- To bardzo podejrzane – mruknął Mycroft – czyżby w tej szkole stacjonował kartel narkotykowy?
Sherlock spojrzał na niego z ukosa.
- Żadnych telefonów i skarg. W cudowną socjalizację nie uwierzę – ciągnął, zajeżdżając na szkolny parking.
- Czyli przeniesiecie mnie z powrotem? - zapytał młodszy.
- Nie mam pojęcia, co się mogło stać, ale czuję kłopoty. Oszczędź matce zmartwień.
- To nie ja jestem powodem jej zmartwień, raczej toksyczne środowisko wokół mnie, które próbowało mnie zniszczyć.
- Ciekawe, że tylko ciebie, Sherly.
- Nie mów do mnie Sherly – fuknął. - Mogę już iść?
Mycroft jeszcze przez chwilę obserwował brata, jak ten kieruje się do wejścia. Westchnął głośno i odjechał. Sherlock skierował się na półpiętro, gdzie zajął miejsce na parapecie. Zawsze czekali tu na siebie przed pierwszym dzwonkiem. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął darzyć Johna czymś na kształt zaufania, bo oczywiście w pełni nie ufał nikomu. Nigdy jeszcze nie miał nikogo tak blisko siebie. John akceptował jego inność, a nawet uważał za atut. Z kolei Sherlock czuł się lepiej z towarzyszem u boku i... lubił go. Po prostu. Miał nadzieję, że on był tego samego zdania. Nie zauważył, kiedy się zjawił.
- Hej, przepraszam, że tak późno, ale Steve...
Sherlock był w tym liceum od trzech miesięcy, lecz tego typa zdążył poznać już aż za dobrze. Zarówno z bezpiecznej odległości, jak i w nieco bardziej ryzykowny sposób.
- Mam coś zrobić? Czego od ciebie chciał? - Sherlock wstał i uniósł bojowo brodę.
Po twarzy Johna przemknął lekki uśmiech.
- Nie ważne... Po prostu uważaj na niego – uciął temat. - Miałeś mi chyba coś dzisiaj pokazać?
- A, tak. Dzisiaj nie mamy dwóch ostatnich lekcji, więc jeśli zechciałbyś mi towarzyszyć, to wybralibyśmy się na małą ekspedycję.
- Oczywiście!– krzyknął John szybko. Zbyt szybko. Sherlock skinął głową. Postanowił na razie nie ciągnąć wątku szkolnego bandziora, wypyta go co się stało przy okazji.
Przez te wszystkie dni zdążył już zrobić mały research na temat Watsona.Niczym specjalnym się nie wyróżniał. Najlepsze oceny miał z biologii i chemii, z innymi też nie najgorzej sobie radził, ale nie przykładał się specjalnie. Nie chodził w markowych ubraniach, choć zawsze wyglądał porządnie i utrzymywał swój mundurek w nieskazitelnym stanie. Miał siostrę Harry, mieszkał z rodziną we wschodnim Londynie. Jego zeszyty były zapełnione równym, starannym pismem. Lubił oglądać Doctora Who, a gdy nudziło mu się na lekcjach, czytał książki fantasy. Należał do szkolnej drużyny rubby i najbliższy kontakt utrzymywał z kolegami z boiska, chociaż poza meczami był dla nich niemal niewidoczny. Potem nieszczęśliwie złamał nogę i musiał zrezygnować, co oznaczało koniec kontaktu. Sherlock również zauważył, że gdy go polubił, tamci się od niego zupełnie odwrócili. Właściwie John był jedyną osobą, która go lubiła. Właśnie dlatego przez całe cztery godziny lekcyjne wpatrywał się w jego plecy lub w zeszyt, w którym sporządzał możliwą do odczytania tylko dla siebie mapę faktów na temat kolegi.
Przez to wszystko nie od razu zauważył, że dostał nową wiadomość.
„Zdradzisz mi, jaki jest cel naszej wyprawy? JW"
Sherlock ledwo zauważalnie uniósł kąciki ust.
„Zepsułbym całą niespodziankę. SH"
„Ech, jesteś królową dramatyzmu, wiesz? XD JW"
„Skup się na lekcji. Musisz poprawić oceny z literatury, jeśli chcesz mieć świadectwo z paskiem. SH"
„Kiedy ja nie rozumiem, o czym ona mówi! :c JW"
„Jak 90% klasy ;) Wytrzymaj jeszcze te 20 minut. SH"
Obydwoje musieli przyznać, że ta lekcja dłużyła im się niemiłosiernie.
Witajcie kochani czytelnicy! Przepraszam Was bardzo, że dzisiaj tak krótko, ale już po pierwszych dniach czuję, że klasa maturalna nieźle da mi w kość i będziecie musieli pogodzić się z wolnymi update'ami. :c Tymczasem zostawiam Was z tym oto clifhangerem. Ktoś ma pomysł, co się dalej wydarzy? :3
CZYTASZ
To tylko gra
FanfictionSiedmioletni Sherlock po raz pierwszy jest świadkiem zbrodni. Od tej chwili wszystko staje się grą. Kidlock/Teenlock.