chapter song = the streets - i wouldn't have it any other way
rozdział ma miejsce ponad 2 lata po adopcji Junghwy, w okolicach 5 rozdziału
miłego czytania!( '∀`)☆
_________
Płakała już od dobrych trzydziestu minut. Jej łkanie odbijało się od wszystkich ścian mieszkania, zagłuszało cichy śpiew Hoseoka, pomrukiwanie Yoongiego czy chociażby "trzeszczącego" misia (którego hałas ponoć uspokaja dzieci).
Junghwa często budziła się w środku nocy.
Zwykle wystarczało po prostu posiedzieć z nią chwilę i pogłaskać po głowie, by znowu zasnęła. Jako że była małym dzieckiem potrzebowała jeszcze więcej ciepła, bliskości i czułości.
Ewentualnie mleka.
Yoongi i Hoseok mieli już ustaloną rutynę - Yoongi robi mleko, Hoseok śpiewa i głaszcze po włosach.Tym razem jednak nie wydawało się to takie proste.
– Podaj mi smoczek – poprosił Hoseok nadal szeptem, pomimo że ich córka i tak nie spała. Trzymał ją na rękach, opatuloną w kocyk, chodząc wte i wewte po pokoju o sufitach ozdobionych świecącymi w ciemności gwiazdkami. Zdołali je tam poprzyczepiać już kilka miesięcy przed adopcją. Nadal się trzymały.
Yoongi rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu białego smoczka. Wszędzie pluszaki, jakieś butelki, pieluszki i... Jest i smoczek. Leżał w plastikowej miseczce na przewijaku. Yoongi bez wahania podał go Hoseokowi, błagając wszelkie istniejące bóstwa, aby to jakoś Junghwę uspokoiło.
Hoseok próbował wsadzić jej smoczka delikatnie do ust, tak jak jeszcze kilkanaście minut temu butelkę z mlekiem, jednak nic z tego.
Wydawało się, że smoczek tylko Junghwę zdenerwował. Jej płacz zamienił się w głośny krzyk, a jej nogi uwolniły się spod kocyka.
Małe stópki w skarpetkach z podobizną lwa Ryana. Prezent od Namjoona.
Jednak Junghwy nie za bardzo obchodziły jej skarpetki. Wierzgała się w ramionach Hoseoka, nieudolnie próbującego uchronić ją od upadku.
– Może ją połóż? – westchnął Yoongi. Hoseok kiwnął głową i zbliżył się do łóżeczka.
Pomimo tego że przed chwilą Junghwa próbowała praktycznie wyskoczyć z ramion ojca, teraz małymi paluszkami kurczowo trzymała koszulki jego piżamy.
- Ćśś... Junghwie, puść tatusia. - Hoseok odczepił jej palce od materiału, po czym ułożył ją bezpiecznie w drewnianej kołysce.
Usiadła na samym środku, pośród misi i innych zabawek, patrząc na swoich rodziców wielkimi, zapłakanymi oczami, które próbowała przetrzeć piąstkami.
Yoongi poczuł, że jego serce kurczy się na ten widok. Tak jakby smutek na twarzy córki wysysał z niego szczęście.
Dziewczynka wymamrotała kilka niewyraźnych słów, wykrzywiając usta w podkówkę. Wyglądało na to, że zaraz wpadnie w jeszcze większy szał, ale.Ale po prostu oplotła pulchne paluszki wokół drewnianych barierek i oparła o nie głowę, bezsilnie. Łkała cicho, tak jakby tylko to trzymało ją na jawie. Ale nie mogła zasnąć.
Yoongi był wściekły.
Nie na Hoseoka, nie na Junghwę, cholera, nawet nie psa sąsiadów za ujadanie w środku nocy, ale... na siebie.
Za to, że nie był w stanie złapać Księżyca i ściągnąć go po nitce do pokoju Junghwy. Że nie mógł zawiązać go na jej balustradzie łóżeczka, niczym balonika, które tak uwielbiała.
CZYTASZ
teacher;;yoonseok
Fanfictionyou are the sunshine of my life/that's why i'll always be around