Nadzieja

17 2 0
                                    

Theo kręcił się bez celu po zamku. Czuł, jakby zawaliło się całe jego życie. Ta sprawa z Callise... Jak mógł być taki głupi! Musiał wyjść, jeszcze tylko tego brakowało, żeby był pierwszą osobą, którą dziewczyna zobaczy po przebudzeniu.
Coraz częściej pojawiała się w jego głowie myśl o powrocie do Zielonego Portu, na Uniwersytet. Tu, w Venish, czuł się tylko coraz gorzej. Niby bardzo polubił Firnis, bibliotekarz był dla niego jak ojciec... Ale Callise... I Falcen, któremu co jakiś czas zanikał rozum.
Zszedł po schodach na dziedziniec i skierował się do stajni. Kiedy tylko wszedł, usłyszał coś, czego kompletnie się nie spodziewał - płacz.

W boksie gniadosza imieniem Certus stała Firnis. Rękawem szarej sukni ocierała płynące z oczu łzy.
- Hej, co się stało?
Podszedł do księżniczki i nieśmiało objął ją ramieniem. Dziewczyna wtuliła się w niego jak dziecko.
- Firnis...?
Brunetka nie odpowiadała przez dłuższy czas, musiała się uspokoić. W końcu jednak wydusiła z siebie trzy słowa.
- Ja go kocham...
- Co? Ale kogo? - Theo w pierwszej chwili nie zrozumiał.
- Falcena.
Zapadła długa cisza.
- Jak to się mogło stać? - spytał mężczyzna cicho. - Przecież wiedziałaś, że on...
- Wiedziałam - potwierdziła. - Dobrze wiedziałam. Ale po prostu... Od pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłam, wzbudził we mnie tak silne emocje... Nigdy nie sądziła, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje, a tu proszę.
Blondyn stęknął.
- Ale poważnie, Falcen? Ten psychopata, na dodatek zakochany na śmierć w twojej siostrze? Jeszcze ta cała bzdurna przepowiednia z Czterema Porami Roku...
- Naprawdę, jestem tego wszystkiego świadoma - powiedziała księżniczka i oderwała się od torsu przyjaciela. - To nie ma żadnych szans...
- Ano żadnych - przytaknął mężczyzna.
Spojrzeli sobie w oczy. Theo otarł Firnis z policzka ostatnią zabłąkaną łzę.
- Jedźmy gdzieś. Gdziekolwiek - zaproponował. - Chyba obydwoje tego potrzebujemy.
Księżniczka uśmiechnęła się lekko.
- Siodłaj sobie konia, panie - powiedziała i skłoniła się teatralnie.

*

Wszędzie dokoła śpiewały ptaki, las budził się do życia. Firnis westchnęła z rozkoszą.
- Ślicznie tu!
Theo uśmiechnął się szeroko.
- Kiedy ty tu jesteś... Owszem, ślicznie.
Księżniczka fuknęła, ale po chwili posłała mu oczko.
- Próbujesz mnie pocieszyć? - spytała.
- I tak, i nie - odpowiedział enigmatycznie.
- W sensie...?
- Chciałbym, żebyś była szczęśliwa - rzekł i poprawił poły płaszcza. - Ale nie skłamałem, naprawdę jesteś ładna.
Dziewczyna skuliła się w sobie.
- Nie przesadzaj...
- Nie przesadzam - przerwał jej od razu Theo. - Jesteś piękna.
Firnis westchnęła ciężko.
- Przestań. Po prostu przestań.
- Ale...
- Przestań! - prawie krzyknęła. Mężczyzna umilkł posłusznie.
- Jedźmy nad strumień - poprosiła księżniczka.
Kiedy ruszyli, spomiędzy drzew wypadła postać na karym koniu, w granatowej sukni i z rozwianymi czarnymi włosami. Była wściekła, płakała ze złości.
- Raveny! - krzyknęli oboje. Tak, jak się spodziewali, dziewczyna nawet nie zwolniła. Pocwałowała dalej, zostawiając za sobą jedynie udeptane trawy.

**

- Że co?! - Theo nie mógł uwierzyć własnym uszom. - Jak to "wyszedłeś"?!
- Sam nie wiem, jak to się mogło stać! - Falcen przeczesał sobie włosy nerwowym ruchem. - Ale... Po raz pierwszy mnie nie zaczarowała. Widziałem, że była w szoku, potem w złości, ale... Pozwoliła mi wyjść, nie zatrzymała. Przyjęła do wiadomości, że mogę czegoś nie chcieć, zaakceptowała moją decyzję.
Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Stary, weź ty się zdecyduj! Kochasz ją czy nie?
- Kocham, ale...
- Jak cię odrzuci, to źle. Jak chce, też źle. Ona jest chora psychicznie, uwzględnij to. Czego ty od niej oczekujesz?
Falcen wzruszył ramionami.
- Chcę z nią być, to chyba oczywiste. Chcę jej szczęścia, ale... Ale do końca jej nie ufam.
- No nareszcie! Zrozumiałeś, że to kompletna wariatka?
- Ona nie jest kompletną wariatką - zaperzył się brunet. - Ona po prostu ma pewien problem.
- Z mózgiem - odparował natychmiast Theo. - I to poważny.
- Ech... Powiedz mi lepiej, dlaczego krytykujesz to, że się nie zgodziłem, skoro sam jesteś za wstrzemięźliwością do ślubu, co? - spytał Falcen.
- Nie krytykuję. Po prostu nie mam pojęcia, czego ty właściwie chcesz. Jednak w twojej decyzji na pewno było coś z odwagi. Boję się tylko, że przyjdzie taki moment, stary... Nie myl odwagi z głupotą.
Zapadła pełna napięcia cisza.
- Dobra, nie kłóćmy się, jeszcze tylko tego nam teraz brakuje. Lepiej ustalmy, co robić - zaproponował blondyn.
Falcen podrapał się po ciemnym trzydniowym zaroście. Chwilę potem jego zielone oczy pojaśniały.
- Pójdziemy do Glika! - zakrzyknął i prędko wybiegł z komnaty. Jego przyjaciel, chcąc nie chcąc, ruszył za nim.

***

Nadworny mag siedział w swoim gabinecie, obłożony stosem ksiąg. Kiedy dwóch rozgorączkowanych młodzieńców wpadło do pokoju, uśmiechnął się przyjaźnie.
- Zastanawiałem się, kiedy do mnie przyjdziecie - oznajmi i postawił kropkę na pergaminie, po czym odłożył pióro. - O co chcecie zapytać?
Falcen oddychał ciężko po biegu, ale udało mu się wykrztusić pytanie.
- Czy prowadziłeś historię choroby Raveny?
Wyłupiaste oczy mężczyzny posmutniały, pokręcił głową.
- Niestety nie.
- To może chociaż pamiętasz... - Brunet wciągnął głośno powietrze w płuca. - Czy zdarzały jej się chwile absolutnej normalności?
Glik rozparł się w fotelu i zamyślił.
- Chyba raz czy dwa się zdarzyło, ale najwyżej na parę godzin. Jednak nigdy się nie odezwała, nawet wtedy.
Falcen pokiwał głową ze zrozumieniem. Mag przyjrzał mu się badawczo.
- Do czegoś dzisiaj doszło.
To nie było pytanie.
- Widzę to w twoich oczach.
Brunet podrapał się po głowie i spuścił wzrok.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedział cicho. - Ale Raveny wróciła.
- Rozumiem - odpowiedział Glik. - Nawet nie jestem pewny, czy chcę wiedzieć. Ale tak szczerze, co cię do mnie sprowadza?
Po raz pierwszy to Theo zabrał głos.
- Jak pewnie wiesz, za miesiąc pojawi się tu królewicz Cames. A nasza księżniczka prawdopodobnie do tej pory nie raczy się pojawić, za sprawą dzisiejszych wydarzeń. Zatem... Czy masz jakiś pomysł, co moglibyśmy zrobić?
Mężczyzna pochylił się na biurkiem. Jego długie jasnobrązowe włosy musnęły blat.
- Mam jedną myśl. Nie wiem, czy uznacie ją za rozsądną... Pewnie nie, ale to nasza ostatnia deska ratunku.
- Tak? - spytał niecierpliwie Falcen.
- Pójdziemy do Świątyni Mądrości.

Sen jutra ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz