyzna spojrzał na niego i skinął głową. Twarz miał pozbawioną wyrazu.
- Co teraz będzie? Między nami?
Ciemnowłosy chłopak wzruszył ramionami.
- Od czasu do czasu i tak będziemy się widywać, to nieuniknione. Możemy wymieniać korespondencję... Ale nie myśl, że zacznę mówić do ciebie „tato" - ostrzegł. Jego ojciec w odpowiedzi zaśmiał się krótko.
- Nie martw się, nie oczekuję tego od ciebie. Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy.
Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Theo też jedzie z tobą do Akademii? - zapytał w końcu Glik.
- Nie - odparł Falcen. - Jutro, zaraz po ślubie, wyrusza z Firnis w podróż po świecie.
- Nie jest ci przykro? - zdziwił się królewski doradca.
- Nie. Chcę tylko, żeby byli szczęśliwi.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Cieszę się, że pomimo mojej prawie trzydziestoletniej nieobecności wyrosłeś na tak porządnego człowieka - powiedział i wyszedł.

*****

Rosa osiadła na trawie i kwiatach. Ptaki wybudzały się powoli ze snu, podśpiewując radośnie. Niedźwiedź burknął coś ze swojego barłogu, dwa konie w stajni tupnęły nogą. Drzewa szumiały cicho, a ryby w rzece pluskały wesoło.
Słońce wstawało nad zamkiem, rozpoczynając kolejny piękny dzień.

KONIEC

Sen jutra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz