Rozdział 3

102 11 2
                                    




-No bez jaj - serio? Szkoła Żywiołów? To tu było przez cały czas, a ja nawet o tym nie wiedziałam? Jeszce niech powie, że będę do niej uczęszczać.

-Będziesz do niej uczęszczać - powiedziała Rose.

No tak. Super. O wilku mowa. Jeszce do tego przewiduję przyszłość.
Spojrzałam na Rose.

-Chodź za mną. Zaprowadzę cię do Pana Nicolasa. Pewnie teraz je obiad z resztą nauczycieli i innymi uczniami. Zrobimy wejście smoka! - powiedziała Rose i zaczęła iść korytarzem po środku.Ruszyłam za nią. Korytarz był długi i miał masę drzwi. Miałam wrażenie, że idziemy już 4 godziny, kiedy Rose raptownie przystanęła.

-To tutaj. Sala jadalna. Mamy tu przepyszne jedzenie! - i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Rose otworzyła drzwi przed nami i odsunęła się, aby było mnie widać. Zamurowało mnie.
Sala była tak wielka, że spokojnie można by było w niej zrobić ogromne lotnisko.
Stałam w drzwiach, jak jakaś idiotka, podczas gdy setki oczu patrzyło się na mnie.

Rose lekko wepchnęła mnie do środka. Powoli zaczęłam iść w kierunku podwyższenia przy (jak sądzę) stole nauczycieli. Na tym podwyższeniu siedział stary mężczyzna z wąsami i brodą. Patrzył się na mnie z zaciekawieniem, tak jak inni. Szłam, a za mną szła Rose. Gdy doszłyśmy do tego faceta z brodą, Rose zaczęła szeptać mu coś na ucho. Usłyszałam tylko kilka słów: Hazel, moc, pamięć, potwór, woda. Wywnioskowałam, że gadają o mnie. Mądra ja.

Gdy Rose skończyła, facet spojrzał na mnie i powiedział:

-Witaj. Nazywam się Pan Nicolas i jestem dyrektorem Szkoły Żywiołów. Z tego co wiem od Rose, to masz na imię Hazel, zgadza się?

-Tak proszę pana. Hazel Metles.

Pan Nicolas zwrócił się do wszystkich uczniów:

-To jest Hazel Metles, nowa uczennica naszej szkoły. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło. Idź Hazel na razie razem z Rose do stolika gardenii, na pewno jesteś głodna. A wszystkich uczniów, nauczycieli i oczywiście Hazel, zapraszam po kolacji do pokoju przeznaczenia, aby nasza nowa uczennica mogła dziś pójść spać ze swoją grupą.

Popatrzyłam na Rose, a ta się uśmiechnęła, wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do stolika na końcu sali. Usiadłam między nią a jakąś inną dziewczyną. Zaczęłam jeść, lecz nie mogłam się skupić, bo po głowie kręciło mi się jedno pytanie: Dlaczego Pan Nicolas nazwał te dziewczyny przy tym stole gardeniami? Przecież wszystkie wyglądały normalnie. Jak ludzie.
Zwróciłam się z tym do Rose.

-Dlaczego Pan Nicolas nazwał te dziewczyny gardeniami? Ty też nią jesteś?

-Tak. Jestem gardenią. Wszystkie te dziewczyny nimi są. Nazywamy się tak, ponieważ umiemy zamieniać się w rośliny, od których mamy imię. Ja jestem Rose, czyli Róża, więc potrafię zamieniać się w różę. To jest Narcyza - wskazała dziewczynę, obok której siedziałam - ona może zmieniać się w narcyza. A to...

-Ok, rozumiem - odpowiedziałam. Jeszce chwilę, a zaczęła by mi przedstawiać cały stół.



******


Po skończonej kolacji (była bardzo smaczna!) Pan Nicolas zabrał mnie do tego... Jak to się zwało? Pokoju Przeznaczenia? W każdym razie reszta uczniów usiadła na trybunach wokół tego pokoju. Pokój miał ściany ze szkła, więc wszystko było widać. Pan N (mogę do tak nazywać? Tak?) A więc Pan N kazał mi wejść do tego pomieszczenia, a gdy to zrobiłam, zamknął mnie na klucz. Serio? Żarty sobie robicie? Już chciałam krzyczeć, aby mnie wypuścili, kiedy usłyszałam nie wiadomo skąd głos.

-Witaj Hazel Metles - głos był kobiecy i bardzo głęboki - Staniesz teraz przed próbą przeznaczenia. Stań na środku.

Zawahałam się prze chwilę, ale w końcu zrobiłam to o co prosiła kobieta.

-Wypij.

Co? Co mam wypić? Nagle z sufitu zaczęła zjeżdżać mała buteleczka z zielono-czerwono-biało-niebieskim płynem. Znowu się zawahałam, ale wypiłam ten tajemniczy płyn. I nagle BUM!
Przestałam cokolwiek widzieć. Zaczęłam krzyczeć. Gdy w końcu się opanowałam, głos zabrzmiał ponownie.

-Spokojnie. To tylko chwilowe. Teraz musisz wybrać. Musisz iść w którąś ze stron. Jedna to ogień, druga to powietrze, trzecia to ziemia, a czwarta to woda. Skup się i idź tam, gdzie serce cię poprowadzi. Wybieraj.

Czułam się bynajmniej dziwnie. Kobieta mówiła, żeby iść tam, gdzie prowadzi serce, lecz mnie ciągnie we wszystkie strony naraz. Jakby każdy z żywiołów chciał mnie u siebie. Zataczałam się we wszystkie z 4 stron, aż w końcu pomyślałam: Dość! O dziwo wszystko się uspokoiło. Skupiłam się i poszłam w stronę, którą wybrał mój mózg, a nie serce. Nagle stanęłam w ogniu. Aha. Więc ogień. Ale dlaczego nic mi się nie dzieje? Poczułam wtedy takie pieczenie w prawej ręce, że miałam ochotę ją odciąć. Po chwili ból się zmniejszył. Odzyskałam wzrok. Ktoś otworzył drzwi. Wyszłam na zewnątrz, włócząc nogami i zemdlałam.

# hej wszystkim. Sory, że wczoraj nic nie napisałam, a miałam, ale nie miałam czasu. Następny rozdział w tygodniu, bo za chwilę wyjeżdżam na weekend. Chociaż ten dokończyłam. Pisałam go w kinie w czasie reklam. Omg.
Pa!

Szkoła żywiołów /zawieszone/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz