Rozdział 5

90 11 0
                                    




Noc minęła spokojnie. Spędziłam ją w moim nowym pokoju, lecz niestety (albo stety) nie zdążyłam poznać moich współlokatorek, bo wieczorem padłam na łóżko, jak zabita. Obudził mnie dziwny dźwięk, jakby syczenie... Otworzyłam oczy i zobaczyłam,że... pali się! Zaczęłam krzyczeć i oczywiście obudziłam tym inne osóbki z pokoju.

-Znowu to samo... - westchnęła jedna z nich. Miała rude włosy i lekko opaloną cerę.

-Pewnie zaraz zacznie polewać naturalną wodą mineralną z dzbanka - skwitowała druga. Czarne, proste włosy i okulary korekcyjne ray bany. (sory, nie wiem, jak się pisze ~ dopis aut.) Typowy kujon. Widać i słychać. Przestałam krzyczeć.

-Dlaczego tu się pali??? I dlaczego nic z tym nie zrobicie??? - zapytałam zdezorientowana.

-To tylko nasz budzik, kochana - odpowiedziała ruda - Zaraz się wyłączy - jak powiedziała, tak się stało. Zaległa wyjątkowo przyjemna cisza - Ja mam na imię Nora, a to Lucy. Jesteśmy twoimi koleżankami z pokoju i jesteśmy ognistymi. A ty to pewnie Hazel? Ta nowa?

-Tak to ja. Hazel Metles.

-Spoko. Ubierz się, to pójdziemy razem na śniadanie.

Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. W środku była masa przeróżnych ubrań - wszystkie podpisane imieniem i nazwiskiem. "Skąd oni mają mój rozmiar?"- pomyślałam i postanowiłam zapytać o to później dziewczyny albo Rose. Wzięłam pierwszą lepszą sukienkę i zobaczyłam napis "Nora Sugarfly". Zaczęłam się śmiać.

-Z czego się tak śmiejesz? - zapytała Nora.

-Eee... No... To nic takiego - odpowiedziałam zmieszana. Nora uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. Odłożyłam sukienkę do szafy. Wzięłam następną i... Wow. Była przepiękna! Cała w kolorze kaki, w delikatną siateczkę, sięgająca do kolan, lekko przycięta na bok. Spojrzałam czyja jest. Moja.

-Ta. Sukienka. Jest. Moja?! - spytałam zszokowana.

-Jeżeli jest tam napisane Hazel Metles to tak - odparła Nora, mrugając do mnie słodko z ironią.

Założyłam ją. Do tego dobrałam czarne trampki converse i spojrzałam się w lustro. Wyglądałam ślicznie. Dziewczyny już zdążyły się ubrać i razem zeszłyśmy na śniadanie. Jedyne wolny stolik był przy oknie, na końcu sali, więc ta się udałyśmy. Cały czas czułam na sobie czyjeś spojrzenie... Odwracałam się co jakiś czas, ale nikogo nie widziałam. Ale to czułam...

******

Po śniadaniu przyszła do mnie jakaś dziewczynka, mówiąc, że Pan Nicolas woła mnie do siebie do pracowni. Zapytałam ją po co, ale już odbiegła gdzieś przestraszona. Poszłam,więc tam no bo co miałam innego zrobić? Zapukałam do drzwi i weszłam, jak usłyszałam krótkie "wejść!". Pan N siedział za biurkiem czytając książkę. Gdy weszłam przyjrzała mi się i powiedział:

-Siadaj proszę. Zawołałem cie tutaj,bo na pewno masz masę pytań co do szkoły i naszego świata-wymiaru. Więc pytaj.

-Eee... No więc... - na tę chwilę nic nie przychodziło mi do głowy - Co Pan zrobił mi w szpitalu, przykładając rękę do czoła?

-Ach. To. No więc, jak już musisz wiedzieć to wykasowałem ci odrobinkę pamięci, abyś nie pamiętała tego wieczornego incydentu z potworem.

-Jakiego incydentu? Z jakim potworem?

-Czy Pan wie, kim byli i jak umarli moi rodzice? - zapytałam na jednym oddechu, próbując się nie rozpłakać.

-Nie do końca. Wiem tylko tyle, że musieli umrzeć od ognia, ponieważ jesteś ognistą. Masz jeszcze jakieś pytania?

Popatrzyłam na niego z ciekawością w oczach.

-Tak i to dużo.




# Kolejny rozdział już za mną. Wróciłam z Zielonej Szkoły i uświadomiłam sobie, że nie wchodziłam na Wattpada! Więc dzisiaj weszłam i napisałam.

Bye, bye!!!







Szkoła żywiołów /zawieszone/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz