Rozdział 3

3 1 0
                                    

Mieszko nie wiedział dokąd zmierza. Szedł, potykając się niekiedy o poskręcane korzenie, które wyrastały z ziemi w tak nieprzewidziany sposób, iż nie dało się przewidzieć gdzie następnym razem upaść należy. Po kilku godzinach Bies stanął w miejscu, a za nim stanął również i Wielki Wódz. Znajdowali się na polanie, zupełnie pustej i osamotnionej, poza wielkim, czarnym dębem, którego korona rozciągała się nad całą ów polaną. Zza pleców Mieszka, ozwał się głos tak szkaradny, iż ciarki momentalnie sparaliżowały ciało jego:

- A więc to ty jesteś tym, który wysłannika życia pozbawił?

- Nie wiem o co pytasz mnie poczwaro- odpowiedział Mieszko nie odwracając się ani na chwilę.

- Twoim ludzie Szamanem zwać go zwali. Teraz wielka pustka po jego stracie w naszych sercach panuje.

- Coś za poczwara? Co tak skrzeczy w moją stronę?

Wódz odwrócił się w stronę z której dobiegał głos. Zobaczył wtenczas wielką babę, pokrytą ogromnymi bąblami i czyrakami, które całe jej ciało zdołały zakryć. Spod twarzy jej zakrytej zakrwawioną chustą, wystawał nos wielki i szpiczasty, pokryty bąblami pękającymi przy każdym ruchu. Owa baba, Babą Wodną była, na służbie złych mocy.

- Wielki Książe, powitać cię pragnę w naszym domu, domu wszelkiego stworzenia tego lasu.

- To przez was potwory, na lud mój tyle nieszczęść spada.

- Brata Szamana naszego duszy pozbawiłeś, co więc zatem twoim zdaniem z ludem twym powinniśmy uczynić?

- Musicie zaprzestać, inaczej przyjdę tutaj i wybiję was wszystkich do nogi.

- Trzęsiemy się ze strachu przed potwornym Panem, o tak! Nie bij nas, o wielki Książe, o Wodzu!

- Zamilcz pokrako!

- Jeśli myślisz że uda ci się zbiec stąd bez naszego pozwolenia, lub też zabijesz nas, jesteś w dużym błędzie. Zrobisz to co rozkażemy, lub zginiesz i skażesz swój lud na klęskę i śmierć niechybną.

- Co więc powinienem uczynić?

- Przysiąc nam wierność i służyć nam pomocą. W zamian nasi poddani przestaną nękać twój lud, a wręcz będziemy pomagać ci zjednać sobie inne ziemie i pokonać wrogie plemiona.

Mieszkowi nie podobała się propozycja Baby. Nie chciał układać się z Ciemnymi Bogami, którzy byli wrogami jego Bogów. Ale cóż miał zrobić, skoro jego ludzie umierali z głodu, lub też z rąk krwiożerczych potworów? Gdyby zaś zawarł sojusz z bestiami, mógłby rozszerzyć swoje ziemie, dając swoim ludziom nie tylko pożywienie i miejsce do życia, ale również brak ataków ze strony potworów. Z drugiej zaś strony, jeśli nie dojdzie do porozumienia z stworzeniami lasu, nie ujdzie żywy z tej polany, zwłaszcza że nie posiadał nawet miecza. Musiał, przynajmniej na jakiś czas, wykorzystać ciemne siły, aby uratować swoich ludzi.

- Dobrze więc. Niechaj tak będzie.

- Podejdź więc Wielki Wodzu w moją stronę.

Mieszko niechętnym krokiem podszedł do Baby. Wzięła ona jego rękę i wgryzła w nią swoje zęby, a krew jego wyciekała z rany ogromnej.

- Podejdź do dębu wielkiego wszelkiego stworzenia, i na jego pniu rękę swą odbij.

Jak kazała, tak Wódz postąpił. Chwiejnym krokiem podążył ku drzewu, i odcisnął na nim swoją rękę. Drzewo owe skręciło się wokół swojego własnego pnia, tworząc rozmaite wzory, tak niewyobrażalne, iż nadziwić im się nie mógł. W pniu tego drzewa, była wnęka, z której Mieszko wyciągnął wielki miecz dwuręczny, którego rękojeść wykonana była z drewna czarnego jak smoła, a twardszego niż najmocniejsza stal. Ostrze zaś, z czarnego, ale jakoby przezroczystego materiału wykonane było, zupełnie nieznane Wielkiemu Księciu. W późniejszym etapie, Książe nazwał materiał ów ,, czarnym szkłem".

- A więc teraz jesteśmy sojusznikami, Mieszko Mocarny, pierwszy tego imienia. W dowód chęci do dalszej współpracy, oprócz miecza, mamy dla ciebie inny podarek.

Zbiesiony niedźwiedź, który dotychczas stał tuż obok Baby, wolnym krokiem podszedł do Mieszka. Spojrzał mu w oczy, chcąc jakoby dostrzec jego duszę. Nagle oczy niedźwiedzia stały się normalne, a on sam uciekł do lasu. Nad głową Wodza przeleciał orzeł, który szybując spłynął Księciu na ramię. A jego oczy były pionowe.

- Witaj Panie, od dzisiaj będę ci służył jako wierny towarzysz, doradca i wojownik.

- Jak orzeł może pomóc mi w walce?

- Obiecuję że się nie zawiedziesz.

- A teraz idźcie- ozwała się Baba- Idźcie i rozszerzajcie nasze królestwo.

Krew i pożogaWhere stories live. Discover now